Rozdział 122: Zwierzątko

96 25 14
                                    

– Ej, Felek – San Escobar w słuchawce brzmiał dość nieswojo; jego i tak już wysoki, łamiący się głos przybrał jeszcze wyższe tony. – C-co trzeba zrobić, jak widzisz niedźwiedzia?

– Tino mówił, że bardzo głośno krzyczeć „perkele!". Jak się jest wystarczająco przekonującym, to sobie pójdzie, ale w Tatrach bym tego nie próbował, bariera językowa – odparł Polska bez zastanowienia. Potem zmarszczył brwi. – Czekaj. Dlaczego pytasz? Zabroniłem ci jechać samemu do Zakopca. Za młody jesteś.

– Pablo nie pojechał do Zakopca, Zakopiec przyjechał do Pabla – jęknął San Escobar. – Niedźwiedź nam siedzi na ganku i je te jabłka, które tam wczoraj zostawiłeś w reklamówce.

– Miałeś je schować do domu, na pewno już przemarzły... – Feliks opuścił ramiona. Potem wyprostował się na krześle i spojrzał na telefon z niedowierzaniem. – Jak to siedzi na ganku?!

– Normalnie – ton San Escobara zmienił się na płaczliwy. – Od godziny. A ja się umówiłem z chłopakami w Wawie i nie mogę wyjść!

– To niedźwiedzica? – dopytał Feliks z niepokojem. – Ma młode gdzieś w pobliżu?

– Nieee... – bąknął San Escobar. – Jemu samemu jest bliżej do niedźwiedziątka. Taki do kolan jest... Ale i tak nie wyjdę!

– A Krzyś gdzie jest?

– W swoim pokoju – Pablo westchnął. – Powiedział, że wcale go to nie dziwi i że przyjdzie taki czas, że nas wszystkich pożrą niedźwiedzie. Siedzi teraz i czatuje z Białorusią przez darkneta. Wymieniają się najgorszymi scenariuszami.

– Czyli u niego w normie – zrozumiał Polska. Zdążył się już przyzwyczaić do czarnowidztwa Kabuto. – Dobra, ja coś zorganizuję, młody. Siedź i czekaj.

– Tylko siary nie zrób. Nie chcę potem czytać w necie artykułów o tym, że zrobiłeś obławę na trzystu ludzi i uroczysty obiad z rakami jak z „Pana Tadeusza". Ze zdjęciami, na których jestem. Kumple by mi żyć nie dali!

Feliks westchnął; niepotrzebnie dzielił się niektórymi historiami z przeszłości z młodzieżą zamieszkującą w jego dworku.

– Mówiłem ci, że to już nie te czasy – mruknął jeszcze, szukając w spisie kontaktów odpowiednich ludzi. Jakieś nadleśnictwo, ktoś decyzyjny... Byle tylko tego misia odstawić gdzieś w całości. Może znajdą matkę, a jak nie, to do jakiegoś ośrodka zajmującego się dzikimi zwierzętami... – Ja już nie poluję. I na pewno nie na młode. Poza tym, naturalne futra są już passé. Ale potańcówkę z polonezem to bym...

– Błagam, nie! Wolę niedźwiedzia!

– Dobra, dobra – Polska westchnął ciężko; nagle poczuł się dziwnie staro. – Załatwię to. Powiedz kumplom, że się spóźnisz, ale będziesz.

San Escobar rozłączył się z głośnym, teatralnym westchnieniem. Feliks już wybierał numer do nadleśnictwa, gdy nagle wpadła mu do głowy genialna myśl.

– Mam w CV epizod z oswajaniem niedźwiedzia – przypomniał sobie i uśmiechnął się do siebie szeroko. – A książki mówią, że dorastanie ze zwierzęciem wzmacnia empatię!

Bycie lepszym rodzicem szło mu coraz lepiej.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: 5 days ago ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

[aph] Bóle fandomoweOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz