Biegnę. Nie wiem dokąd. Jedyne, na czym muszę się skupić to ucieczka. Muszę być pierwsza! Jeśli nie zdążę, to oni podpalą mój dom, w którym przebywa teraz cała moja rodzina!
-Alice! Alice! Wstawaj musimy już iść- woła głos z zewnątrz. Dopiero po chwili uświadamiam sobie, że to głos mojego brata. Prawą ręką ocieram oczy. Trzeba wstawać. Szybko podnoszę się z naszego wspólnego łóżka.
-Hej młody! Co tam? Widziałeś coś może do zjedzenia-pytam z uśmiechem na twarzy.
-W pobliżu różne ptaki pozakładały gniazda, a niedaleko jest łąka, na której wczoraj widziałem stado królików. Wodę już nalałem z pobliskiego strumienia.
- Zuch chłopak. To, co za dziesięć minut idziemy na łowy? A tak przy okazji widziałeś może mamę?
- Jest teraz przy strumieniu, gdzie pierze nasze ubrania- odpowiada Will.
Po 10 minutach jestem już gotowa do łowów. Zabieram łuk i strzały, torbę na zdobycze, jakiś prowiant, butelkę z wodą oraz pułapki na drobną zwierzynę. Wołam Willa, który zaraz do mnie przybiega i idziemy złapać coś do jedzenia.
Po 30 minutach, na przemian truchtu i marszu, jesteśmy na łączce. Panuje tu spokój i cisza. Wyciągam prowiant i częstuję brata. Po posiłku idziemy na wskazane przez niego miejsce. Kryjemy się w krzakach. Mamy szczęście, bo wiatr wieje w dobra stronę, przez co króliki nas nie wyczuwają. Przez moment obserwujemy je. Następnie Will skrada się w prawo, a ja w lewo. Porozumiewamy się bez słów - nie raz już polowaliśmy razem. Po otoczeniu zwierzyny, na konkretny znak, zaczynamy strzelać z łuku i z procy. Większość królików uciekła, ale widzę, że dwa upolowaliśmy mamy, więc co jeść.
Will szybko biegnie po zdobycze. Następnie unosi je i krzyczy:
-Zobacz Alice, jakie ładne sztuki. Mama się ucieszy! Może zrobi je w ziołach? I do tego będą bulwy strzałki wodnej, a na deser będą jeżyny-rozmarzył się mój brat. Uśmiechnęłam się, bo dawno nie widziałam go tak szczęśliwego.
-Chodź. Poszukamy teraz czegoś na obiad-mówię i obejmuję go ramieniem.
Will ma 12 lat. Jest wysokim, szczupłym chłopakiem o charakterystycznych niebieskich oczach
i prostych, blond włosach, które sięgają mu do ramion. Ma raczej ciemną karnację. Oprócz oczu, które mamy takie same, różni się od mnie całkowicie. Ja mam długie, ciemne, kręcone włosy sięgające mi do połowy pleców. Najczęściej zaplatam je w warkocz. Cerę mam bardzo jasną, wręcz białą, przez co moja ciemna oprawa oczu wydaje się czasami nienaturalna. Jestem od niego starsza o trzy lata, przez co, po ostatnich zdarzeniach, stałam się częściowo głową rodziny.
Idziemy w stronę strumienia. Tam napełniamy swoje butelki świeżą wodą. Następnie polujemy na ryby, których jest tutaj pełno. Po około trzech godzinach mamy ich wystarczająco dużo.
Potem, na brzegu, zbieramy bulwy strzałki wodnej. Wracamy do wioski. Matka widzi co niesiemy i jej twarz rozpromienia się uśmiechem. Postanowiła od razu zabrać się za króliki. Stwierdziła, że przyrządzi je w ziołach wraz z różnymi owocami. Will, gdy to usłyszał, o mało nie wyskoczył ze skóry, ze szczęścia. Od razu zaproponował matce pomoc przy gotowaniu. Ta oczywiście się zgodziła, gdyż w tych czasach mało co sprawiało, że chłopak tak się cieszył. Ja natomiast postanowiłam iść do wioski trochę się rozejrzeć. Wzięłam trzy ryby- mieliśmy ich wystarczająco dużo, aby najeść się dzisiaj do syta, a za nie mogłam dostać całkiem przydatne rzeczy. Gdy dotarłam na targ, od razu skierowałam swe kroki do Starego Jacka. To dawny znajomy, który po śmierci ojca, często nam pomagał. Najczęściej daję mu upolowaną zwierzynę w zamian za różne rzeczy, których nie można zdobyć w lesie, czyli chleb, ser itd.