Rozdział 27

24 3 0
                                    

Nie myślcie sobie, że o Was zapomniałam! Prywata nie pozwalała na pisanie w ostatnim czasie, ale w końcu wrzucam rozdział!

Maddison

Rozwarłam zmęczone powieki. Pierwszym, co zobaczyłam, była nieskazitelna twarz śpiącego jeszcze Huntera. Kąciki moich ust automatycznie uniosły się ku górze, kiedy przypomniałam sobie fragmenty dzisiejszej nocy. Kochaliśmy się energicznie, a następnie powoli. Akt ten wypełniony był pożądaniem, wyrażał tęsknotę i dawał obietnicę.

Na powrót byłam szczęśliwa. Nie pamiętam już, kiedy ostatnio czułam się tak dobrze. Mimo nadciągających zmian na horyzoncie i wizji codzienności, zmieniającej się o sto osiemdziesiąt stopni, w głębi serca wiedziałam, że z Hunterem dam radę. Czy to źle, że moje samopoczucie zależne było od faceta, którego kochałam całą duszą? Miłość była naiwna, miłość potrafiła ranić, miłość niosła za sobą zobowiązania - ale mimo wszystko, uwielbiałam ją.

Minął już tydzień, od kiedy Hunter wprowadził się do mojego mieszkania. Ustawałam przy tym, byśmy dali sobie więcej czasu, żeby wszystko poukładać. W końcu do niedawna żyłam w przekonaniu, że nasz związek był fikcją, a ja sama zakochałam się w durnym wyobrażeniu. Czułam się jak na emocjonalnej karuzeli. Chciałam sobie to poukładać, a z drugiej strony - cholera, zmarnowałam tyle dni na tęsknocie za Hunterem. Odłożyłam więc na bok marne argumenty w dyskusji którą prowadziliśmy, ponieważ już byliśmy w związku. Nie przestaliśmy się kochać - to tylko nadinterpretacja i nadopiekuńczość mojego brata kazała nam się od siebie oddalić.

Następnego dnia spotkałam się z Seleną, by móc wyrzucić z siebie burzę myśli.

- Chyba mogę powiedzieć, że wszystko układa się w dobrym kierunku, prawda? Gdyby nie ciąża, nadal żyłabyś w przekonaniu, że Humter bezdusznie cię zostawił, a okazuje się, że chciał cię chronić przed... samym sobą. - Słusznie podsumowała, a ja uśmiechnęłam się pod nosem.

Chwilę później znów dopadły mnie wątpliwości.

- A co, jeśli to Connor okaże się biologicznym ojcem? – rzuciłam, a pytanie zawisło w powietrzu. W tym momencie, ten facet pośród całego zamieszania, był niczym nadciągająca, ciemna chmura, zapowiadająca burzę. I można się zastanawiać, czy przejdzie bokiem, czy zafunduje zepsucie pogody.

- Nie okaże się – zaprzeczyła, dosyć pewnie, Selena. – Ten facet nie ma jaj, więc jakim sposobem miałby spłodzić dziecko? Poczułaś coś w ogóle tamtej nocy? – prychnęła, a ja się zaśmiałam.

- Okay, trochę racja.

Nie wiedziałam, na jakim etapie można określić kogoś przyjacielem - może zostałabym przez niektórych wyśmiana, nazywając w ten sposób nowo poznaną dziewczynę na studiach, bo do miana tego określenia dochodzi się latami. Prawdą jednak było, że nigdy nie miałam takiej prawdziwej, damskiej znajomości, opartej na szczerości i zaufaniu. Czułam się przy niej komfortowo, a jej osobiste zdanie dawało mi szerszą perspektywę, co pozwalało nabrać dystansu do pewnych spraw.

Kiedy głowa zajęta była rozmyślaniem nad ostatnimi wydarzeniami, poczułam na brzuchu ciepłą dłoń. Hunter, wciąż z zamkniętymi oczami, nieprzytomny szukał mojego ciała, łaknąc bliskości. Znałam już go na tyle, by wiedzieć, że czułość w związki była dla niego cholernie ważna. Przyciągnął mnie bliżej, a motylki w brzuchu fiknęły koziołka. Drogi Boże, pociągał mnie tak bardzo, że to aż bolało.

- Dzień dobry, mała – mruknął ochrypłym tonem.

- Dzień dobry – odpowiedziałam.

Litości! Przecież byłam umówiona do lekarza! Odwróciłam się i sięgnęłam po telefon leżący na komodzie.

Pearl HeartOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz