Rozdział 14. Lainey

1.1K 227 56
                                    


Hejka! 

Po ty wszystkich dramatach nadszedł czas na coś turbo słodkiego! Mam nadzieję, że spodoba Wam się taka odsłona tej dwójki 💚

Dobrej lektury!


Nie mogę uwierzyć, że całowałam się z Jamesem.

A później spędziłam noc w jego łóżku, leżąc na męskiej piersi i pozwalając, by całował mnie aż do rana.

Muskał moje usta, policzki, obojczyki. Każdy skrawek skóry, który zechciałam mu pokazać, próbując przekonać samą siebie, że dobrze postępuję. Że zasłużył na drugą szansę.

I że ja sama mam prawo do szczęścia, które odczuwam wyłącznie przy nim.

Przez ostatnie pięć lat był to scenariusz nie do wyobrażenia. Nic nie wskazywało, byśmy ponownie mieli na siebie wpaść, a co dopiero zacząć spędzać razem całe dnie, aż w końcu... Sama nie wiem, zrozumieć, że być może jesteśmy sobie pisani? Bo chyba tylko przeznaczeniem można nazwać wszystko to, co dzieje się w naszym życiu od paru tygodni.

Przeznaczeniem i szaleństwem. Tak silnymi, jakby cały wszechświat spiskował, byśmy odnaleźli drogę do siebie. Łącząca nas przed laty więź okazała się bowiem silniejsza, niż przypuszczałam i nawet upływający czas, spędzony na płaczu i niezrozumieniu, nie był w stanie jej przerwać. A przynajmniej taką mam nadzieję.

Dopuszczenie do siebie Jamesa było rzeczą instynktowną, niczym oddech. Pozwolenie, by mnie pocałował, czymś, co w tamtej chwili nie wymagało zastanowienia. Natomiast zaakceptowanie, że ponownie pragnie skraść moje serce, stanowiło przerażającą wędrówkę po cienkiej linie wiszącej nad urwiskiem. Wygrana, znajdująca się po drugiej stronie, była jednak warta potencjalnego niebezpieczeństwa.

To właśnie miłość jest tym, co pcha mnie do przodu, tym, co nadaje sens tej decyzji. Bo jeśli nie ryzykuję, znaczy to nie mniej nie więcej, że po prostu nie żyję. A ja w końcu pragnęłam odetchnąć pełną piersią. Pozwolić sobie czuć. Przestać uciekać.

Może właśnie dlatego tak bardzo boję się wejść do gabinetu Jamesa? Jakbym podskórnie obawiała się, że wśród pracy i politycznych zobowiązań, nie ma dla mnie miejsca.

Ostatecznie nabieram tchu, cicho pukając, a gdy rozchodzi się "proszę", przekraczam próg. J. siedzi za biurkiem, pochylony nad otwartym laptopem i w skupieniu śledzi ekranwzrokiem. Na nosie ma czarne okulary odbijające światło lampy, przy okazji dodające pewnej aury tajemniczości.

– Przeszkadzam?

Unosi głowę, niemalże od razu natrafiając spojrzeniem na moją sylwetkę.

– Nie, nigdy mi nie przeszkadzasz. – Powinnam zareagować na tak tandetny tekst, ale jest w nim coś ujmującego. Chciałabym, aby w naszym przypadku okazał się prawdą. – Wejdź. Coś się stało?

Zajmuję wolny fotel, odkładając na blat dokumenty stanowiące wyłącznie wymówkę.

– Przynosiłam ci do podpisu. – Przesuwam stos kartek, by lepiej widział. – Jeśli podpiszesz, to od razu zaniosę je do Poppy i...

Bez słowa zdejmuje skuwkę pióra, po czym zamaszystym ruchem zatwierdza je swoim imieniem i nazwiskiem. Nawet się z nimi nie zapoznał, wyłącznie przewraca strony, jakby wykonywał zadanie na czas.

– Nie przeczytasz? – Zawsze wszystko dokładnie analizował.

– Ty je przygotowałaś, prawda?

– Tak.

Pocałunki w Białym DomuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz