Rozdział 1

357 22 1
                                    

"Kochanie,
Dobrze wiesz, jak wiele dla mnie znaczysz. Odkąd Cię poznałem zdałem sobie sprawę, jak wspaniałą osobą jesteś. Bardzo mi na Tobie zależało. Byłaś cudem ponad wszystkimi innymi. Ale musimy to skończyć, bo było to tylko oszustwem.
Nie, nie myśl, że Cię o coś obwiniam. To tylko i wyłącznie moja wina. Zniszczyłem to zanim jeszcze się zaczęło. Zacząłem brnąć w kłamstwa, a nie potrafiłem postawić temu kresu. Nie potrafiłem, bo tak wiele znaczyłaś dla mnie Ty. Nadal znaczysz. Po tym, co tu wyjawię - znienawidzisz mnie... Ja będę Cię błagał o przebaczenie, ale Ty do mnie nie powrócisz. Tak, zniszczyłem wszystko i nie cofnę czasu. Mogę jedynie wierzyć, że kiedyś mi wybaczysz.
Kocham Cię Violu.
I przepraszam.
Diego."

Odłożył czarne pióro, po czym wziął karteczkę do ręki i przeleciał tekst swoimi ciemnymi oczami jeszcze kilka razy, po czym odniósł wrażenie braku sensu. Zgniótł siłą jednej ręki list i wrzucił go do kosza pełnego już wielu innych liścików, które starały się przekazać tą samą treść, lecz nie stanęły na wysokości zadania i zostały odrzucone przez właściciela.

Westchnął ciężko i poddał się, porzucił próby. Wyjawienie prawdy było trudne w tekście na kartce, w literach składających się na słowa. Problem leżał w tym, że jeszcze trudniej było powiedzieć to jej prosto w oczy. Uznał, że spróbuje jutro, kiedy już się wyśpi. Przecież to właśnie w nocy zazwyczaj tworzą się najlepsze pomysły. Będzie tak i tym razem...?

***
- Nienawidzę cię Diego! - krzyknęła w jego stronę zdenerwowanym tonem - Jak mogłeś mi zrobić coś takiego?

- Daj mi to wytłumaczyć... - złapał ją za rękę.

- ... Ufałam ci, a ty mnie tak okłamałeś! - płakała? Nie. Nie, nie. W jej oczach malował się gniew, ale nie żal. A kiedy się dokładniej przyjrzał, zauważył w nich coś jeszcze innego... iskierka nadziei?

Odwrócił się i spojrzał w punkt, w który ona się patrzyła.

Oczywiście, ten idiota. Bo któżby inny?

Ten sam, który zawsze wchodził mu w drogę, przeszkadzał w realizacji planu. Ten, którego nienawidził z całego serca. Był dla niego typem przeszkody, której nie da się pokonać ani usunąć. Trzeba ją przetrwać.

Wtedy dotarło do niego, że ona kochała "tego idiotę". Że niepotrzebnie zawracał jej głowę, bo dla niej i tak liczył się tylko "ten idiota". Że "ten idiota" nie był problemem, za to on nim był.

Łzy.

***
Obudził go wibrujący dzwonek ustawiony w telefonie na wpół do siódmej. Wyciągnął lewą rękę z łóżka, a że był praworęczny, urządzenie zleciało na drewnianą podłogę jak tylko wziął je do ręki.

Co za los.

Wstał szybko, zdając sobie sprawę, że nic nie zdziała, użalając się nad sobą, a jedyne co osiągnie to spóźnienie się na lekcje.
W głowie wciąż miał swój koszmarny sen, w którym Violetta dowiedziała się całej prawdy. Ale to, co najbardziej go przerażało było faktem, że ona kocha Leona.

Nienawidził go całym sobą. Czuł do niego odrazę. Początkowo miał zranić Violettę, ale całkowicie przypadkiem zakochał się w niej. A on mu przeszkadzał.

Chciał mieć Violettę dla siebie. Żeby była tylko jego. Jego.

Po krótkim spacerze w stronę Studia, był już u celu. Postanowił skierować się do sali, nie zważając, że lekcje zaczynają się dopiero za piętnaście minut. Uznał, że przecież nic złego się nie stanie. Mylił się. Bardzo? Jeszcze bardziej.
Przez okno w sali z instrumentami zobaczył coś, co go negatywnie zaskoczyło. Violetta, jego Violetta przytuliła Leona.

O nie.

Natychmiast wybiegł ze szkoły. Tak, mógł tam podejść. Tak, mógł zrobić awanturę. Tak, mógł się pobić. I, tak, mógł z nią zerwać. Ale zamiast tego odpuścił... Chociaż nie, to słowo nie pasuje. Chwilowo odpuścił. Szykował coś gorszego.

W domu porzucił nędzne próby wyjawienia prawdy Violetcie. Zdecydował odegrać się na niej... Taki jakby rodzaj zemsty.

Odebrał dzwoniący telefon, i usłyszał najbardziej denerwujący głos należący do najbardziej denerwującej dziewczyny.

- Czego chcesz, Ludmiła? - spytał znudzonym tonem głosu.

- Masz jeden dzień. Potem masz zranić Violettę - odparła stanowczo. Roześmiał się.

- Daj mi jeszcze czas... - odrzekł błagalnym, ironicznym głosem.

- Bo?

- Bo chcę się na niej zemścić za to, co dzisiaj widziałem - uśmiechnął się do siebie samego.

- A co widziałeś? - znowu się miesza w nie swoje sprawy...

- Nie ważne. Daj mi czas, a zobaczysz. Tak ją urządzę, że się nie pozbiera.

Rozłączył się.

Jutro wcieli w życie swój nowy plan...

Tak, był on człowiekiem aroganckim, od dziecka. A kiedy czegoś pragnął, prędzej czy później to osiągał. Już nie kochał Violetty. Zadziwiające, w jeden dzień wszystko może się tak diametralnie zmienić... Może więc to nie była miłość?

Teraz jej nienawidził. I chciał zrobić wszystko, by płakała. Pragnął widzieć te łzy spływające po jej policzkach, tą rozpacz w oczach. Marzył by złamać jej serce, tak jak ona złamała jego.

Ale, czy naprawdę mu to zrobiła? Nie poczuł najmniejszego smutku, raczej złość.

Pożałujesz, że w ogóle ze mną zadarłaś, idiotko.

Dieletta ~ Król złamanych sercOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz