LUDWIKA
Ludwika trochę jak w transie upiła łyk wina. O romansie babci i raroga krążyły legendy, choć poza rodzinę wyciekły one dopiero po śmierci poprzedniego Płomienia Chorsa i szalonej czystce, jaką Konstancja zrobiła wtedy w Czartorysku.
— Wielka miłość od pierwszego wejrzenia? — zapytała trochę bardziej sucho, niż chciała.
Konstancja zaśmiała się cicho.
— Nie. Nie było piorunów, świat nie stanął w ogniu, moje serce się nie zatrzymało. Możesz wierzyć lub nie, ale na początku nie znosiłam francy. Pojawiła się nagle i ot tak wszyscy nie mogli oderwać od niej oczu. Gwiazdeczka się znalazła.
Opis pasował i to bardzo.
— Widzę, że pewne rzeczy się nie zmieniają... — westchnęła Ludwika.
Babcia uśmiechnęła się nieznacznie.
— Wszystkie rarogi są takie. To trochę wymuszone przez ich rolę. Muszą przyciągać uwagę, wzbudzać posłuch. Galina Płomień Dadźboga też potrafi doprowadzić do szału, a Fiona Płomień Freyi...
— Ta to jest podobno niepoczytalna.
— Jak połowa z tych które przetrwały do naszych czasów. — Konstancja znów upiła łyk. — A co do Wereny to zaczęło się inaczej niż z mężczyznami. Do Warszawy przybyła nagle i została na dłużej. Ścigała miedzynarodową szajkę ghuli w powiązaniu z pewnymi Belzebubami. Friedrich zaoferował jej gościnę u nas w domu. Najpierw myślałam, że odgryzę jej głowę, ale potem okazało się, że doskonale się rozumiemy, wręcz bez słów. Zaskoczyło mnie, jak podobne mamy problemy. Nawigacja w świecie, gdzie główni gracze nie uznają nas za równych sobie. Nie miałam w życiu lepszej przyjaciółki. Przez trzy lata, kiedy pojawiała się i znikała jak sen, coraz częściej o niej myślałam, coraz bardziej tęskniłam i odmawiałam przyjęcia do wiadomości, że to już dawno przestała być przyjaźń. Aż jej nie straciłam.
Ludwika uniosła brew.
— Została ranna?
Konstancja pokręciła głową w zadumie, Ludwika dostrzegła, że babcia ostrożnie rozważa kolejne słowa.
— Pokłóciliśmy się i nie widziałyśmy przez ponad rok. Usiłowała udawać, że wszystko jest w porządku. Rzuciłam się nawet na Friedricha, oznajmiłam, że chcę czwartego dziecka. Był tak uradowany, że aż kochankę odprawił...
— Miał kochankę! — wykrzyknęła oburzona.
Konstancja machnęła ręką.
— Po sześćdziesięciu latach małżeństwa z rozsądku to byłam nawet wdzięczna, że zawraca głowę komu innemu.
„Taa" — Skwitował chowaniec. Akurat zleciał do stołu, porwał w dziób pasztecik i zabrał się za jedzenie.
„No mistrzem alkowy to facet chyba nie był..." — odparła Ludwika, po czym ostrożnie zaprotestowała na głos:
— Niemniej...
— Kochanie, ty chyba nie myślisz, że ja byłam święta i grzeczna? — Konstancja uniosła brew. — Nie zaczęłam zabawy w zdradzanego, ale jak jemu oczy poleciały na bok, to się nie krępowałam. W końcu ledwie setki wtedy dobijałam, trzeba coś mieć z życia! To był okres po śmierci Władysława... — spoważniała na wspomnienie najstarszego syna. — Biedny chłopak, tak rozpaczliwie usiłował doskoczyć do tej poprzeczki, którą Friedrich machał mu przed nosem. Ten sigil to był tak bardzo szalony pomysł... — Jej głos się nie łamał, jednak w jego aksamitnym tonie słychać było pewną delikatność. Na co dzień łatwo było zapomnieć, że babcia pochowała nie tylko dwóch mężów, ale i czworo dzieci. — Jaka ja wtedy byłam wściekła. Na wszystko, Friedricha, świat, porządek rzeczy... Oboje musieliśmy złapać do siebie wtedy trochę dystansu w małżeństwie, bo chyba byśmy się pozabijali. — Na usta babci powrócił uśmiech, oszczędny, ale szczery. — Nawiasem mówiąc doskonale rozumiem, czemu wybrałaś biesa i to jednego z tych dzikszych.
CZYTASZ
Magowie robią, co chcą
TerrorZapraszam na drugą stronę lustra, do świata pełnego strzyg, biesów i innych, znanych nam upiorów. Powieść urban-fantasy z motywami słowiańskimi, z morderstwem w tle i poszukiwaniami sprawcy. A tak naprawdę? Politycznymi rozgrywkami między potężnymi...