Rozdział 23 Złudzenie

215 15 2
                                    


Gdy się budzę, czuję jeszcze większy ból niż wcześniej i mam ochotę skulić się w sobie, krzyczeć z bólu, błagać o uśpienie, ale nie mogę się ruszyć, ani otworzyć oczu. Oprócz bólu pulsującego z każdego miejsca w moim ciele czuję ciepło dłoni innego człowieka na mojej. Szorstkie palce pocierają delikatnie moją skórę i słyszę jakiś głos, ale nie potrafię zrozumieć tych słów.

Im dłużej leżę w bez ruchu, tym ciężej mi oddychać jakby coś przygniatało moją klatkę piersiową, ale co raz łatwiej mi zrozumieć słowa wypowiadane wokół mnie. Chyba rozróżniam kilka głosów mam wrażenie, że jeden z nich należy do Liama, ale to równie dobrze może być złudzenie, bo tak na prawdę nie jestem nawet pewna, czy to wszystko wydarzyło się na prawdę, może Adam znów mnie postrzelił, a gdy straciłam przytomność, to mój zdesperowany umysł podsunął sobie pełne nadziei sceny. I uświadamiam sobie, że na prawdę chciałabym odetchnąć. Chociaż raz w życiu.
Próbuję znów odpłynąć w sen, bo bez znaczenia, co jest prawdą, a co wyobrażeniem, to wolę zapaść się w sen i nic nie czuć, ale nie mogę. Całe moje ciało opornie pozostaje w świadomości. Nie do końca wiem, co mam teraz ze sobą zrobić, jak wyjdę wreszcie z tego szpitala.
Skąd ta pewność, że w ogóle jestem w szpitalu? Ale to nie ma zbyt dużego znaczenia, bo jeśli jestem wciąż w tej pseudo celi u Adama, to, co zrobię jak się stąd wydostanę? Wydostanę się w ogóle? Może jestem już martwa? Zaraz złożą mnie w ciemnej, zimnej ziemi i zepchną mi grudy na twarz. Właściwie, co za różnica?
Znacząca różnica, ale chyba nie obchodzi mnie to wystarczająco, by o tym myśleć, szczególnie, gdy palce na mojej dłoni ściskają się delikatnie i słyszę głos
-No dawaj, otwórz te oczy- i ten głos jest tak znajomy, tak samo jak te ciepłe, szorstkie palce, ale nie potrafię odnaleźć w mojej pamięci właściciela głosu.
Ale gdy znów próbuję otworzyć oczy, moje powieki faktycznie podnoszą się
-Shay- mówi, a jego głos przypomina westchnięcie ulgi. Teraz odrywa swoje dłonie od moich i łapie moje ramiona
-Kurewsko mnie przestraszyłaś do cholery, miałaś się nie narażać!
Czyli to jednak nie był sen, a może wciąż śnię?
Taki sen to w sumie całkiem miły, próbuję podnieść trochę ręce, by objąć jego twarz, ale koślawo mi to wychodzi. Liam spogląda na moje dłonie, którymi próbuję przyciągnąć jego twarz do mojej, bo sama nie mam siły się podnieść.
-Nie będę się z tobą teraz całował- rzuca poirytowany i podnosi się, spoglądam na niego zdezorientowana, gdy woła lekarza, który razem z pielęgniarkami zajmuje się zmienianiem moich opatrunków.
Z ich rozmów i niekompletnych odpowiedzi dowiaduję się, że gdy Liam mnie tu przywiózł i zrobili mi operację, ja powinnam się obudzić maksymalnie 2 godziny po zabiegu, ale byłam nieprzytomna dużo więcej.
Mówili coś o milionach zastrzyków, leków, które mi podali i badań, które mi zrobili, ale nie zbyt wiele z tego do mnie dociera. Dopiero, gdy słyszę między ich słowami nazwisko Liama, pytam
-Co z Liamem?- choć pewnie właśnie to wyjaśnili.
-Pan Payne, podpisywał wszystkie dokumenty i siedział przy pani łóżku cały czas- mówi jakby rozmarzonym głosem, któraś z pielęgniarek, gdyby nie to, że miałam zaciśnięte powieki przez ból, to przewróciłabym oczami na jej ton. 
Znów przestaję słuchać, próbując zrozumieć jak niby Liam wmówił im wszystkim, że ma prawo podejmować decyzje na temat mojego leczenia i w ogóle, ale w końcu kończą zmieniać opatrunki, a ja znów trafiam na salę, gdzie siedzi Liam, więc po prostu pytam
-Jakim cudem wmówiłeś im, że jesteśmy małżeństwem? Nie masz na to papierów ani nic.
-A ty nie masz ubezpieczenia, więc mogłem im wszystko wmówić- odpowiada dość szorstkim głosem.
-Wciąż jesteś na mnie zły  - unoszę brew- Jesteś na mnie zły?- wzdycham, chociaż wciąż sądzę, że on nie ma prawa być na mnie zły.
-Nie, Shay- jego wzrok jest chłodny- Zły to zdecydowanie zbyt łagodne określenie.
-To po co tu siedzisz?- pytam.
-Bo się, o ciebie martwię!- krzyczy, wstając gwałtownie- Dzisiaj w ciągu kwadransa umyłem się, ubrałem, powiedziałem "kurwa" z osiemset razy i byłem osiem razy przerażony, że ciebie już nie zobaczę. I tak samo właściwie było przez cały cholerny tydzień- dopiero teraz spogląda prosto w moje oczy.
Nie mam pojęcia, co, ale chce coś odpowiedzieć, tylko że moje oczy się zamykają, a ja znów chyba tracę przytomność.
-Zrobcie coś, przecież ona nie może tak kurwa tracić przytomności!- słyszę jakby przez szum wrogi głos Liama, a zaraz potem odpowiedź
-Proszę się nie unosić, leki mogą niestety tak działać, bo są mocne i nic na to nie poradzimy.
-To wasz praca, żeby coś na to poradzić!
-Naszą pracą jest doprowadzenie do lepszego stanu zdrowia panny Payne, leków nie zmienimy.
Panny Payne? Od kiedy to ja jestem panną Payne? Chyba, że to nie o mnie ta kłótnia, może pomyliłam czyjś głos z głosem Liama?
-Lepiej zmieńcie te leki, bo jak na razie to tylko pogarszacie stan mojej żony- warczy.
To na pewno Liam, gdybym trochę nad tym pomyślała to bym sobie pewnie przypomniała, że Liam zapowiedział nas jako małżeństwo, dzięki czemu może podpisywać wszystkie dokumenty i decydować.
-Możemy zmienić leki, które będą inaczej działały, ale ich skutkiem ubocznym nie powinny być omdlenia.
-Podajcie je.
-Musi pan podpisać dokumenty.
-To mi je dajcie- mówi, a ja słysząc jego ton i prawie mogę sobie wyobrazić jak właśnie zaciska pięście ze złością.
-Aneto możesz przynieść dokumenty?- lekarz zwraca się do kogoś, a kobieta potakuje i kilka minut później znów słyszę jej głos
-Proszę, tutaj trzeba podpisać, aby wyrazić zgodę na zmianę leków.
Ale może ja się na to nie zgadzam, otwieram gwałtownie oczy, wyduszając
-Nie- ale moje gardło jest tak wyschnięte, że mój głos jest ledwo słyszalny, ale Liam odwraca się w moją stronę
-Co?
-Nie chcę żadnych leków, czuję się świetnie.
-Czujesz się świetnie, bo podają ci leki- wznosi oczy do góry i wbrew mnie składa swój podpis na papierach, a potem podaje mi słomkę włożoną do szklanki z wodą. Piję aż szklanka jest pusta, a potem warczę do Liama
-Nikt ci nie pozwolił decydować o moim leczeniu.
-Cóż, masz pecha, bo jakoś nikogo to nie obchodzi- wzrusza ramionami, jego głos wciąż jest oschły.
-Chcę stąd wyjść- mówię stanowczym tonem.
-Wciąż nikogo to nie obchodzi, bo tak się składa, że o własnych siłach to byś stąd nawet nie wyszła- nalewa do szklanki kolejną porcję wody, a gdy chcę się odezwać, wsadza mi słomkę do ust. Pragnienie jest silniejsze niż chęć zrobienia wbrew Liamowi, więc wypijam kolejną szklankę wody i dopiero znów się odzywam
-To nie twój problem.
-Trochę jednak mój.
-Niby czemu?- pytam, ale Liam nie może odpowiedzieć, bo pielęgniarki poprosiły go o wyjście i zaczynają zmieniać mi kroplówki. Na samym końcu podają mi jakieś tabletki do połknięcia i wychodzą. Po chwili do sali znów wchodzi Liam
-Prawdopodobnie powinnam ci podziękować, chyba faktycznie uratowałaś moje życie- mówię i dosłownie cały czas, w którym pielęgniarki zmieniały mi kroplówkę przemagałam się, by to powiedzieć.
-To wiem- odpowiada tylko- Ale sam nie wiem, co ja jeszcze robię przy tobie, Shay. Mam wrażenie, że robisz dosłownie wszystko, żeby doprowadzić mnie do szaleństwa.
-Ja też nie mam pojęcia, co ty tu jeszcze robisz- odpowiada mu męski głos. Spoglądam w stronę drzwi do sali szpitalnej, w których stoi Dominic
-Hej- mówię do niego i chcę się podnieść, by wyjść ze szpitala razem z nim, ale nie mam żadnej władzy nad moimi kończynami objętymi bólem.
-Co ja ci mówiłem na jego temat?- pyta, podchodząc do mojego łóżka i wskazując na Liama.
-Ja go tu nie zapraszałam- wzruszam ramionami.
-Trzeba było go wyprosić- radzi.
-Ależ zrobiła to- odzywa się Liam, więc Dominic na niego spogląda
-I co tu jeszcze robisz?
-Jakoś postanowiłem zostać, skoro już uratowałem jej życie.
-Uratował życie?- znów spogląda na mnie- Szukałem cię od trzech tygodni do cholery!
-A on sobie pozwolił wszczepić do mojego ubrania lokalizator, więc szybciej mnie znalazł- mówię matowym głosem, bo na prawdę mam już dość tego wszystkiego.
-Co żeś zrobił?!- Dominic znów się odwraca.
-Dokładnie to, co słyszałeś. I raczej powinieneś być mi wdzięczny, bo ona tam umierała, no chyba, że masz ją tak bardzo gdzieś, jak myślę i cię to nie obchodzi.
Dominic podnosi się i już jego pięść ma trafić w policzek Liama, ale on łapie jego dłoń i opuszcza ją w dół
-To nie jest dobre miejsce do bicia się.
-Szukałem jej!
-Trzeba było się bardziej przyłożyć, bo gdyby nie ja, to byłaby już martwa- odpowiada i najwidoczniej jest też zły na Dominica, ale nie mam pojęcia czemu i wolę nie pytać, gdy oboje tutaj są.
-Dobra, możliwe, że masz rację- Dominic w końcu przyznaje i znów patrzy na mnie.
-Mówiłem, że to był głupi pomysł! Powinnaś była normalnie wtedy ze mną wyjść! Co to za popieprzony pomysł, żeby się tam rozejrzeć?! Nigdy mnie nie słuchasz! Zacznij wreszcie robić, co mówię!
-Odczep się- mruczę.
-Nie zwracaj się tak do mnie! Nie odstaniesz żadnej akcji przez najbliższy miesiąc!
-Wreszcie jakaś słuszna decyzja- słyszę głos Liama.
-Nie wtrącaj się- odpowiada Dominic, ale nawet się nie odwraca w jego stronę.
-W ogóle, co ty robisz w szpitalu publicznym?! Ty nawet nie masz ubezpieczenia! Powinnaś przyjechać do mnie!
-Z pretensjami do niego- mówię, kiwając głową na Liama i czując się w sumie dziwnie zagubiona w tym wszystkim między nimi dwoma.

Dominic tylko wzdycha i mówi

-Okay, zabieram cię stąd. Jak to wszystko odpiąć?- dotyka rurki od kroplówki.
-Zostaw to- łapie jego rękę Liam.
-Naprawią ją trochę, to ją wypuszczą- dodaje i zdaje się, że tylko ja potrzebuję chwili czasu na ogarnięcie tego słowa'naprawią', bo Dominic od razu pyta
-Czemu miałbym cię posłuchać?
-Bo obecnie to wszyscy myślą, że jestem mężem Shay, więc nie masz nic do gadania, a ja uważam, że zanim się ją gdziekolwiek wypuści, to musi się chociaż trochę pozbierać.
-Mężem?- powtarza, ale Liam tylko kiwa głową, więc Dominic posyła mi pytające spojrzenie, jednak ja wzruszam ramionami, bo w sumie nie umiem tego wytłumaczyć.
-Popieprzyło cię konkretnie- mówi, siadając na stołku obok mojego łóżka, które wcześniej zajmował Liam.
-No- odpowiadam tylko, bo on faktycznie ma rację, a ja na prawdę nie mam pojęcia, kiedy to się wszystko stało.
Do mojej sali znów wchodzą pielęgniarki, witają się z Dominiciem i proszą go o odsunięcie się, bo zabierają mnie na rezonans.
Po rezonansie odwieźli mnie do sali, gdzie oczywiście czekał Liam, ale prawie od razu wtedy zasnęłam. Zostaję w szpitalu jeszcze przez tydzień zapełniony badaniami i pełnymi milczenia spotkaniami z Liamem, jedyne słowa jakie do mnie mówił to te z konieczności. Kilka razy jeszcze wpadł Dominic, ale nie miał za dużo czasu, bo od nowa zajmuje się sprzątaniem po Adamie, chciałam pomóc, ale tylko zrobił mi kolejną awanturę.
Cały ten czas, który spędzałam tu z Liamem w milczeniu, patrząc na siebie, albo i patrząc bez celu w ścianę miałam ochotę zacząć krzyczeć. Jest tyle rzeczy, które on powinien mi wyjaśnić, ale nie mam odwagi o nic zapytać, gdy widzę jego spojrzenie i na prawdę nienawidzę tego, jak Liam na mnie działa. Po co on tu w ogóle siedzi jeszcze? Nie znoszę tego milczenia i tego jego spojrzenia, mówiącego mi, żebym nawet nie próbowała się tłumaczyć. 
Dopiero, gdy dostałam wypis ze szpitala i Liam niesie wszystkie moje rzeczy, które wcześniej kupił, wybucham
-Czego chcesz ode mnie? O co ci chodzi do cholery?!- mam ochotę też gestykulować, bo na prawdę jestem wściekła, ale nie mogę, bo idę, opierając się na kulach, chociaż nie potrzebuję ich aż tak bardzo.
-Wsiadaj do auta- mówi spokojnie zamiast mi odpowiedzieć, po tym jak otworzył przede mną drzwi samochodu.
-Wytłumacz mi to!- żądam, ale on tylko szerzej otwiera drzwi, więc w końcu wsiadam, myśląc, że wtedy mi cokolwiek wyjaśni, ale w aucie wciąż milczy.
Liam wpatruje się uparcie w drogę przed nami i ja też, czując narastającą we mnie złość. Pewnie nie mam powodów, by być na niego zła, ale on też takich nie ma, żeby być złym na mnie.
-Zawieź mnie do mojego mieszkania- mówię, dając nacisk na słowo 'mojego', gdy zauważam, że jedziemy w stronę jego apartamentu. Otwiera usta, a ja widzę w jego oczach protest, ale uprzedzam go, mówiąc jeszcze raz
-Zawieź mnie do mojego mieszkania.
I ostatecznie Liam zawraca, a po jakichś trzech minutach jesteśmy pod moim mieszkaniem, wysiadam z auta, zostawiając na siedzeniu kule
-Weź swoje rzeczy- mówi Liam.
-To nie są moje rzeczy- odpowiadam mu i zamykam drzwi auta, gdy idę w stronę budynku, słyszę, że jeszcze raz się odezwał, ale nie zrozumiałam, co mówił.

***

LiarsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz