Rozdział Bonusowy 2

32 5 22
                                    


Szaleni. Wszyscy w tej szkole uchodzili za szaleńców.

Dzień walentynek wypadał w piątek. Już dwa tygodnie przed, szkoła postawiła na środku korytarza pudełko, do którego uczniowie wkładali karteczki walentynkowe. Minęłabym je bez większego zastanowienia, gdyby nie George, który podejrzanie przy nim stał.

– Co robisz? – Georg podskoczył lekko do góry, gdy podeszłam do niego od tyłu.

– Nic – odpowiedział, ale jego coraz bardziej czerwona twarz wyraźnie temu zaprzeczała.

– Kłamiesz, George.

– Nie mogę tu po prostu stać? To wygodne miejsce.

– Hmm… Chcesz komuś wysłać walentynkę? – zapytałam i wtedy do mnie dotarło, jak dziwnie brzmi w moich ustach ostatnie słowo.

Skrzywiłam się niezauważalne.

– C-co? Oczywiście, że nie. Komu miałbym… – przerwał, widząc moje sugestywne spojrzenie – Dobra. Może i tak.

Jego twarz zrobiła się czerwieńsza niż kilka chwil wcześniej.

– Kto to jest? – Spojrzałam na zgniecioną karteczkę w dłoni.

– Nikt taki. – Wrzucił kartkę do pojemnika.

– Nie powiesz mi? – Nie odpowiedział, a my szliśmy dalej, w stronę sali biologicznej, choć prawda była taka, że jedyną rzeczą związaną z biologią w tym pomieszczeniu były mikroskopy schowane na dnie szafek.

– Może, może później. – Pierwszy raz usłyszałam w jego głosie wahanie.

Stanęliśmy obok siebie, opierając się o ścianę. Ale ta chwila nie trwała długo, bo Cubbins już zaraz zniknął.

*

Zakrztusiłam się wodą, gdy przede mną pojawiła się czerwona kartka z moim imieniem oraz klasą. Lockwood z tylnej ławki poklepywał mnie nieudolnie między łopatkami. Machałam w jego stronę ręką, by przestał, bo tylko pogarszał sytuację, ale chyba nie rozumiał moich gestów.

Wreszcie wzięłam oddech i uspokoiłam się. Obejrzałem się na Lockwooda i George'a. Anthony miał przed sobą kilka karteczek, mimo braku bycia popularsem, za to George miał ogromne zero napisane na czole. Chciałam zamienić się z nim miejscem.

Wróciłam przyglądać się czerwonemu papierkowi. Był przeciętny i zwykły. Jeszcze raz odwróciłam się do tyłu: Lockwooda był bardziej zdobione. Uśmiechał się do mnie.

Przełknęłam ślinę, dziwne skrępowana.

– Co tak patrzysz? – Przekrzywił głowę.

– Nic. – I wróciłam wgapiać się w ławkę.

Nauczycielka kontynuowała przerwaną lekcję, mimo że w klasie wyraźnie słyszalne były szumy.

Mokre od potu ręce, wytarłam o spódnicę. Wyciągnęłam dłonie do przodu, przygotowując się mentalnie na to, co może czekać mnie w środku tego składanego papierka zwanego również kartką walentynkową. Prawa ręka niekontrolowanie mi się trzęsła. Nie wiedziałam, jaki podły napis mógł się tam czaić. Pomimo, że nigdy wcześniej nie dostawałam takich karteczek, to byłam pewna, że nie było to nic związanego z miłością lub przyjaźnią.

Chcąc mieć to już za sobą, zamaszyście wyprostowałam zagięcie. Może i zbyt mocno. Mała karteczka wylądowała na podłodze obok ławki. Szybko schyliłam się po nią, aby George lub Lockwood tego nie zauważyli. Kiedy chciałam podnieść głowę coś miękkiego chwyciło mnie za tył głowy. Kątem oka dostrzegłam wyciągniętą rękę Lockwooda. On sam, mocno się pochylał do przodu, prawie leżąc brzuchem na ławce.

Bezgłowy Jeździec | Lockwood & CoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz