Mój własny horror

117 7 1
                                    

- Boję się - słowa brunetki zawisły w przestrzeni między nimi

Chłopak w skupieniu prowadził samochód. Deszcz z hukiem uderzał w przednią szybę i pozostałe części pojazdu wytwarzając niemiłosierny hałas. Aria miała wrażenie, że jej uszy w każdej następnej sekundzie mogą zacząć krwawić. Sebastian chciał chwycić jej dłoń i choć w małym stopniu dodać jej otuchy, ale był świadomy, że może narazić ich na jeszcze większe niebezpieczeństwo. Wokół panowała ciemność.  Drogą, którą wybrali prowadziła przez las, widzieli jak porywisty wiatr porusza drzewami. Kostki Sebastiana zbielały od siły z jaką napierał na kierownicę. Aria zamknęła oczy i próbowała wyobrazić sobie, że teleportuje się do swojego małego, przytulnego mieszkania. Niestety przeszkadzały jej w tym grzmoty i błyskawice, które pojawiały się tuż obok nich. Chłopak wytężał wzrok, aby zobaczyć jak najdalsze elementy drogi, ale przychodziło mu to z wielkim trudem. Mu również przeszkadzał hałas i chłód, który przyszedł wraz pierwszymi oznakami burzy. Aria wyjęła telefon i wpatrywała się w wyświetlacz. Z jej ust wyszło niezbyt eleganckie słowo, kiedy uświadomiła sobie, że jest zupełnie bezbronna i nie może w niczym pomóc. Zła wrzuciła aparat do torebki i zaczęła pocierać ramiona, aby wytworzyć ciepło. Właśnie w tej chwili czuła się niepotrzebna i bezwartościowa. Aria często miewała depresyjne myśli i zachowania, ale teraz jej smutek zaczął sięgać dna. Wpatrywała się przed siebie tak na prawdę nic nie widząc i myślami będąc zupełnie w innym miejscu. Ocknęła się dopiero, kiedy jej ciałem wstrząsnęło do przodu. Sebastian oddychał głośno i głęboko. Przed ich samochodem pojawiło się przewrócone drzewo, a chłopak żeby nie uderzyć w nie na śliskiej powierzchni musiał wykonać manewr. Ich auto stało bokiem do przeszkody. W jego głowie zaczęły pojawiać się myśli co będzie jego następnym ruchem.  Aria otworzyła usta, aby zadać to samo pytanie, ale on przerwał jej gestem ręki.

- Przesunę je na tyle, abyśmy mogli przejechać bokiem. Poczekaj tu.

Złapał za klamkę i zaczął powoli otwierać drzwi. Aria złapała go za rękę i szybkim ruchem przyciągnęła do siebie.

- Coś może ci się stać. - szepnęła tak cicho, że ledwo ona mogła siebie usłyszeć

- Nie możemy tak stać. - ton jego głosu był głośniejszy - Nic mi nie będzie.

Jego zapewnienie nie brzmiało przekonująco w jego własnych ustach. Puściła rękę Sebastian i pozwoliła mu iść. Zamknęła na chwilę oczy. Spojrzała w stronę swojego narzeczonego, ale z daleka widziała tylko jego rysy. Ze zdenerwowania zaczęła pocierać swoje dłonie. Po pewnym czasie, Aria stwierdziła, że chłopak powinien już dawno wrócić. Zaczęła się niepokoić jeszcze bardziej. Nie wiele myśląc wybiegła z samochodu. Pobiegła w stronę drzewa. Jej ubrania przemokły i zrobiły się ciężkie, a mokre włosy przykleiły się do twarzy. Makijaż rozmazał się. Odszukała chłopaka. Leżał z ręką przy szyi. Brunetka początkowo nie zrozumiała co się właśnie stało, ale kiedy zobaczyła pszczoły latające nad jej głową, sytuacja jej się rozjaśniła.

