Rozdział 18

241 24 0
                                    

DRACO

Draco nigdy nie czuł niepokoju. Lęk był emocją, którą pogrzebał dziesięć lat temu, kiedy Harry Potter padł martwy na dziedzińcu Hogwartu. Od tamtej pory Draco nie znał ani stresu, ani strachu.

A jednak, gdy Granger wyszła ze swojej sypialni ubrana w czerwoną suknię w barwach Gryffindoru, przylegającą ciasno wokół jej ciała i z rozcięciem sięgającym do połowy uda, poczuł, jak fala niepokoju zalewa jego ciało. Oczekiwano, że będzie zachowywał się jak jej mąż w obecności grupy Śmierciożerców, z których połowa zapewne wolałaby zobaczyć ją martwą.

Jednak oprócz niepokoju, coś jeszcze zaczęło w nim narastać. Sukienka podkreślała jej kształty, czarna kreska wokół oczu uwydatniała spojrzenie, a jej nogi wydawały się jeszcze dłuższe w butach na wysokim obcasie. Draco przeszukał swój umysł, próbując znaleźć odpowiednie słowo. Myślał... on myślał...

Draco myślał, że wyglądała pięknie.

Pięknie.

Fala emocji w jego piersi musiała zostać otoczona lodowymi ścianami Oklumencji. Mimo to uświadomił sobie, że nie pomyślał o żadnej kobiecie jako o pięknej od dziesięciu lat. Tak jak powiedziała Granger – nie miał przywileju do takich myśli. A teraz uświadomił to sobie w odniesieniu do Granger, ze wszystkich ludzi.

Ale taka była prawda: wyglądała pięknie.

Była bardzo szczupła – tego rodzaju figura pochodziła ze zbyt wielu lat głodu i wyczerpania. Ten sam rodzaj szczupłości, który widział w swoim ciele, pomimo muskularnej budowy, jaką wyrobił sobie na siłowni. Chuda sylwetka, która mówiła o wojnie. A mimo wszystko, gdy na nią patrzył, jego myśli wędrowały do prostszych, przyjemniejszych czasów: kiedy zabrał Pansy Parkinson na Bal Bożonarodzeniowy i widział Granger tańczącą z Viktorem Krumem, patrząc na nią tak, jakby nigdy wcześniej jej nie widział.

Wyglądała pięknie.

Ona również wyglądała na nieco zaniepokojoną, co dało mu pewną dozę pocieszenia. Do tej pory wydawała się taka spokojna, pogodzona z ich sytuacją, więc ulgą było widzieć, że nie tylko on podchodził do tego wieczoru z pewnym niepokojem.

Draco obserwował, jak jej oczy przesuwają się po jego ciele, zatrzymując się na smokingu, fachowo skrojonym, z szmaragdowymi spinkami do mankietów jako jedynym dodatkiem. Przygryzła wargę – wiedział, że była to oznaka nerwów, a nie flirtu. Wyciągnął do niej sztywno rękę, widząc, jak jej ramiona unoszą się i opadają, gdy nabierała sił. Wzięła głęboki oddech, zanim położyła rękę na jego ramieniu.

Razem zeszli po schodach, gdzie czekali już jego rodzice. Narcyza miała na twarzy delikatny uśmiech, patrząc na nich jak na prawdziwe małżeństwo. Zawsze pragnęła, żeby Draco się ożenił i założył rodzinę. Choć widział napięcie w kącikach jej oczu, dzielnie starała się udawać, że to małżeństwo jest zupełnie normalne.

No wielkie dzięki.

Jego ojciec miał oceniający wyraz twarzy, ale wzrok Lucjusza był skierowany na Hermionę, a nie na niego.

– Wydaje mi się, że ta sukienka nie była czerwona, kiedy Narcyza ją kupiła – powiedział Lucjusz, gdy się zbliżyli. Pochylił się, by pocałować powietrze tuż przy policzku Granger.

– Bo nie była – odpowiedziała Hermiona.

Usłyszał śmiech swojego ojca.

Wyglądało na to, że jego ojciec i Granger dobrze się dogadują Lepiej, być może, niż kiedykolwiek sam dogadywał się ze swoim ojcem. Spotkał się wzrokiem z Lucjuszem.

[T] A SHIFT IN LOYALTY | dramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz