Rozdział VII

3.3K 348 19
                                    

Pamiętajcie, żeby zagłosować/skomentować, jeśli się wam spodoba! Enjoy! x

________________________________________

Ale kolacja trwała. Maggie zostawiła temat i wróciła do pytania Louisa o Włochy i czasy w Korpusie Pokoju. Opowiedział jej więcej anegdot podróży, beztroskich opowieści o bezpańskich psach i podejrzanych, starych bunici z ich włosami zawiniętymi w czarne chusty. Nie powiedział jej o homofobii. Nie powiedział jej o tym, jak zamknięcie się czuł, zawsze unikając bycia zbyt oczywistym, jak męczące było stałe bycie nieco przestraszonym - zazwyczaj tylko nieznacznie, ale czasem bardziej - w miejscu, gdzie bycie gejem było więcej niż niemile widziane. Nie powiedział jej o rakii, silnym, owocowym bimbrze, który ludzie mogli siedzieć w cieniu i sączyć godzinami... Nie powiedział jej, jak to dobitnie przypomniało mu o tym. Siedząc i popijając piwo nieco obawiając się, mały mężczyzna wśród większych mężczyzn.


I cały czas Harry słuchał go, monitorował jego rozmowy, ale rzadko sam się odzywał. Wydawało się, że dużo patrzył na Louisa. Szatyn czuł wzrok Harry'ego, przesyłający ciarki pod jego skórą. Mimo że pociąg seksualny prawdopodobnie nie był wzajemny, definitywnie coś pomiędzy nimi było. Jakaś dziwna energia. Louis przełknął węzeł nerwowości w gardle. Chwycił papierową serwetkę ze swoich kolan podczas mówienia, zbierając się w sobie, zastanawiając się, czy to on zwariował, czy Harry też to poczuł.

- Hej - powiedział, kiedy kolacja zaczęła się kończyć, a jego głos był niski i poufny. Harry pochylił się. - Myślę, że wcześniej zbiłem twoją żonę z tropu.

- Um... co? - Harry zamrugał, brwi złączyły się z zakłopotaniem.

- Twoja żona - Louis powiedział, kiwając nad stołem na Maggie. - Wspomniałem ... sytuację, dlaczego tu jestem, a ona nie wydawała się wiedzieć, o co mi chodzi.

Usta Harry'ego otworzyły się na chwilę, po czym zaczął się śmiać.

- To prawdopodobnie dlatego, że Maggie nie jest moją żoną!

Louis zmarszczył brwi. - Czekaj, co?

- Ona um, wzięła ślub z Niallem? - Harry powiedział nieśmiało. - A ona jest jak mój najlepszy przyjaciel. Sądziłbym, że to było dość oczywiste...

Louis spojrzał na miejsce, gdzie Maggie i Niall przepychali się, kłócąc się głośno, ale figlarnie o to, kto weźmie ostatnią z kolacji bułkę. Nialluszczypnął rękę Maggie, a ona krzyknęła. Wykorzystał chwilowe odwrócenie jej uwagi, by złapać dla siebie bułkę, trzymając ją nad głową, jak dziesięciolatek, a ona skrzywiła się na niego.

- Oni zachowują się jak rodzeństwo - Louis szepnął. - Czy jesteś pewien, że są małżeństwem?

Harry prychnął.

- Zaufaj mi, nie chcesz być piątym kołem u wozu, kiedy oni mają ochotę na pieszczoty. - Zadrżał i pokręcił głową, przybierając wyraz bolesnego niesmaku. – Naprawdę wkręcają się w całowanie z otwartymi ustami; to jest po prostu... niesamowicie obrzydliwe.

Louis wydał z siebie sympatyczny odgłos i odwrócił się, by ich oglądać. Maggie wciąż patrzyła na Nialla z oburzeniem, którego zadowolona z siebie twarz była rozświetlona jak słońce. Wyśmiewał się przez jeszcze kilka chwil, aż wreszcie opuścił rękę i złamał bułkę na pół. Dał Maggie większy kawałek, jednocześnie całując ją w nos, a ona się zaśmiała.

Och. To było oczywiste, kiedy Harry zwrócił mu na to uwagę. Louis zastanawiał się, jak mógł tego nie zauważyć.

- Nasza trójka jest przyjaciółmi od długiego czasu - wyjaśnił Harry, jego wyraz twarzy zmiękł. – Tak naprawdę, to odkąd byliśmy dziećmi. Teraz są moją wzorcową relacją. Jeśli kiedykolwiek się pobiorę, to chcę mieć jak oni.

Louis miał wrażenie, jakby jego gardło nagle się zamykało, a jego klatka piersiowa zwęziła z nadzieją.

- Więc nie jesteś... - Zrobił nieokreślony mały gest, nie mogąc wydusić słowa.

- Nie - powiedział Harry. - Jestem jak ty.

Oczy Louisa prawie wypłynęły z jego głowy, serce biło mocno, zanim Harry dodał: - Nie mam żony.

Dobrze. Okej. Louis był dziwnie świadomy powietrza mknącego do i z jego płuc. Nagle poczuł się wątły. Jego głowa pulsowała. Tylko dlatego, że nie jest żonaty, nie oznacza, że jest hetero. Większość ludzi jest. On pewnie też. Więc uspokój się.

- I czuję się urażony insynuowaniem, że nie powiedziałbym małżonkowi o sytuacji z ropą - powiedział Harry. Wyglądał nieco urażonego, jego głos był lekko czuły. Louis nie chciał myśleć, że to urocze. - Hipotetycznie, mam na myśli. Niall i Mags wiedzą niejasno o tym, że ropa istnieje i że jej nie sprzedaję – żadnych szczegółów. Lecz gdybym był w związku, byłbym całkowicie otwarty.

Louis nie mógł zatrzymać swojego umysłu od wędrowania. Nie mógł powstrzymać nagłego błysku Harry'ego rozłożonego przed nim, trzy palce głęboko i odznaczone żyły na szyi, kiedy wygiąłby się na materacu, pokój pachnący seksem i potem, oboje twardzi. Całkowicie otwarty. Kurwa.

Odchrząknął, starając się uspokoić. Na szczęście kolacja się skończyła, co zapewniło trochę rozproszenia. Niall i pani Burden sprzątali puste naczynia ze stołu, Maggie opierała się, kończąc swoje piwo z zadowolonym beknięciem.

- Hej! - powiedziała. - Właśnie sobie przypomniałam, że mam coś dla ciebie.

Pochyliła się, szukając w dużej torebce u jej stóp. Wyjęła plastikową torbę Walgreen i rzuciła nią w niego.

- Szczoteczka do zębów - powiedziała. - Pasta do zębów, nici, rzeczy do golenia.

Louis otworzył torbę i przejrzał jej zawartość z zaskoczonym śmiechem.

- Jak ty to...

Wzruszyła ramionami.

- Harry zadzwonił do mnie dzisiaj w szkole i wspomniał, że zapomniałeś niektórych kosmetyków. Poprosił mnie, aby kupić je w drodze tutaj. Nie martw się, oddał mi pieniądze.

Louis odwrócił się do Harry'ego, unosząc brwi.

- No cóż... - Nie wiedział zupełnie co powiedzieć, a Harry patrzył na niego dość... intensywnie. – Oczywiście zapłacę ci za to, Harry. Firma i tak za to płaci.

Louis pomyślał, że zauważył najmniejszy błysk irytacji na twarzy Harry'ego, przed tym, jak splótł palce i powiedział w swój spokojny, wymierzony sposób:

- Ty jesteś moim gościem, Louis. Ja jestem gospodarzem. Bierzemy te role dość poważnie na ranczo, więc nie, nie musisz dawać mi żadnych pieniędzy.

Zastanawiam się, czy on próbuje obramować to w ten sposób celowo, pomyślał Louis, jak jakieś psychiczne szachy, by zbić mnie z tropu. Gość i gospodarz zamiast notariusza i osoby podpisującej.

