W wielkim zamku żył sobie bardzo bogaty karzeł. Pomimo swojego bogactwa nie mógł znaleźć żony. Wszystkie kobiety odwracały się od niego, bowiem nie był piękny. A każda z nich czekała na przystojnego księcia z bajki. A on, cóż, kulał, niedowidział. Żadna z kobiet nie chciała mieć dziecka, który by przypominał takiego ojca. Aż któregoś dnia karzeł poszedł, jak zwykle, do lasu, by posłuchać śpiewu słowików. Tak idąc, i patrząc w niebo, nagle potknął się o leżącą kobietę. Ponieważ niedowidział, pochylił się, spojrzał z bliska i zobaczył księżniczkę piękniejszą od najśmielszych marzeń. Tak mu się spodobała, że chciał ją pocałować. Wtedy przypomniał sobie, że jest brzydki i wyprostował się.
Swoim wyglądem przypominasz mi śpiew słowika – powiedział.
Nie mylisz się, bo zrodziłam się ze słowiczego śpiewu – wyszeptała kobieta.
Zamieszkaj u mnie – poprosił karzeł.
Będę z tobą, ale pod warunkiem, że nie zamkniesz mnie w swoim zamku. Jeśli pozwolisz mi wychodzić na wolność w ciągu dnia, to będę wracała do ciebie na noc.
Zgoda – rzekł karzeł.
Ale wśród okolicznych kobiet zaczęły się plotki. Ktoś zobaczył, jak piękna kobieta przychodzi nocą do zamku i wychodzi rankiem. Tymczasem karzeł wyprzystojniał. Coraz lepiej widział, przestał się garbić i już nie kulał. Okoliczne kobiety to zauważyły i zaczęły wysyłać do niego swatki. Jednak mężczyzna odrzucił wszystkie propozycje ożenku. Wtedy wśród kobiet narodziła się zazdrość, jakiej nie znał poczciwy karzeł. Wkrótce zaczęto go oskarżać o czary. Gdy przyszły straże królewskie, on tylko zajęczał:
Przecież ja też mam prawo do szczęścia!
Spalić czarownika – krzyczały kobiety.
Kiedy przyszła noc, zobaczył, jak przez kraty swojej celi wlatuje słowik z w konwalią w dziobie. Zrozumiał, co ma robić i posmarował sobie powieki śnieżnobiałym kwiatem. Zamienił się w słowika i odleciał, radośnie śpiewając.
Od tej pory ludzie w okolicy z zazdrością słuchają szczęśliwego śpiewu słowika. Mówią, że nocami można zobaczyć biegającą parę zakochanych, pięknych, jak słowiczy śpiew.