Łowca
Wiele drapieżników wykorzystuje przewagę terenu – czyhają, obserwując, by wybrać najlepszy moment do ataku.
***
Ludzie w moim starym życiu nazywali mnie tyranem. I może mieli rację. Ale to oni mnie stworzyli. Pokazali mi, że w tym świecie wartość człowieka mierzy się liczbą zer na koncie. Klaskali, gdy podpisywałem kolejne kontrakty, bez wahania niszcząc cudze marzenia, gdy przejmowałem firmy, które budowano pokoleniami, lub gdy zwalniałem setki ludzi, traktując ich jak liczby w arkuszu kalkulacyjnym. Zasada była prosta. Albo gryziesz, albo sam stajesz się ofiarą. Takie środowiska to idealna wylęgarnia potworów zjadających własny ogon w pogoni za iluzorycznym sukcesem.
Miałem być jednym z nich, kolejnym zajadłym trybikiem w tej bezdusznej maszynie, jednak mnie to nie wystarczyło. Stałem się kimś, kto nie prosi o miejsce przy stole, tylko buduje własny i wybiera, kto przy nim zasiądzie. Patrzyłem z góry na ludzi, którzy zgięci w pół pracowali, bym ja mógł liczyć zyski. Miałem władzę, pieniądze i nazwisko, którego bali się wymówić bez szacunku.
Ale to właśnie w takich miejscach rodzą się demony. Mój umysł stał się tak wypaczony, że sam diabeł upatrzył go sobie na swoje legowisko. Uzależniłem się od zła. Od wszystkiego tego, co pozwalało mi zagłuszyć pustkę i trwać nadal w przekonaniu, że to, co robię, jest słuszne.
Szukałem używek, które pozwalały zapomnieć o tym, w jak podłym żyję świecie, a także o tym, że sam ten świat takim tworzę. Alkohol, narkotyki, imprezy, życie na krawędzi - to była moja codzienność.
Jednak moim największym nałogiem były kobiety. Kusiły ślicznymi twarzami spod skalpela i ciałami modelowanymi w gabinetach chirurgicznych. W drogich sukienkach, z fałszywymi uśmiechami wyglądały pięknie. Każda z nich gotowa była oddać siebie w zamian za chwilę blasku, za drobiazg, który im podsuniesz. Przyciągałem je jak ćmy do płomienia dobrze wiedząc, że mogą się w tym ogniu spalić. Pragnęły, bym je kochał i ja być może również tego chciałem, ale mrok w mojej głowie zawsze wygrywał. On nie potrzebował miłości. Potrzebował kolejnej ofiary. I kiedy moje kochanki odchodziły, złamane i oszukane, czułem tylko ulgę. Nie kochałem żadnej z nich. Ale każda była dla mnie na chwilę wszystkim. Tylko po to, by sekundę później stać się nikim.
Byliśmy potworami. Wszyscy, bez wyjątku. Niektórzy nosili w sobie tę ciemność od zawsze, inni dopiero się w nią zanurzali. Jedno było pewne – każdy z nas prędzej czy później doprowadzał swoje człowieczeństwo do upadku.
Nie mogłem cofnąć tego, kim byłem. Ale mogłem żyć w ukryciu, trzymając moje demony na krótkiej smyczy. Z dala od pokus, które mogłyby je ponownie wyzwolić. Wszystkie te surowe reguły Osady służyły wyzdrowieniu. A ci, którzy zdecydowali się do mnie dołączyć, przyjmowali te zasady z ulgą, bo również ich potrzebowali, aby wyzdrowieć.
Adrianna jako jedyna nie chciała tu być. Przyjechała z Londynu na wyraźne życzenie swoich rodziców. A raczej – na ich polecenie. Są bogaci, wpływowi i zdeterminowani, by uratować córkę, jednak nie potrafią sami ustawić jej do pionu. Lub zwyczajnie nie mają na to czasu. Potrzebują kogoś takiego jak ja. Kogoś, kto potrafi przebudować człowieka.
Długo nie chciałem się na to zgodzić, bo Osada miała być miejscem, które ma leczyć, do którego przychodzi się dobrowolnie. Po to to robiłem. Aby wyciągać ludzi z ich mroku.
Jednak prawda jest brutalna - ideały nie płacą rachunków, a wsparcie finansowe, jakie zaoferowali rodzice Adi, mogło oznaczać więcej miejsc, więcej rąk do pracy, więcej zasobów dla tych, którzy naprawdę chcieli się podnieść.
CZYTASZ
Osada [+18] [Dark Romance]
RomanceUciekaj, sarenko. Bestia zaczęła polowanie, a Ty jesteś na celowniku. Uprzedzam - ta książka nie jest ładnym romansem. Jest szorstka, surowa i niecenzuralna. Tutaj miłość nie pachnie różami, tylko mokrą ziemią i pierwotnym instynktem. Akcja rozkręc...