- Hej!
Louis właśnie przeszedł przez płot, gdy usłyszał głos krzyczący z kierunku najbliższej stodoły. Duży kształt wyłonił się z otwartych drzwi stodoły podświetlanych ciepłym żółtym światłem i podszedł, wychylając się ku niemu. Louis zamarł.
- Hej! Bon! Bonnie, sia... zatrzymaj się, dziewczyno!
Louis wydał z siebie lekki krzyk, gdy dziwne zwierzę przycisnęło swoją długą, szorstką twarz do jego krocza i powąchało go, okrążając go, podskakując z podniecenia, machając ogonem i wydając dziwne odgłosy przyjemności. Louis spiął się cały, a jakiś mężczyzna wybiegł ze stodoły, z której padła niebieska smuga światła.
- Bonnie, ty draniu! Siad! Siad.
Mężczyzna był niski i szczupły, ale miał żylaste mięśnie i aurę wytrzymałości. Jego ciemne włosy były krótko przycięte, szerokie niebieskie oczy otwarte i przyjazne. Miał odrobinę brązowych piegów na całych policzkach, zapewne od długotrwałego przebywania na słońcu bez kremu przeciwsłonecznego.
- Przepraszam - powiedział, szczerząc zęby, kiedy odciągał duże zwierzę z dala od Louisa, przyciskając jego głowę do swojej piersi na chwilę i szepcząc bądź grzeczna do jego ucha przed ponownym pozwoleniem mu odejść.
- Co to jest? - zapytał Louis. Zdał sobie sprawę, że nadal nieświadomie trzymał rękę przy gardle, aby pomóc sobie w regulowaniu swojego oddechu, jakby był damą w opałach. Moment zajęło mu uspokojenie się, jego nadgarstek wyprostował się i ręka opadła na miejsce. Jego pięści zacisnęły się mocno. Prawdopodobnie najlepiej być najmniej oczywistą wersją siebie w pobliżu siły roboczej rancza. Mógł to zrobić. Wciąż pamiętał liceum.
- To oślica, która myśli, że jest psem. Nazywa się Bonnie.
- Oh. Jest... urocza... - Louis spróbował wykrzesać z siebie trochę entuzjazmu. Nie był pewien co powiedzieć i czuł się niejasno zdezorientowany.
- Nie, jest cholernym terrorem. – Mężczyzna się zaśmiał. Poklepał czule zad osła. Jej ogon wciąż machał, a oddech przychodził w krótkich, podekscytowanych seriach. - W zasadzie dorastała z miotu szczeniąt i teraz ich wszystkich nie ma, ale nadal zachowuje się jak jeden z nich. Prosi o głaskanie i w ogóle. -Wzruszył ramionami i wyciągnął rękę. - Jestem Niall, główny kowboj.
- Um. Louis Tomlinson - Louis uścisnął dłoń mężczyzny. Były szorstkie w dotyku, jakby dotykał lin cały dzień. Co prawdopodobnie robił. - Jestem notariuszem. Miałem umówione spotkanie z Harrym Stylesem po południu? TwistCorp je ustawiła... Wiem, że jestem ekstremalnie spóźniony, ale musimy tylko podpisać trochę dokumentów. To powinno zająć tylko około dwudziestu minut.
Niall wybuchnął śmiechem.
- Oh - powiedział. - To jest świetne.
Louis zauważył, jak ciężar Nialla przesunął się na jedno biodro, leniwie pieszcząc Bonnie za uszami.
- Świetne – Louis powtórzył.
Był zdezorientowany; Niall po prostu patrzył na niego wyczekująco, jakby był w stanie dostarczyć pewnego rodzaju rozrywkę. Tymczasem ból głowy Louisa wciąż mu przeszkadzał mu i on po prostu chciał z tym skończyć. Podniósł walizkę i uniósł brwi.
- Więc...?
- Tak, tak - Niall powiedział idąc główną ścieżką i machając do niego, by poszedł za nim. - Chodź, skupmy się na rozpakowaniu.
Louis poszedł za nim do drzwi, podziwiając jego zdolność do noszenia prawdziwych kowbojskich butów bez wyglądania przy tym absolutnie absurdalnie. Oczywiście, to nie było absurdalne. Mężczyzna był przywódcą bydła. To, co nosili, to kowbojskie buty, kowbojskie kapelusze i duże, dekoracyjne klamry od pasa. Bonnie truchtała obok nich do ganku, stare drewno trzeszczało pod jej ciężarem. Kiedy Niall otworzył drzwi, starała się wepchnąć swoją kędzierzawą głowę obok jego biodra, aby dostać się do środka.

CZYTASZ
Wild And Unruly (Larry Stylinson) - Tłumaczenie
FanficHarry jest kowbojem, posiadającym ziemię z największym złożem ropy naftowej w Wyoming i Louis jest urzędnikiem zmuszonym do tego, by nakłonić go do sprzedania owej ziemi.