Wylądowaliśmy na placu przed pałacem prezydenckim w Kapitolu. Razem z Peetą dołączyliśmy do reszty. Kiedy zobaczyłam Annie, zamarłam. Cressida wraz z pielęgniarką wieźli ją podłączoną pod kroplówkę na wózku inwalidzkim. Była nieprzytomna. Chyba przez nadmiar leków przeciwbólowych. A ja stałam i bezczynnie wpatrywałam się w nią. Ktoś szturchnął mnie w ramię. To Joanna.
- Ej, ciemna maso nie gap się tak, lepiej patrz pod nogi.
- Będę pamiętać. - warknęłam. Próbowałam być dla niej miła, ale ona mi to bardzo utrudnia.
- Katniss, chodźmy. - powiedział blondyn i chwycił mnie za rękę.Gdy mama mnie zauważyła, podbiegła do mnie i rzuciła mi się w ramiona. Później przytuliła też Peetę.
- Peeta, co ci się stało? - spytała zatroskana.
- Długa historia. - odezwał się Peeta i ponownie złapał mnie za rękę.
- Peeta mnie obronił przed mężczyzną, który chciał mnie zabić. - oznajmiłam z dumą w głosie.
- Peeta, cóż za odwaga.- powiedziała i się uśmiechnęła.
- Gdzie Jack? - zapytałam. Tak bardzo chciałam go zobaczyć.
- No właśnie... Haymith wam wszystko wytłumaczy. Tylko się nie denerwuj.
- O co chodzi?!
- Kochanie, spokojnie, chodźmy do Haymith'a. - odezwał się Peeta i pociągnął mnie za sobą.
Szybkim krokiem ruszyliśmy w kierunku mentora.
- Haymith, gdzie Jack!?- czułam jak mój głos się łamie.
- Katniss, wejdźmy do środka.- rzekł i ruchem ręki kazał nam wejść do pałacu.
- Haymith, cholera mów, GDZIE JEST JACK!? - krzyknęłam.
- Został porwany... przez Isabelę. Wdarli się nocą do pałacu i zabili 4 strażników. Dostali się do pokoju Jack'a i nie mogliśmy nic zrobić. - tłumaczył Haymith.
- To...to niemożliwe! O nie! Moje dziecko!
Poczułam jakby ktoś sprzedał mi porządnego liścia w twarz. Niech ktoś mnie obudzi z tego koszmaru.
- Ćśśśś, Katniss spokojnie, on żyje, to najważniejsze. Odbijemy go obiecuję.
- Jak mogliście na to pozwolić!- warknęłam do Haymith'a.
- Spokojnie, skarbie. Już szykujemy ekipę ratunkową. Ze sprawdzonych źródeł wynika, że Jack najprawdopodobniej znajduje się w zachodniej części dystryktu trzynastego. A raczej na skraju. Próbujemy zjednoczyć wojsko w trzynastce, aby przeszukiwali teren.- tłumaczył dalej Haymith.
- Haymith proszony do gabinetu prezydent Paylor. - przemówił głos wydobywający się z głośnika centralnego.
- Peeta, zabierz ją do waszego apartamentu. Niech ochłonie.
- Kochanie...- szepnął Peeta.
- Słabo mi. - usiadłam na kanapie.
- Zawołam pielęgniarkę. Poczekaj tu. - odparł zaniepokojony i wybiegł z pokoju. Po chwili wrócił z kobietą w białym fartuchu lekarskim. Czułam jak odpływam.~~~~~~~~~~~》》》~~~~~~~~~~~
2 godziny później.- Panno Mellark... - usłyszałam nieznajomy głos.
- Gdzie Peeta?- zapytałam i zerwałam się z łóżka.
- Spokojnie. Jakiś młody człowiek czeka przed salą. Zawołam go. Proszę się nie ruszać.- oznajmiła i wyszła z pomieszczenia. Po minucie do pokoju wszedł Peeta i na mój widok szeroko się uśmiechnął. Usiadł obok mnie.
- Hej, jak się czujesz? - zapytał łagodnie.
- Wszystko dobrze, chodźmy do Haymith'a. Muszę z nim porozmawiać. Trzeba ratować Jack'a. Nie mamy czasu do stracenia. Pomożesz mi wstać? - spytałam i usiadłam na łóżku. Byłam podłączona do jakiś rurek i kroplówek. Chciałam odczepić je, ale Peeta mi przerwał.
- Nigdzie nie idziesz. Rozmawiałem z prezydent Paylor i powiedziała, że trwają poszukiwania.- pogładził mnie po policzku.
- Musimy im pomóc. Jestem zdrowa. Peeta błagam ja muszę tam być.
- Katniss, nie ma mowy. Mogę cię jedynie zabrać do pokoju. - oznajmił.
- Lepsze to niż siedzenie tutaj. - westchnęłam. Po chwili do sali wszedł doktor.
- Panno Mellark. - mówił. Cały czas nie mogę się przyzwyczaić do nowego nazwiska. - Te częste omdlenia i bóle brzucha i złe samopoczucie spowodowane jest tym, że jest pani w ciąży. Serdecznie gratuluję, lecz nie może się tak pani stresować, bo grozi to poronieniem.
Peete zamurowało. Patrzyliśmy się na doktora jak debile.- Pańska matka będzie pani położną.
- To niemożliwe...- szepnęłam i czułam jak łza spływa mi po policzku.
- Katniss, poradzimy sobie. - Peeta przytulił mnie czule.
- Ale nie możemy mieć kolejnego dziecka...nie teraz kiedy to wszystko się dzieje. - szepnęłam i wtuliłam się w jego ramię.
- Jestem przy tobie. - pocałował moje czoło.
- Wiem, bardzo Ci dziękuję. Chcę porozmawiać z mamą, proszę. - poprosiłam.
- Czeka w naszym pokoju.
- To chodźmy. - wstałam z łóżka i czułam, jakby moje nogi były z waty. Podparłam się na ramieniu męża. Teraz pewnie wymyślą mi wózek inwalidzki... eh.
- Katniss, musisz być bardziej ostrożna. - upomniał mnie Peeta.
- Tak, tak wiem, drugi raz to przerabiam więc...- posyłam mu blady uśmiech. Odwzajemnił go i powoli ruszyliśmy w kierunku naszego apartamentu. W drodze do pokoju, naszła mnie myśl o Annie. Co się z nią stało...czy operacja się udała?
- Peeta, a co z Annie? - zagadnęłam.
- Przeszła operację i jest w stabilnym stanie. Nie martw się.
- To dobrze, chociaż jedna dobra wiadomość. - odparłam i od razu tego pożałowałam. Peeta pomyśli, że nie chcę tego dziecka, ale tak naprawdę to już je kocham, ale to wszystko stało się w złym momencie. - To znaczy, druga. - dodałam i się uśmiechnęłam.
Odwzajemnił uśmiech i pocałował mnie w policzek.
- Jack się ucieszy. - powiedział i otworzył przede mną drzwi. W pomieszczeniu zastajemy mamę.
- Katniss witaj kochanie, jak się czujesz? Wszystko w porządku?
- Hej mamo. Wszystko dobrze, chciałam z tobą porozmawiać.
- Zostawię was. Idę do Haymith'a. Zapytać czy coś znaleźli.
- Słucham skarbie. - zaczęła mama.
- Jestem w ciąży. No i myślę, że sobie z tym nie poradzę. Musisz mi pomóc.
- Oczywiście, że ci pomogę. Przejdziemy przez to razem. - odparła i mnie przytuliła. Odwzajemniłam uścisk.
- Dziękuję.- wychrypiałam.
- Katniss, możemy pogadać. - usłyszałam czyjś głos za drzwiami.
- Wejdź. - odpowiedziałam. Do pokoju wszedł Gale.
- Mamo mogłabyś zostawić nas na chwilę samych, proszę. - posyłam jej błagalne spojrzenie.
- Oczywiście, pamiętaj, żeby się nie stresować, bo zaszkodzisz dziecku.
- Katniss, o jakim dziecku mowa? - spytał zdezorientowany Gale, gdy mama już opuściła pokój.
- O moim i Peety. Jestem w ciąży.
- Gratuluję...- burknął pod nosem.
- Obejdzie się, wiesz nie mam za dużo czasu. Peeta zaraz wróci i raczej po tym co zrobiłeś lepiej go unikaj. - powiedziałam z przekąsem.
- Katniss, ile razy mam cię przepraszać, nie wiem co mnie napadło.- tłumaczył się Gale i podszedł bliżej.
- Dobrze, że nic się nie wydarzyło. Tłumaczyłam Peecie, ale on jest na ciebie wściekły.
- Ha, już się boję.- odparł Gale z ironią w głosie.
- Nie widzę w tym nic śmiesznego. Lepiej już idź.
- Nie wyjdę dopóki mi nie wybaczysz. Wiem, że wszystko zepsułem, ale daj mi szansę. - prosił Gale. Naszą rozmowę przerwał Peeta.
- Co ty tu robisz?! - warknął rozgniewany Peeta do Gale'a.
- Przyszedłem, aby przeprosić Katniss, czy jest jakiś problem?
- Owszem jest. Przestań ją nachodzić, tylko stresujesz Katniss, a ona nie może się denerwować.
- Katniss, jeśli naprawdę chcesz, żebym odszedł na zawsze powiedz to tu i teraz... wtedy odejdę. - odezwał się Gale i spoglądał mi prosto w oczy. Co ja mam mu powiedzieć... nie chcę, żeby Gale odszedł. Ale jeśli powiem, że nie chcę to Peeta pomyśli, że coś nas łączy.
- Będzie lepiej dla nas obu jeśli odejdziesz...ale pamiętaj, że zawsze będę twoją przyjaciółką. -wymamrotałam i zalałam się łzami.
- Żegnaj Kotna. - odrzekł i mnie przytulił. Odwzajemniłam uścisk. Mimo tego co zrobił nie potrafię go zostawić, ale tak będzie lepiej.
- Żegnaj Gale.
Odsunęliśmy się od siebie i spojrzelismy sobie w oczy. Gale bardzo cierpiał. Widziałam to. Chciałabym cofnąć to co powiedziałam, ale jest już za późno. Gale odwrócił się i wyszedł.
- Kochanie, dobrze zrobiłaś.- szepnął Peeta i otulił mnie ramieniem. Odsunęłam się.
- Daj mi święty spokój! - krzyknęłam i biegiem ruszyłam do łazienki.
- Katniss...otwórz drzwi, proszę.
- Chcę być sama.
- Skoro tego właśnie chcesz.- szepnął i odszedł.
- Dziękuję.
Hmm... więc pomyślmy. Właśnie straciłam najlepszego przyjaciela, jestem w ciąży i nie miałam o tym pojęcia, mój synek został porwany przez kobietę, która chce mnie zabić, Peeta jest kontuzjowany, nic mi nie wiadomo, gdzie może być moje dziecko i w jakim jest stanie i jak tu się nie stresować?
Moją relację z Gale'm naprawię później. Ciążę też jakoś przeżyję.
Peeta da sobie radę. Teraz najważniejsze jest życie Jack'a.
Muszę być silna... dla Jack'a... dla Peety. Nie ma na co czekać. Muszę zacząć działać. Idę do Paylor. Przemyłam twarz i zdeterminowana wyszłam z łazienki. Na kanapie siedział Peeta. Nawet na mnie nie spojrzał. Podeszłam do niego i usiadłam obok.
- Peeta, przemyślałam wszystko i myślę, że musimy zacząć działać. Trzeba ratować Jack'a. Jeśli chodzi o nas to wiec, że Cię kocham i zrozumiem jeśli będziesz chciał się ode mnie odsunąć.
Peeta nic nie mówił tylko mocno mnie przytulił.
- Katniss, przejdziemy przez to razem.
Nagle czuję ostry skurcz w okolicach brzucha. Gwałtownie odrywam się od Peety i łapię za brzuch. Ból jest nie do zniesienia.
- Kochanie, co się dzieje? - spytał zatroskany Peeta.
- Skurcz, zaraz przejdzie. - bagatelizowałam, ale ból nie ustawał. Siedziałam skulona na kanapie obok zmartwionego Peety i jęczałam z bólu. Peeta zadzwonił po mamę. Po jakiś 10 minutach, w końcu ból ustąpił. Peeta podał mi szklankę wody i otarł łzy, które spływały mi po policzkach.
- Katniss, czy wszystko już okey?
- Chyba tak, ale trochę mi nie dobrze. Czułam się fatalnie. Po chwili do pokoju weszła mama z torbą pełną lekarstw.
- Katniss, co się stało? - spytała i podeszła do mnie.
- Miałam mocny skurcz brzucha, ale już minął. - odpowiedziałam.
- Powinnaś odpocząć kochanie. - zadecydowała mama i posłała mnie do łóżka. Rozmawiała o czymś z Peetą i pożegnała się z nami. Mój ukochany położył się obok i otoczył mnie ramionami. Odpłynęłam.
CZYTASZ
Igrzyska Śmierci - Peeta & Katniss
Fanfic*W TRAKCIE EDYCJI* Jeśli chcecie dowiedzieć się co stało się po Igrzyskach odpowiedź znajdziecie właśnie tutaj! Jak potoczą się losy Nieszczęśliwych Kochanków z Dwunastego Dystryktu? Czy odnajdą w końcu szczęście?