1 września.
Wchodzę do szkoły, jest ona piękna z wyglądu zewnetrznego wygląda trochę jak Hogward. Bardzo mi sie podoba. Wchodząc do niej prawie nie udało mi sie przecisnąć przez korytarze, sa tam tłumy ludzi.Wchodzę do klasy jak ostatnia, zostało mi miejsce koło jakiegoś chłopaka z odczytywania listy obecności wiem ze ma na imię Alan, Alan Burton. Po chwili uświadomiłam sobie ze to chłopak który chodził ze mną do poprzedniej klasy. Alan w garniturze był nie do poznania, wyglądał bardzo elegancko i mogę stwierdzić ze bardzo przystojnie wyglądał.
Siedzieliśmy w ostatniej ławce przy oknie, praktycznie nie widzialam nauczyciela i nauczyciel nie widział mnie. Po prostu idealnie. Siedzieliśmy w ciszy która zakłócał nauczyciel objasniajacy zasady panujące tu. Podczas całego wykładu Alan patrzył się na moje ręce które miałam położone na stole przy którym siedzieliśmy. Było to dziwne uczucie, ale nawet mi sie podobało. Nie wnikajcie. Gdy wykład się skończył i wszyscy zbierali się do wyjścia z mojego krzesła zsunela się torebka i spadła na podłogę. Szybko wstałam i ją podnioslam. Wstajac chciałam jeszcze raz przyjrzeć się mojej klasie i nie patrząc za co chwytam. Poczułam coś ciepłego i miękkiego. Patrząc zobaczyłam ze to ręka Alana który chciał mi pomoc. Gwałtownie wzięłam rękę i spojrzałam mu w oczy mówić "sorry", Alan uśmiechnął się tylko i poszedł w stronie wyjścia. Po chwili ja tez ruszyłam. Postanowiłam iść coś zjeść, akurat złożyło się ze KFC jest zaraz za rogiem mojego liceum. Zamówiłam sobie moje ulubione danie czyli tortille klasyczną, cole i na deser lody waniliowo-karmelowe. Strasznie się najadlam. Z pełnym brzuchem poszłam posiedzieć do parku. Puściłam muzykę w telefonie i zachwycalam się ciszą i spokojem. Po 2 godzinach wypadało już wrócić do domu. Gdy wróciłam była już 21:20. Poszłam się umyć i po chwili znalazłam się w moim łóżku i zasnelam.