【Pisałam cały ten rozdział do piosenki od Rose "number one girl" i polecam słuchać, gdy ktoś będzie czytać, bo ma ładny vibe.】
★
Gdyby żal był namacalny, to wypływałby z oczu częściej niż łzy. Znaczyłby ludzi na zawsze i może to chroniłoby ich przed kolejnym zranieniem. Hao czuł się oszukany, bo patrząc na Gunwooka, nie widział w nim osoby, która nauczyła go, jak przy kimś pozostać i nie zwariować. Był pewien, że Taerae był dla niego kimś specjalnym. Pięknym oraz wyjątkowym.
Nie nauczyli się niczego, choć mieli wrażenie, że wiedzą już wszystko. Ricky i Gyuvin wyszli, a Hanbin razem z nimi, aby pokazać im pokój, w którym będą nocować. Nie chciał, aby wracali do domu, tym bardziej że Kim mieszkał z rodzicami, którzy byli trochę rygorystyczni i mógł ich rozzłościć powrotem o takiej godzinie. Naszykował im pościel i wyciągnął swoje ciuchy, aby czuli się chociaż trochę komfortowo. Nadal nie docierało do niego, dlaczego sytuacja tak szybko przybrała tak przykry, płaczliwy obrót. Widział, że Hao cierpi, więc postanowił dać mu czas, aby mógł porozmawiać z Parkiem. Nie chciał się wtrącać, wiedział, że potrzebują przestrzeni.
Czekał w swoim pokoju, słysząc wrzaski. Dziwnie w pustym domu doświadczać głosów, które zazwyczaj nie miały tam prawa bytu. Była tylko cisza, cichutka, jakoby ich posiadłość przeklęła każde słowo. A teraz ktoś zerwał tę klątwę i wrzało, piszczało, wręcz ogłupiało jego porzucone serce. Nie powinien czuć spokoju, ale głos Hao nawet poddenerwowany, wywierał na nim uczucia, które pozwalały mu nie doświadczyć samotności.
Ktoś tu był, tętniło i żyło, choć w zupełnie niepoprawny sposób, wręcz toksyczny.
A Zhang patrzył na chłopaka, który nauczył go, jak żyć bez poczucia samotności. Miał spuszczoną głowę i spoglądał na swoje palce u rąk, którymi uporczywie się bawił, jak gdyby to miało mu pomóc.
– Zgłupiałeś do reszty? Wyżarło ci mózg, czy co – odezwał się, przełykając gulę, która tworzyła mu się w gardle, nie chciał prowadzić tej rozmowy, ale musiał, bo to on był blisko niego przez te ostatnie miesiące. – Dlaczego potraktowałeś Taerae, jakby był najlepszą zabawą w twoim życiu?
– Będziesz mi prawił kazania? – Głos miał wypruty, jak gdyby każda nić znalazła inne miejsce, pozostawiając go bez nadziei. – Nie powinieneś udawać, że jesteś ode mnie w tym lepszy.
Yujin patrzył na nich, a serce łamało mu się wpół. Na początku chciał wyjść, ale Hao wyglądał, jakby miał zemdleć. Drżała mu warga, a ręce miał zaciśnięte w pięści. Bał się, że uderzy go znów, więc chciał powstrzymać rozwój przykrych wydarzeń. Gdy się poznali, to Zhang opowiadał mu o Gunwooku, nazywając go swoim ratunkiem w relacjach. Nie chciał, aby się rozsypali.
– O co ci chodzi? – spytał, starając się zrozumieć, bo nie bardzo do niego docierały słowa, którymi chciał zburzyć w nim względny spokój. – Zrzucasz na mnie swoje winy? To ty mnie nauczyłeś, jak opiekować się innymi, a teraz zachowujesz się, jak skończy idiota Gunwookie. Taerae nie zasłużył…
Nie zdążył dokończyć, a sztylety przecięły mu skórę. Bawiąc się jego sercem, bo w ich kłótni było coś, o czym Hao zapominał. Sam chciał kogoś zranić.
– A Hanbin? – parsknął, podchodząc do niego, wbił mu palec w klatkę piersiową i spojrzał w tęczówki przesiąknięte smutkiem. – Nagle się zakochałeś? Po tym, jak prawie zrzygałeś się po pierwszym pocałunku z nim? Nie bądź śmieszny Hao, nie jesteś w niczym lepszy. Nawet nie potrafisz mu odpowiedzieć, że szczerze go lubisz.