Ale Harry wyglądał na całkiem szczerego i Louis odsunał myśli na bok, zwalając winę na mentalność korporacyjnego adwokata, o której Zaynpowiedział mu, że zaczyna się rozwijać.

- Nigdy nie ufaj przedsiębiorcom - zawsze mówił Zayn. - Oni uściskają twoją rękę i karmią cię gównem.

Louis zastanawiał się, czy Harry karmił go gównem. Zważając na całe literalne gówno, którym byli prawdopodobnie otoczeni, nie wydawało mu się.Ale nadal... było coś w Harrym, czego nie do końca łapał.

- Och... kej – powiedział Louis, jego głos szarpnął się w środku wyrazu, kiedy zamknął torbę i owinął jej pomarszczone, plastikowe uchwyty wokół palców. - Dziękuję.

Harry skinął głową. Wstał i poklepał Louisa po ramieniu, mówiąc:

- Cóż, idę spać wcześnie. Nie miałem wiele snu ostatniej nocy.

Ciepło jego palców na ciele Louisa płonęło przez materiał koszuli i sprawiło, że Louisowi trudno było oddychać. Harry ścisnął lekko, a potem się wymknął. Louis poczuł gorączkę napływająco do jego głowy, zastanawiając się, czy właśnie sobie to wyobraził.

Malutki cień uścisku.

- Branoc - powiedział, a jego głos brzmiał surowo we własnych uszach.

Większość innych pracowników rancza wyszła. Louis pozostał przy stole jeszcze pół godziny, rozmawiając z Maggie i Niallem, podczas gdy grali wCribbage. Pogubił się na piętnaście dwa, piętnaście cztery i para to sześć punktach, mrugając do siebie po powrotem Maggie wygrała pierwszy mecz na dwunastopunktowym składzie. Uśmiechnął się uprzejmie i ostatecznie powiedział dobranoc, wracając do pokoju gościnnego wraz z jego plastikową torbą, czując się trochę nie na miejscu.

Przynajmniej tym razem łazienka była znajoma. Wziął szybki prysznic i wreszcie umył zęby, wzdychając z przyjemności na czyste uczucie w ustach. Zajął się goleniem. Jego mięśnie bolały przyjemnie od całego dnia naprawiania ogrodzenia.

Kiedy wszedł do łóżka, ze wciąż wilgotnym ręcznikiem owiniętym wokół jego talii, włączył swojego laptopa i sprawdził swój adres e-mail. Zayn wysłał mu trochę pracy, kilka umów do projektu i jeden Nicka, aby go obejrzeć. To dotyczyło również pobierania pieprzonej tony plików, niektóre z nich były filmami. Louis westchnął i zaczął pobieranie, zastanawiając się, czy bezpiecznie było oglądać gejowskie porno na WiFi należącym do Harry'ego. Chyba nikt na ranczu nie miał takiej wiedzy technicznej, aby się dowiedzieć...

Louis przyłożył do siebie jedną rękę, czując, jak jego penis z niecierpliwością zareagował na dotyk. Delikatnie przejechał kciukiem po główce, zataczając nim kółka dokładnie w miejscu, gdzie był najbardziej wrażliwy.

- Kurwa - westchnął, po około pół minucie niezdecydowania. Lepiej nie ryzykować. Nie chciał, aby przypadkowo doszedł na coś, co pani Burdenmogłaby czyścić, Boże, jak żenująco. Niechętnie zdjął z siebie rękę.

Zwinął się w sobie z westchnieniem i wciągnął kołdrę na jego nagie ramię. Obrazy z Harrym na koniu, jego wielkie ręce, lekko zawinięte końcówki jego kudłatych włosów opanowały jego myśli. Louis był napalony; był cierpiący; był zmęczony. Był twardy, kiedy wreszcie zasnął, jego skrzywiona twarz skąpana była w blasku ekranu komputera.

