Nagle poczułem wibrację w prawiej kieszeni moich spodni. Nie zwracając najmniejszej uwagi na nauczyciela, wyszedłem szybko z klasy, żeby odebrać połączenie od Luhana.
-Mam ostatnią lekcję. Co chcesz, skarbie?- odezwałem się pierwszy.
-Planujesz dziś jakieś dodatkowe zajęcia?- usłyszałem po drugiej stronie głos mojego chłopaka.
-Tak, a co się stało?
-Zrobisz sobie małe wagary, bo musimy pogadać. Czekam pod szkołą.
Ton jego głosu wskazywał, że to nie jest nic miłego. Ogarnął mnie niepokój i dezorientacja, bo nie miałem zielonego pojęcia, co mogło się stać. Zbliżała się nasza rocznica, więc tym bardziej w mojej głowie nie mogłem znaleźć nic nieprzyjemnego. Cała była zapchana myślami o przygotowaniach do tego dnia, który ma być za tydzień. Może coś z organizacją albo to Lu ma jakieś problemy? Zmartwiony wróciłem z powrotem do klasy, a w tym samym momencie zadzwonił zbawieńczy dzwonek. Czym prędzej chwyciłem torbę i szybkim krokiem ruszyłem w stronę wyjścia ze szkoły. Na dziedzińcu roiło się od uczniów. Kilku znajomych próbowało zatrzymać mnie rozmową, ale wymigałem się. Już z daleka rozpoznałem tę czarną czuprynkę, po drugiej stronie ulicy. Przysiadł na swoim ścigaczu, spuszczając głowę. To było dziwne, że nie przyszedł pieszo, skoro mieszkał ulicę dalej. Bo to ja dojeżdżałem z drugiego końca miasta. Rozejrzałem się po skąpanej w słońcu ulicy, czy aby nic nie będzie miało zamiaru mnie przejechać, po czym przebiegłem na drugą stronę wprost w ramiona chłopaka. Stęskniony przywarłem do jego ust, nie przejmując się kompletnie nikim. Zassałem dolną wargę ukochanego, na co zadowolony mruknął przeciągle. Oderwałem się od przyjemności i spojrzałem mu prosto w oczy, chcąc z nich coś wyczytać. Nie było w nich tej iskierki, co zawsze. Były jakby smutne, a ich właściciel odpłynął myślami gdzie indziej.
-O czym chcesz ze mną rozmawiać? Widzę, że coś jest nie tak, Lulu...- złapałem jego twarz dłonią, gładzac kciukiem delikatny policzek. Jeszcze nigdy nie widziałem swojego chłopaka w takim stanie. Zauważyłem w tych jelonkowych oczach zbierające się łzy, ale nie dał im pozwolić spłynąć.
-Nie tutaj. Wsiadaj.- jego głos niebezpiecznie się zatrząsł, na co czarnowłosy wziął głęboki oddech, po czym założył kask.
-Może ja poprowadzę?- spytałem martwiąc się o Lu.
Nie miałem pojęcia, co mogło się wydarzyć. Dlaczego on był taki smutny? Luhan zawsze tryskał energią, uśmiechał się, ma charakter bad boy'a... Zawsze wszystko przyjmował na klatę, znajdując dobre strony nawet beznadziejnych sytuacji. Nigdy nie widziałem go, jak płacze. To musiało być coś poważnego.
-Nie, dam sobie radę.- wybełkotał, wsiadając na maszynę. Sam szybko włożyłem kask, po czym zająłem miejsce za nim, łącząc nasze ciała. Jak zwykle ręce oplotłem wokół szczupłej talii. Ruszyliśmy, zwracając uwagę przechodniów. Z tego wszystkiego nie zapytałem, dokąd się wybieramy. Luhan sprawnie omijał korki, jakie panowały na ulicach w piątkowe popołudnie.
Tam, gdzie był mniejszy ruch, chłopak przyspieszał, łamiąc niektóre przepisy. Nie martwiłem się, bo kto, jak kto, ale czarnowłosy jest świetnym kierowcą. Dlatego jeszcze nigdy z moich ust nie usłyszał desperackiego "Zwolnij!". Ufam mu, jak nikomu innemu, nie tylko podczas jazdy, ale zawsze. Jest dla mnie jedną z najważniejszych osób. Wiedzą nawet o tym moi rodzice i akceptują to, co jest dla mnie bardzo ważne. Mam podobny charakter do Luhana. Oboje nie lubimy się podporządkowywać czemuś, co nam się nie podoba. Lubimy łamać zasady, jak i robić to, na co mamy ochotę, nie zwracając uwagi na nic. Mimo to, mamy ogromny szacunek do swoich rodziców i zawsze respektuję ich zdanie oraz decyzję. Przeważnie we wszystkim się zgadzamy, ale jeśli jest coś, co komuś nie pasuje, siadamy do stołu i razem szukamy wyjścia z danej sytuacji. Są otwarci, ale mają zasady, jak każdy.
Dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że wyjechaliśmy poza obrzeża miasta. Mogłem się tylko domyślać, gdzie się zatrzymamy. Było niesamowicie gorąco, ale podmuch powietrza idealnie otulał nasze ciała. Po chwili byliśmy już na miejscu. Dokładnie nad niewielką zatoką, jak się okazało. Lu zaparkował, po czym ściągnął z siebie koszulkę. Sam zrobiłem to samo, szkoda by było marnować tyle słońca. Chwyciliśmy się za ręce, jak zawsze i ruszyliśmy na plażę. Chłopak cały czas milczał, a mnie zaczęło to doskwierać. Jego zachowanie nie tyle mnie już ciekawiło, jak martwiło. Bałem się... Spacerowaliśmy tak chwilę, kierując się do skalistego wybrzeża. Nie wytrzymałem, musiałem się odezwać.
-Lulu, co się dzieje? Czemu jesteś taki zamyślony?- spytałem, na co chłopak tylko mocniej ścisnął moją dłoń, a usta ułożyły się w cieniutką linijkę. Westchnąłem ciężko, prowadząc na skały. Usiedliśmy obok siebie. -Wydusisz to w końcu z siebie?
-Sehun... To jest dla mnie naprawdę trudne i dla Ciebie też takie będzie...- westchnął, przygryzając dolną wargę. Widziałem, jak się męczy. To nie było na moje nerwy.
-Ale co, Luhaś?- spytałem delikatnie, głaszcząc chłopaka po szczupłym udzie. W sumie to zachowywałem się intuicyjnie, ze względu na to, że nigdy nie byłem, a w zasadzie nie byliśmy w takiej sytuacji. Kiedy Luhanowi coś stawało na drodze, to się wściekał, frustrował, a nie smucił. On nigdy się tak nie zachowywał.
-Ja...- jego głos zaczął się trząść, ale był gotowy kontynuować.-Muszę wracać do Pekinu. Na stałe.
Zamurowało mnie. Patrzyłem na miłość mojego życia, kompletnie nie reagując na te słowa. Nagle poczułem, jak wszystko rozmywa mi się przed oczami. To był cios. Wszystkie wspólnie spędzone chwile, doznania i uczucia zaczęły wirować w mojej głowie. To nie może być prawda, po prostu nie może. Co z naszymi marzeniami? Planowaliśmy razem zamieszkać... A teraz co? To wszystko ma się tak zakończyć? Nie wierzyłem w to, nie chciałem. Tak cholernie nie chciałem!
- Jak... Jak to?- wydusiłem z siebie, ledwo powstrzymując łzy.
-Tata chce właśnie teraz przepisać na mnie firmę i sprawdzić, czy sobie poradzę, jak jego już zabraknie.
-A co będzie z nami? Z naszą wspólną przyszłością?
-Albo musimy się rozstać albo będziemy widywać się co jakiś czas...-łzy spłynęły po luhanowych policzkach, a mnie bolało serce. Nigdy bym się nie spodziewał, że spotka nas coś takiego.
-Nigdy! Rozstanie nie wchodzi w grę! Nie chcę Cię tracić, słyszysz?- złapałem dłońmi twarz chłopaka, po czym złożyłem na jego ustach czuły pocałunek. Na ustach, których za pewien czas nie będę mógł dotykać swoimi, kiedy tylko przyjdzie mi na to ochota. Nie mogłem sobie tego wyobrazić. Czarnowłosy kontynuował przyjemność, która była przepełniona smutkiem, żalem, strachem i palącym uczuciem, niestety wystawionym na ogromną próbę. Gdybym tylko mógł, to zamknąłbym go w swoich ramionach i nikomu nie dawał. Tak mocno go kocham. Nie powstrzymywałem łez, które same spływały z moich oczu. Obaj płakaliśmy, pochłaniając się swoją miłością. Jeszcze nigdy z nikim nie było mi tak dobrze. Za wszelką cenę nie chciałem tego tracić. Ale czy ja w ogóle miałem coś do powiedzenia... Oczywiście, mógłbym przeprowadzić się do Chin, ale po jakimś czasie musiałbym tu wrócić. Jednocześnie narażając nas na kolejne koszmarne rozstanie. Chłopak oderwał się od pocałunku, stykając nas czołami
-A ja nie chcę tracić Ciebie, bo z Tobą czuję się najlepiej. Nigdy nie spotkałem nikogo takiego, jak Ty...
-Lulu, czemu nas to spotyka? Czemu nie możemy być po prostu szczęśliwi...- oprócz żalu, zaczęła mnie ogarniać złość i irytacja. Miałem ochotę coś rozwalić z bezsilności.
-Nie wiem, Hunnie.
-Kiedy masz samolot?- te słowa ledwo przeszły mi przez usta. To było okropne.
-Za równy tydzień.
Spojrzałem na czarnowłosego, jeszcze bardziej nie dowierzając.
-Wiem... Jest mi z tym okropnie głupio, źle... Wybacz mi.
-W naszą rocznicę?... Ja nie jestem w stanie...
-Ciii..- Lu przerwał mi, po czym znów połączył nasze usta. Jedyne co mi było teraz potrzebne, to bliskość mojego ukochanego. Spędziliśmy w tym bądź, co bądź wyjątkowym miejscu jeszcze trochę czasu. To właśnie tu się poznaliśmy. Pamiętam ten dzień bardzo dobrze. Było gorąco, tak jak dziś. A ja, jako ten wielbiciel słońca wybrałem się tu popołudniu, aby pobiegać wzdłuż brzegu. Czarnowłosy od razu wpadł mi w oko i zacząłem myśleć, jak zagadać. Bawił się ze swoim psem. Rzucał mu ringo, które uderzyło mnie w plecy, kiedy przebiegałem w pobliżu. Okazja zamienienia kilku słów zdarzyła się szybciej niż myślałem, więc postanowiłem ją wykorzystać. I tak właśnie zaczęła się nasza historia. Najwspanialsza w moim życiu. A teraz wszystko odwróciło się o sto osiemdziesiąt stopni. Stabilność, która gościła w naszym związku, właśnie została wywalona na zbity pysk. Każdy potrzebuje mieć pewność, że jego związek jest prawdziwy. W naszym przyoadku tak się właśnie stało. Nie wkradła się rutyna ani monotonia. Śmiało mogliśmy mówić, że jest idealnie. A teraz? Sam nie wiem, jak to będzie. Ciągłe proby czasu i odległości, na które zostaliśmy skazani. Nigdy nawet nie myślałem o takiej możliwości. Ale jednego byłem pewien. Nie poddam się i będę silny, bo go kocham. Nic tego nie zmieni, nawet ten wyjazd.
Zanim wróciliśmy do miasta, postanowiliśmy, że wprowadzę się do Luhana na ten tydzień. Sam chłopak wziął urlop w pracy, a ja postanowiłem nie iść do szkoły, udając się tylko na ważny egzamin w środę. Oboje nie chcieliśmy tracić wspólnego czasu, którego zostało nam tak niewiele. Czarnowłosy podrzucił mnie pod dom, a sam pojechał na szybkie zakupy. Ja miałem w tym czasie się spakować, pogadać z rodzicami i przyjechać do luhanowego mieszkania. Tata na pewno mnie podwiezie. Nie wiem, czy byłbym w stanie skupić sie na drodze.
Mama kiedy się dowiedziała, na początku była w szoku, że to dzieje się tak nagle. Nie mogła uwierzyć w zaistniałą sytuację. Rozpłakała się. Moi rodzice i brat odkąd go poznali, traktowali, jak członka rodziny. Mieli do niego zaufanie, wiedzieli, że przy nim nic złego mi się nie stanie. Tata próbował pocieszyć rodzicielkę, ale to praktycznie zdało się na niczym. On zaś bardzo lubi z nim rozmawiać. Zawsze powtarza, że jest bardzo inteligentny i prowadząc z nim konwersację nie czuje tej różnicy wieku. Powiedziałem im, jaki mam zamiar na ten tydzień. Oczywiście się zgodzili. Kiedy poszedłem się pakować, przyszedł do mnie mój starszy brat. Od zawsze mnie pocieszał w trudnych i ciężkich chwilach. Od rozbitych kolan, złamanej ręki, po pierwsze problemy, w jakie wpadałem, jako mały łobuz i problemy uczuciowe. To właśnie on pomógł mi ogarnąć sytuację, kiedy po raz pierwszy zakochałem się w chłopaku. Jestem mu cholernie wdzięczny za te wszystkie lata.
Kiedy pakowałem swoje rzeczy, myślałem o tym, jak Lulu będzie musiał spakować cały spędzony czas w Seulu. Przechodził mnie cholernie nieprzyjemny dreszcz, a w oczach zbierały się łzy. Został nam tydzień. To okropne zdanie męczyło mnie, jak nic nigdy do tej pory.
Wkrótce wsiadłem do samochodu taty i ruszyliśmy do mieszkania Luhana. Całą drogę przebyliśmy w milczeniu, dopiero kiedy zatrzymaliśmy się pod dobrze znanym mi blokiem, usłyszałem spokojny głos rodzica.
-Wiem, że chcecie spędzić ze sobą każdą ostatnią minutę, ale chcielibyśmy, abyście przyszli na kolacje w któryś dzień.
Jak dziwnie brzmiały jego słowa o ostatnich chwilach. Jakby nie były do mnie, a jednak. To ja byłem w tej cholernej sytuacji, ale rodzice też to przeżywali na swój sposób. Nie mogłem się nie zgodzić.
-Jasne, damy wam znać.- powiedziałem smutno.-Pa, tato.- rzuciłem wysiadając z auta, po czym wziąłem walizkę z bagażnika i ruszyłem do luhanowej klatki. Nie czekałem na windę, tylko wdrapałem się na siódme piętro. Wszedłem bez pukania, zawsze zostawiał mi otwarte drzwi. Zostawiłem torbę na korytarzu i nie zwracając na cokolwiek uwagi poszedłem przytulić mojego chłopaka. Płakał. Nie potrafiłem patrzeć na niego w takim stanie i sam się rozkleiłem. Doszedłem do wniosku, że nie ma osoby, której by nic emocjonalnie nie ruszyło. Wziąłem Lu na ręce, na co oplótł nogi wokół mojego pasa. Poszedłem z nim do sypialni, gdzie ułożyłem go delikatnie na łóżku, zajmując miejsce obok. Patrzyliśmy sobie w oczy, z któych co chwilę wypływały słone krople.
-Nie chcę wyjeżdżać.- usłyszałem trzęsący się i zachrypnięty głosik. Przygarnąłem chłopaka do siebie, na co mocno się we mnie wtulił. Delikatny szloch wypełniał ciszę panującą w pomieszczeniu. Nigdy nie mieliśmy takich sytuacji. Miałem wrażenie, jakby ta historia nie była o nas.
-Ja też tego nie chcę, kochanie. Ale musisz coś wiedzieć.- głaskałem chłopaka po włosach, próbując się opanować. Dłonie mi się trzęsły, a głos okropnie drżał.
-Hm?- odchylił głowę do tyłu, aby na mnie spojrzeć.
-Nic nie zmieni uczucia, jakim Cię darzę. Zawsze będziesz mój i nie pozwolę, żeby cokolwiek zniszczył naszą miłość.- wydusiłem z siebie, po czym wziąłem głęboki oddech.
-Kocham Cię.- Luhan wziął moją twarz w dłonie, po czym zaczął mnie całować. Delikatnie, przekazując mi wszystkie towarzyszące emocje. Nie przestawał płakać. Wkrótce, ułożyliśmy się wygodnie i przytuleni do siebie bardzo długo rozmawialiśmy. Zeszło nam do godzin nocnych. Wspominaliśmy wszystko, co nas spotkało, jak i mówiliśmy o przyszłości. Zmęczeni zasneliśmy w ubraniach, nie odsuwając się od siebie nawet o centymetr.
Obudziłem się wcześnie rano. Chłopaka nie było obok mnie, zaniepokojony wstałem, żeby go poszukać. Zaglądałem do każdego pomieszczenia, które mijałem. W końcu znalazłem go w łazience. Siedział na posadzce, opierając się plecami o wannę, a między palcami trzymał skręta. W sumie mu się nie dziwiłem. Lu lubi sobie czasem zapalić, ja z resztą też. Przeważnie robimy to wtedy, gdy są jakieś stresujące sytuacje. Usiadłem obok chłopaka i przyciąnąłem go do siebie. Pocałowałem w skroń, złączając nasze dłonie.
-Kurwa, Sehun! Ja tak nie potrafię! Nie dam rady!- Luhan nagle zerwał się z podłogi i zaczął chodzić bez celu. Wiem, co czuł, bo zaczął się obwiniać. A to było najgorsze, co mógł sobie przyswoić.
-Wiem, kochanie. Uspokój...- w tym momencie przerwała mi pięść chłopaka, która uderzyła w szafkę. Wstałem, wziąłem blanta z jego ręki i wrzuciłem do umywalki. Siłą przygarnąłem do siebie Lu. Szarpał się, ale nie wypuszczałem go z mocnego uścisku.
-Spojnie, Lulu. Jakoś to będzie, musi, słyszysz?- złapałem jego twarz w dłonie i spojrzałem głęboko w oczy. Mieszały się w nich wściekłość i smutek. To był okropny widok. Nie wyobrażałem sobie, co będzie, kiedy przyjdzie czas pożegnania. Nie chciałem o tym myśleć, ale ten obraz sam wkradał się przed oczy.
-Muszę coś z tym zrobić. Nie zostawię Cię, Hunnie.
-No już, cicho.- pocałowałem go delikatnie, a niższy zaczął odwzajemniać pocałunek. Jeden fakt, jedna sytuacja potrafiła nas w pewien sposób zmienić. Na zawsze? Nie wiem. To było coś w rodzaju przełamania. To, że na codzień jesteśmy bad boy'ami to nie znaczy, że nie mamy uczuć. Mamy tylko one ujawniają się w naprawdę trudnych chwilach. Zakończyliśmy przyjemność, a starszy oplótł ręce wokół mojej szyji, po czym podniosłem go i udaliśmy się do sypialni. Ułożyliśmy się wygodnie i przykryliśmy ciękim materiałem. Po chwili usłyszałem cichy głos chłopaka:
-Zrobię coś z tym, zobaczysz.
CZYTASZ
Niespodziewany happy end
FanfictionDwóch chłopaków i jeden wspólny świat. Historia dla osób lubiących szczęśliwe zakończenia :) Opowiadanie o tematyce homoseksualnej. Zawiera sceny erotyczne, wulgaryzmy itp. Nie chcesz- nie czytaj!