- On jest uczulony - powiedziała przerażona

Chciała uklęknąć przy nim, ale poślizgnęła się i boleśnie upadła. Cóż, szpilki nie były odpowiednim obuwiem w tej chwili. Zdjęła buty z nóg rzuciła je gdzieś na bok. Poczłapała do Sebastiana. Widoczność była ograniczona przez deszcz, więc nie widziała dokładnie w jakim jest stanie.  Uderzyła go z otwartej ręki w policzek z zamiarem przebudzenia go, ale metoda nie podziałała. Zaczęła panikować. Krzyknęła, jakby próbowała wezwać pomoc. Wstała i chwyciła go pod ręce. Stwierdziła, że do samochodu nie jest aż tak daleko i istnieje szansa, że może przeciągnąć  tam blondyna. Wpół drogi zatrzymała się, aby odetchnąć. Nie chciała go stracić. Zacisnęła zęby i ruszyła dalej. Mimowolnie uśmiechnęła się, kiedy położyła go zaraz obok drzwi. Weszła do środka i zabrała koc, przykryła nim Sebastiana, aby nie zamarzł. Zaczęła rozpaczliwie przeszukiwać swoją torebkę w poszukiwaniu telefonu. Usta jej narzeczonego zmieniły kolor na siny, jego twarz i ręce spuchły. Wykonała telefon alarmowy i wytłumaczyła wszystko najlepiej jak mogła. W trakcie czekania na pomoc próbowała wciągnąć chłopaka na tylne siedzenie. Starała się, ale nie była aż tak silna. Jej drobna postura w niczym nie pomagała. Położyła się obok Sebastian. Przytuliła go, chciała przekazać mu swoje ciepło. Nie wiedziała co innego mogła zrobić. Sama była w złym stanie, psychicznym przede wszystkim. Teraz jej uczucie bezradności wzrosło jeszcze bardziej. Już traciła jakiekolwiek nadzieje, kiedy w oddali usłyszała dźwięki znaczące o przybyciu pomocy. Usiadła, trzymała rękę narzeczonego. Ambulans zatrzymał się niedaleko nich, a wóz strażacki nieco dalej. Z obydwu pojazdów wybiegli mężczyźni. Ratownicy medyczni podbiegli do Sebastiana i Arii, a strażacy zajmowali się powalonym drzewem. Jeden z trójki ratowników odepchnął dziewczynę na bok i zaczął wypytywać jak to się stało. Pozostała dwójka właśnie zanosiła jej narzeczonego do karetki. Na swojej dłoni wciąż czuła jego dotyk. Deszcz nie przestawał padać. Zamiast odpowiadać mężczyźnie zajęła się myślami na temat stanu zdrowia Sebastiana.

- Mogę iść do niego? - spytała ignorując słowa skierowane w jej stronę

- Jeśli określimy jego stan będzie pani mogła wejść.

Po tym zaprowadził ją do ambulansu i rozkazał poczekać na zewnątrz, sam zniknął na chwilę w środku. Gdy wrócił, w dłoni trzymał koc termiczny. Owinął nim brunetkę. Uśmiechnęła się do niego smutno i zacisnęła dłonie na materiale. Słyszała krzyki dochodzące ze środka pojazdu, ale nie mogła rozpoznać słów. Podbiegł do nich jeden ze strażaków i oznajmił, że w drzewie znajdowało się gniazdo pszczół.

- Mówiłam - mruknęła Aria

Drzwi ambulansu otworzyły się, a dziewczyna wręcz wskoczyła do środka. Za nią wszedł główny ratownik, reszta spojrzała na niego. Brunetka przełknęła głośno ślinę.

- On nie żyje. - powiedział 

Arii zrobiło się ciemno przed oczami, a z jej gardła wydobył się krzyk. Podbiegła do łóżka, na którym leżał jej narzeczony. Był blady. Złapała jego rękę. Z jej oczu poleciały łzy. Parę z nich spłynęło na twarz chłopaka, kiedy się nad nim pochylała.

"To nie może być prawda. Oni tylko żartują. On zaraz otworzy oczy." powtarzała sobie.

Zaczynało brakować jej tchu. Kolana pod nią ugięły się. Upadła. Uderzyła rękami o podłogę i krzyknęła. Wytarła oczy i spojrzała w górę na ratowników.

- Zróbcie coś! - krzyczała - Nie stójcie  tak! Pomóżcie mu!

W ich oczach widziała litość.

Matt, najmłodszy i najbardziej niedoświadczony z ratowników, nie wytrzymał. Chciał coś zrobić. Pod wpływem impulsu i krzyków Arii złapał  strzykawkę leżącą na stoliku za nim. Wbił igłę w żyłę na ramieniu Sebastiana. Zmieszał jego krew z adrenaliną. W tym samym momencie, kiedy ją wyjął chłopak gwałtownie zaczerpnął tchu i otworzył oczu. Aria wstała. Zaczęła się histerycznie śmiać. Nadal płakała. Nie wiedział co się dzieje, ale cieszyła się, że on jednak żyje.

- Wiedziałam. - powiedziała - Czułam to.

Powtórnie złapała jego rękę. Przytuliła go delikatnie, ale tak jakby nigdy miała go nie puścić.

"Naucz się doceniać to co masz, zanim los zmusi cię do doceniania tego co miałeś."

=============================

Opisałam tu prawdziwą, nie wymyśloną historię. Nie przeżyłam jej ja, nie znam jej szczegółów, więc niektóre fragmenty dodałam osobiście. O tej dwójce opowiadała mi kiedyś ciocia i postanowiłam ją wam przekazać. Zastanawiam się co myślała ta dziewczyna, jakie priorytety wtedy sobie stawiała. Jestem pewna, że przeżyła prawdziwy horror.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 29, 2015 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Mój własny horror || oneshotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz