Rozdział 6

136 8 0
                                    

Niedzielny ranek wita mnie bólem głowy i suchością w gardle. Po chwili wszystko sobie przypominam. Domówka. Rozmowa z dziewczynami. Humorki Olka. Zamykam oczy, aby jeszcze choć na chwilę udać się w krainę Morfeusza, ale niestety bezskutecznie. Postanawiam więc zwlec się z łóżka i iść pod prysznic. Gorąca woda spełnia swe zadanie i po chwili jestem całkowicie rozbudzona, ale ból głowy pozostał. Ubieram się szybko w czarne legginsy, luźny top i sweterek w kwiatki i schodzę na dół. Widok jaki tam zastaję jest niecodzienny. Otóż moi rodzice siedzą przy stole i jak gdyby nigdy nic jedzą śniadanie. Rzut oka na zegarek wystarcza żebym zaczęła nabierać podejrzeń. Jest prawie 10. Normalnie nigdy nie ma ich o tej godzinie w domu.

- Cześć, jak się udał bankiet?- pytam, aby o nic mnie nie podejrzewali i siadam obok nich. Mama lustruje mnie przez chwilę uważnie wzrokiem po czym wraca do swojego śniadania.

- Bardzo dobrze, inwestor jest zadowolony i zdobyliśmy dwóch nowych klientów, a jak Tobie minął wieczór?- Przełykam głośno ślinę zastanawiając się, czy wiedzą, że nie było mnie w domu czy może tylko chcą mnie sprawdzić.

- Nudno, obejrzałam film, pogadałam chwilę z Julką przez telefon, potem się pouczyłam i poszłam spać. Rodzice kiwają głowami, a ja oddycham z ulgą. Nakładam sobie jajecznicę na talerz, ale zjadam tylko pół porcji i odstawiam talerz.

- Źle się czujesz? Prawie nic nie zjadłaś. - Udaję, że ich nagła troska wcale mnie nie dziwi i postanawiam razem z nimi grać w tą komedię pod tytułem "Kochająca się rodzina"

- Właściwie to trochę tak, chyba pójdę się położyć jeśli pozwolicie.

- Oczywiście- rodzice odpowiadają zgodnie, a mama wtrąca jeszcze:

- Jak będziesz czegoś potrzebowała to mnie wołaj.

Kiwam głową na znak, że zrozumiałam i wracam do siebie. Padam spowrotem na łóżko i tam spędzam resztę dnia.

Niestety nadchodzi poniedziałkowy ranek i muszę iść do szkoły.

Przed budynkiem już czekają na mnie Julka i Artur, tak jak się umawialiśmy.

Przytulam Julkę, a Arturowi daję buziaka w policzek. Jestem lekko zdenerwowana, bo boję się spotkać Miłosza. Natychmiast przypominam sobie zielone oczy bruneta i zapach jego perfum. Nie wiem dlaczego akurat to, ale ważne, że odciąga moje myśli od Miłosza. I od całej reszty chyba też, bo Julka szturcha mnie w bok.

- Halo, Ziemia do Kaśki! Idziemy na lekcje.

-Tak, już idziemy- odpowiadam szybko, aby sobie czegoś nie pomyśleli, na przykład, że ześwirowałam i idę za nimi.

Z Miłoszem na szczęście nie jesteśmy w tych samych klasach. Chyba bym tego nie zniosła. Czuć jego obecność przez cały dzień. Wystarczą litościwe spojrzenia koleżanek. Muszę wymyślić coś, żeby nie wpadać na niego również na przerwach i jakoś powinnam przeżyć do końca roku.

Unikanie idzie mi bardzo dobrze do długiej przerwy. Niestety kiedy wchodzę z Julką i Arturem na stołówkę, jednocześnie dostrzegamy, że nasz stolik nie jest pusty. Julka robi krzywą minę, a ja staję w miejscu jak sparaliżowana. Tylko Artur reaguje prawidłowo. Bez żadnych emocji wypisanych na twarzy podchodzi do Miłosza i odsuwając jego krzesło mówi:

- Panu już dziękujemy. Od piątku nie należysz do naszej paczki. Zapomniałeś?

Miłosz robi znudzoną minę i próbuje patrzeć na Artura z góry jednak słabo mu to wychodzi. Gdy przenosi swój wzrok na mnie w jego oczach dostrzegam ból i czyżby nutkę żalu? Pewnie liczy, że się ugnę, ale nie ze mną te numery. Od piątku nie jestem tą samą sobą. Dlatego podchodzę do niego pewnym krokiem i nawet się uśmiecham gdy mówię:

Miłość w rytmie rapu (zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz