Rozdział 8. "Miałeś ją zostawić"

363 22 4
                                    

- Mieliśmy to dokończyć u mnie- pomyślałam. Rumieniec pokrył znaczną część moich policzków. Po całej traumie jaką przeszłam z moim byłym, stwierdziłam, że nie jestem jeszcze gotowa. List. Mam wybrać. Powiedzieć o tym Filipowi czy nie? Może on o tym wie? Stanęłam przed lustrem i zobaczyłam słabą oraz naiwną dziewczynę. Jej urodzie towarzyszyły wory pod oczami, przebarwienia czy zaskórniki. Dlaczego on mnie chroni? Jaki jest jego cel. Filip Kłoda- więcej się nad nim zastanawiam niż o nim wiem. Człowiek zagadka. Znam tylko jedną jego stronę, tą ciepłą, kochaną, jasną. Wiem, że posiada tą drugą, ciemną stronę. Przeszłam do pokoju, w którym leżał chłopak. Wdrapałam się na jego łóżko, po czym zaczęłam przysłuchiwać się biciu jego serca. On mnie objął, czułam się tak bezpiecznie. Nagle zgasło światło, a po oknie poleciała czerwona farba. Podskoczyłam ze strachu. Filip wstał, ubrał buty i wyszedł na balkon. - Kurwa on tu jest- fuknął pod nosem.

- Dostawałaś jakieś smsy, telefony, listy nieznanego nadawcy?

- Ughh.. hmm.. szczeniackie liściki, ale to zabawa.

- Kurwa jaka zabawa? Ty tu zostajesz, ten jebany gnój przesadził.

- Ale kto? - krzynęłam, ale nie otrzymałam odpowiedzi.

Ze strachu nie mogłam wytrzymać, czułam się gorzej niż na testach gimnazjalnych. Przypadkowo z nieuwagi znalazłam się na dywanie. Wpełzłam do łazienki znajdującej się pokój dalej. Czy to nieznajomy próbuje dotrzeć do nas? Skąd on do cholery wie z kim się teraz znajduję. Idź do diabła Anonimie! Słyszałam tylko krzyki. Głównie krzyk Filipa. "Miałeś ją zostawić", "Ona nie jest niczemu winna", "Nie jesteśmy przyjaciółmi" te zdania najczęściej padały. Próbowałam wyjść na schody lecz strach paraliżował moje kończyny. Postać w czarnym ubraniu stała na przeciw Kłody. Chłopak trzymał pistolet skierowany w stronę "czarnej postaci". Z moich ust wydał się cichy pisk. Pocisk poleciał lekko raniąc włamywacza. Filip obrócił się, ale na szczęście nie zauważył mnie. Sprawdził puls chłopaka, przeklnął pod nosem. Wykonał krótki telefon, po czym zaniepokojony ubrał płaszcz. Zostałam sama. Sama w wielkiej willi, nawet nie wiem czy to jego willa. Może willa jego rodziców, a z tego co wiem to mamy. Jego rodzice rozeszli się kiedy miał chyba 5 lat. Z ojcem nie utrzymuje kontaktu więc raczej nie chciałby przebywać w otoczeniu rzeczy taty. Bałam się zejść na dół, sama myśl o martwiej osobie w salonie przyprawiała mnie o dreszcze. To niemożliwe, krwawienie było za małe żeby zmarł. Przejmowałam się losem Filipa. Nie wiedziałam, kiedy wróci, gdzie jest i czy w ogóle wróci. Z dołu usłyszałam nagły huk i trzepnięcie drzwiami.

- Melissa! Szybko zejdź, ubierz moje ubrania musimy uciekać!- krzyknął.

Zabrałam pierwsze lepsze dresy i koszulkę, a włosy związałam w gumkę. Wyglądałam naprawdę nieestetycznie, ale jak na osobę, która jest w niebezpieczeństwie pierwszy raz było mi to obojętne. Butów żadnych nie miałam, ponieważ zapomniałam ich wziąć z imprezy. Cholera. Zbiegłam boso po płytkach, a Filip widząc mnie w tym stanie wziął mnie na ręce i wyniósł z domu. Biegliśmy dobre parenaście metrów gdy nagle wyjechało z drugiej uliczki czarne BMW. Spojrzałam na przednią szybę. Prowadził Florian, co on tu do chuja robi?! Filip wpakował mnie do samochodu, a sam pobiegł w stronę swojego domu. Jedyne co byłam w stanie usłyszeć to seria strzałów, nawet wyciszający głos Skowrona nie potrafił mnie uspokoić. Zaczęłam krzyczeć, jednocześnie płakać i uderzać w fotel kierowcy. Jego ostrzeżenia i groźby nic nie zdziałały.

- Zatrzymaj się!!- krzynknęłam oraz ścisnęłam z całej siły ramiona Floriana. Kiedy zorientował się, że nie mogę usiedzieć w miejscu, wyłączył samochód i otworzył mi drzwi. Mogłam jedynie wydzierać się, płakać, uderzać w ziemię. Florian złapał mnie w talii i przyciągnął do siebie. Pogładził moje nieułożone włosy i po raz kolejny zaczął swój monolog o tym, że interwencja Filipa nie jest zbędna, a strzelanina była konieczna. Pewnie jest jednym z nich.

- Macie gang? Kim naprawdę jesteście?

Zaśmiał się.

- Nie, nie mamy. Ale z tego co wiem, przyjaciele sobie pomagają.

Prychnęłam.

- Często sobie tak "pomagacie"?

- Rzadko, zwykle to Kłoda raduje mi dupę. Podaje mi kłodę i wyciąga mnie z tarapatów.

Oboje wybuchliśmy śmiechem. Napięcie między nami nagle zniknęło, zapomnieliśmy o zaistaniałej sytuacji. Mimo, że moje uczucie do Filipa nie było dość szaleńcze, okropnie czułam się z faktem, że jest zagrożony. Florian odebrał telefon, pare razy pokiwał głową i nacisnął czerwony guzik. Z piskiem opon zawrócił auto i jechał z o wiele szybszą prędkością. Kiedy mój tata stracił pracę na morzu, często dorabiał jako taksówkarz. Zabierał mnie na liczne przejażdżki, uwielbiałam spędzać z nim czas. Niestety lub stety pojawił się Gabriel i to właśnie on był jego ulubieńcem. Z mamą miałam od samego początku oschłe stosunki, nie wiedząc czemu. Wzięły się one z powietrza. Nie dogadywaliśmy się po prostu, nie miałyśmy nigdy tematów do rozmów. Do samochodu wsiadł Filip z rozkrwiawioną wargą i jeszcze paru innych mężczyzn, których w zupełności nie kojarzyłam. Jeden z nich zapalił papierosa powodując u mnie mdłości. Nienawidzę nikotyny, chyba kiedyś już o tym wspomiałam. Moje małe usta zwinęły się w cienką linię, a oczy powstrzymywałam od płaczu. Filip położył dłoń na moim policzku.

- Kochanie, dobrze się czujesz?

Łza skalnęła na jego dłoń. Nie potrafiłam nie płakać. On miał racje, jestem słaba nie dam rady z Anonimem, który z dnia na dzień miał co raz większa przewagę. Głowę przyłożyłam o oparcie i zasnęłam.

Obudziło mnie donośne chrząknięcie nieznajomego chłopaka gdy znajdowaliśmy się pod moim domem. Wyszliśmy wszyscy razem na werandę po czym otworzyłam drzwi modląc się żeby nikt się nie obudził. Pobiegłam do pokoju i szybko wskoczyłam pod ciepłą kołdrę. O ścianę stał oparty chłopak uśmiechając się zadziornie. Wiedziałam co ten uśmiech oznacza. Powodował on u mnie kolipacje serca, migotanie przedsionków, epilepsje i inne złożone zespóły chorób. Nikt nigdy tak na mnie nie działał. Rozebrał się rozpoczynając od koszulki aż po same spodnie. Praktycznie nagi stał przed moim łożku, po raz kolejny miałam tą przyjemność napatrzeć się na jego rozbudowane ramiona i ślicznie wyrzeźbioną klatę. Była ona idealna, tylko delikatny zarys mięśni. Miałam ochotę pocałować każdą część jego ciała, ale wiem, że nie było mi to dzisiaj dane. Położył się obok mnie po czym szepnął mi do ucha parę znajomych słów:

- Mój dniu wiosenny, moja miłości o radosnej twarzy, mój jasny dniu, moje kochanie, śmiejący się płatku różany (...) jestem pochlebcą pod twymi drzwiami, zawsze będę śpiewał twe pochwały. Ja, kochanek o udręczonym sercu, o oczach pełnych łez, ja Muhubbi, jestem szczęśliwy. Taki list Sulejmana do Hurrem. Słyszałem, że lubisz ich historię. Ja również, dobranoc padyszachu mojego serca.

- Tronie w moim samotnym schronieniu, moje bogactwo, mój księżyca blasku.

Nawet po ciemku mogłam zauważyć jego widoczny uśmiech.

- Kocham Cię. - szepnął, a ja poczułam jak serce wskakuje mi do gardła.

Nieznany •terefere•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz