Siedziałam w szkolnej ławce, na lekcji angielskiego. Myślałam, że zwariuję - nie dość, że na samym początku dostałam czwórkę z odpowiedzi, chociaż zdecydowanie umiałam na piątkę, to nauczycielka pozwoliła przyjść pewnemu uczniowi z równoległej grupy napisać u nas zaległy sprawdziań. Usadziła go w pierwszej ławce, czyli tej przede mną, co skutecznie mnie rozpraszało i uwagę, którą powinnam była poświęcić czasownikom, poświęcałam włosom osoby z przodu.
Z pewnością nieprzypadkowo tym uczniem był Max Potter.
Wyglądał dosłownie jak milion dolarów; drogie ubrania, włosy na żel oraz zapach perfum, który docierał do mojego nosa. Mogłabym nazwać je drugimi ulubionymi, ponieważ nadal pamiętałam Joyca. Nie chciałam o nim myśleć, lecz często przypominały mi o nim najdrobniejsze rzeczy, właściwie prawie wszystko.
Gapiłam się więc w tył koszulki Pottera, wdychając jego perfumy i próbując słuchać nauczycielki. Ciężko było mi jednak słuchać czegokolwiek. Obecność chłopaka mnie zdenerwowała, ponieważ ostatnim razem, gdy byłam tak blisko niego, zachował się bardzo chamsko. Szczerze mówiąc, nie mniej chamsko niż przez całe moje życie, co nie zmienia faktu, że to zabolało.
Nagle obiekt mojego spojrzenia drgnął, a następnie obrócił się. Podniosłam wzrok i natrafiłam na czekoladowe tęczówki Maxa. Uśmiechnął się, ale ja nie odwzajemniałam gestu, mierząc chłopaka zniesmaczonym spojrzeniem. Jego entuzjazm chyba zgasł, bo powrócił do kartki z testem.
Przeniosłam wzrok na Davida i Harry'ego, którzy zachowywali się jak dzieci, kopiąc się pod ławką. Pani Jones, nauczycielka angielskiego, miała bardzo dobry słuch, ale była całkowicie ślepa - dopóki się nie odezwałeś, na tej lekcji mogłeś robić wszystko.
Nagle poczułam szturchnięcie w ramię. Oburzona podniosłam głowę, ale nikogo nie ujrzałam. Na moim podręczniku leżała za to karteczka. Z ciekawością ją otworzyłam.
Chodź gdzieś ze mną po szkole. M.
Prychnęłam ze złości. Ten dupek ma czelność! Najpierw zachowuje się jak skończony kretyn (nie wspominając już o tym, że nienawidzimy się dobrych pare lat), to teraz próbuje się ze mną umówić. Totalnie oszalał!
Jesteś nienormalny, debilu. J.
Usatysfakcjonowana lekko rzuciałam wiadomość. Niestety, najwyraźniej nie dość lekko, bo mimo drobnej wagi, słychać było jak uderza o stół. Przeklnęłam w duchu. W klasie zrobiło się cicho, gdy pani Jones podniosła wzrok z nad przygotowanych wcześniej notatek. Wolnoi podniosła się z krzesła i stanęła przed ławką Maxa.
- Nie dość, że pozwalam panu pisać sprawdzian podczas lekcji - wywarczała, podchodząc bliżej niego. - To przeszkadza pan w trakcie jej prowadzenia - mimo nienawiści, współczułam mu. Oskrżające spojrzenie nauczycielki przeszywało go na wskroś. Kobieta podniosła rzuconą przeze mnie karteczkę. - Bardzo nieładnie się pani wyraża, panno Granger - przełknęłam ślinę. - Widzę waszą dwójkę po lekcjach. Bez dyskusji. A pan Potter może odłożyć test na moje biurko i opuścić salę.
Chłopak wiedział, że niewarto spierać się z Jones, więc zrobił, co kazała, przy drzwiach odwracając się do mnie i mrugając. Nienawidziłam go za to jeszcze bardziej, gdyż zrobił to z premedytacją. Wiedział przecież, że obserwuje go cała klasa.
Ja natomiast miałam ochotę na siebie nawrzeszczeć. Pierwszy raz w życiu zostałam wezwana po lekcjach - albo zamknął mnie w kozie, albo będę musiała coś posprzątać. Wolałam to pierwsze; od Bonnie wiedziałam, że jedyne co można robić w kozie, to się uczyć (to lub nic), a cały czas jest się pod czujnym okiem któregoś z nauczycieli. Potter nie mógłby mnie zaczepiać, a ja nie zmarnowałabym czasu.
CZYTASZ
Niezdecydowana
Подростковая литератураCo, jeśli twój największy wróg, który tyle lat cię dręczył, nagle zacznie się do ciebie zalecać? A co, jeśli tych wrogów jest dwóch? Czy warto im ufać, czy raczej trzeba trzymać ich na dystans i nie dać się złamać? ---- - Dzięki, że nie zachowujesz...