Liceum w Ravenswood było po prostu Liceum w Ravenswood. Nie miało imienia, a grono pedagogiczne interesowało się losem tylko wybranych uczniów. Jawnie faworyzowało bogatych, chociaż zdarzyło się kilka wyjątków. Uwielbiali osoby mądre, które dużo czasu poświęcali nauce - stąd też darzyli mnie ogromną sympatią.
Nazywam się Jessica Granger, mieszkam w małym mieście Ravenswood od urodzenia, a mojej rodzinie się nie przelewa. Tatuś jest prawnikiem w taniej kancelarii, chociaż z jego umiejętnościami mogłby trafić dużo lepiej, a mama nie ma pracy, dorabia sobie udzielając korepetycji z angielskiego.
Tego dnia wcześniej przyszłam do szkoły, bo chciałam wypożyczyć książkę, która pomogłaby zrozumieć mi temat z matematyki (jedynego przedmiotu, którego nie ogarniałam). Przewidziałam na to za dużo czasu i kiedy szłam pod klasę, mało kto był już w budynku. Osoby, które przebywały już na terenie placówki, korzystały z ostatnich w roku ciepłych poranków. Nagle poczułam, że ktoś szarpie mnie za ramię. Zabolało. Odwróciłam się i ujrzalam jego.
Metr osiemdziesiąt czystego zła i kupy forsy. Główna dewiza: "bawić się za hajs rodziców", poboczna: "robić melanż". Justin Snow, o nazwisku określającym jego serce oraz wyglądzie pasującym do jego odpowiednika, Biebera, z tym że ciemniejszej karnacji i odrobinę przystojniejszym. Leciała na niego każda bogata laska, a nienawidziła większość biednych. Ten podział był tu bardzo widoczny. Gdzie się nie obejrzałam, ktoś z kogoś szydził. Nienawidziłam tej szkoły z całego serca.
- Kogo my tu mamy? - zakpił Justin. Próbowałam się wyrwać, ale w odpowiedzi chłopak tylko umocnił uścisk. W moch oczach zabłysły pierwsze łzy, spowodowane bólem. - Mamusia nie nauczyła odpowiadać?
- Puść mnie, debilu! - krzyknęłam. Wiedziałam, że tym przezwiskiem nic nie osiągnę, a jednak nie umiałam się powstrzymać. W końcu odpłacam się pięknym za nadobne.
Zaśmiał się, rzucił mi pogardliwe spojrzenie i poluźnił uścisk. Odskoczyłam jak oparzona i uniosłam na niego oczy. Uderzyła mnie jego pogarda, więc uciekłam, jak największy tchórz.
Czułam się upokorzona. Jak zawsze po potyczce z nim, lub jednym z jego najlepszych kumpli, Maxem czy Adrienem. Oboje byli tak samo obrzydliwie bogaci, przystojni i od lat wmawiali mi, że jestem nikim. Oczywiście nie byłam wyjątkiem - nie oszczędzali moich przyjaciół i znajomych, ogólnie całej części szkoły, która nie miała pieniędzy.
Postanowiłam znaleźć Bonnie, Harry'ego i Davida. Stanowiliśmy zgraną paczkę od początku naszej szkolnej kariery, chociaż Bonnie dołączyła do nas dopiero rok temu. Bezgranicznie im ufałam i spędzaliśmy razem mnóstwo czasu. Chciałam po prostu z nimi być, bo bałam się, że któryś z nich znowu mnie znajdzie.
* * *
Po lekcjach odbywał się sprawdzian do drużyny cheerleaderek oraz, równocześnie, do szkolnej drużyny koszykówki. Nie brałam udziału w żadnym, ale obiecałam przyjaciołom, że dotrzymam im towarzystwa. Nie dla mnie był sport - wolałam poczytać książkę albo pograć na fortepianie i śpiewać. O moim zainteresowaniu muzyką wiedziały cztery osoby: rodzice, straszy brat Daniel oraz David, który przyłapał mnie na gorącym uczynku. Obiecał jednak nikomu nie mówić; nie szukałam rozgłosu.
Bonnie została sprawdzona jako druga. Jako jedyna z naszej paczki miała bardzo dobrą sytuację finansową, więc została przyjęta. Cheerleaderki dbają o forsę. Nie, Bonnie Clyton nie była bogata, ale dzięki dużej posiadłości z ogrodem i basenem nie dokuczano jej, a nawet zapraszano na imprezy. Oczywiście, dziewczyna korzystała z tego jak mogła. Czasem robiło mi się przez to przykro, ale wiedziałam, że dziewczyna nie zostawiłaby mnie dla tych pustych lalek.
CZYTASZ
Niezdecydowana
Teen FictionCo, jeśli twój największy wróg, który tyle lat cię dręczył, nagle zacznie się do ciebie zalecać? A co, jeśli tych wrogów jest dwóch? Czy warto im ufać, czy raczej trzeba trzymać ich na dystans i nie dać się złamać? ---- - Dzięki, że nie zachowujesz...