*

Louis był nadal twardy, kiedy obudził się następnego ranka. Leżał w łóżku, czekając, aż jego erekcja odejdzie, tak aby mógł wstać i się wysikać. Rzut oka na jego telefon powiedział mu, że była dopiero piąta trzydzieści rano, a słyszał kogoś wędrującego po korytarzu. Przesunął się trochę na materacu, jęcząc, gdy poczuł jego uskarżające się mięśnie. Przyjemny ból z poprzedniej nocy zmienił się w pełni rozwiniętą bolesność.

- Cholera - mruknął.

Zanim zdążył to zauważyć, rozległo się ciche pukanie do drzwi, które Harry otworzył nieznacznie, aby zajrzeć do pokoju. Louis właśnie był rozciągał się, jego jedna dłoń przesunęła się próżniaczo po jego nagiej klatce piersiowej, a prześcieradło zsunęło się wolno na jego brzuch.

Oczy Harry'ego rozszerzyły się.

- Przepraszam! - powiedział szybko. – Przepraszam, myślałem... um... - Jego wzrok skierował się w dół, na oczywisty namiot na pościeli, utworzony przez Louisa.

- To ty, będący dobrym gospodarzem? - zapytał Louis. Chodziło mu o to, by zabrzmieć sarkastycznie, ale wciąż się rozbudzał i wyszło to chrapliwie i czule. – Włamywanie się do mojego pokoju w godzinę wyglądania jak gówno, by zobaczyć moją poranną erekcję?

Cóż, to było bezpośrednie.

Harry dosadnie zacisnął oczy i przełknął powoli ślinę przed odpowiedzeniem.

- Przepraszam - powiedział. - Myślałem, że byłeś jak, obudzony... to znaczy! Bo słyszałem... - Potrząsnął głową i zaczął od początku. - Chciałem zobaczyć, czy chciałbyś pójść ze mną, by sprawdzić jałówki. Jolene lubi gości, więc... Myślałem. Ale oczywiście.

Louis poczuł, że jego penis szarpnął się pod prześcieradłem. Nie powinienem przez to przechodzić.

- Mogę potem coś później pożyczyć, by obejrzeć rzeczywistą sprzedaż nieruchomości - wychrypiał. - Wiesz, równie dobrze.

- Powinieneś wziąć jedną z ciężarówek – Harry powiedział natychmiast, jego oczy wciąż były zamknięte, a słowa wylewały się szybciej, niż normalnie. - Musisz przejechać przez kilka, uh... pól z krowim jedzeniem, by się tam dostać. Klucze są w misce przy drzwiach.

Louis zaśmiał się.

- Pole z krowim jedzeniem.

Harry wziął głęboki oddech, jego dłoń ześlizgnęła się z klamki, jakby jego ręka nagle stała się spocona.

- Wychodzę teraz. Nie poświęcaj siebie samego; weź ciężarówkę. Nie chcę płacić również za twoją naprawę.

- Doskonałe umiejętności bycia gospodarzem, Styles! - Louis zawołał za nim. Przytulił się z powrotem do łóżka, dostając odrobinę tarcia od materaca, będąc wciąż sennym i nie w nastroju, do przejmowania się bólem w jego twardym kutasie. Nie chciał wstawać przez jeszcze kilka godzin, co najmniej. Wtedy zabierze się do pracy nad tymi kontraktami.

*

Louis kliknął wysyłanie, a skorygowany projekt umowy Nicka przedarł się przez eter z powrotem do komputera Zayna w Denver. Westchnął, mierzwiąc swoje wciąż niewystylizowane włosy. Pracował w pokoju gościnnym cały dzień, właśnie zrzucił z siebie dres i stary T-shirt, który znalazł na dnie walizki i wskoczył z powrotem do łóżka.

Teraz jego żołądek zaburczał. Sprawdził godzinę... Trzynasta. Nawet nie miał swojej zwyczajowej filiżanki porannej kawy.

Poczłapał do kuchni, mając bose stopy, wciąż czując się jak intruz. Ale w lodówce był talerz z resztkami pokryty folią z Post-It i uwagą mówiącą: Dla Louisa obok gryzmołu penisa. Louis zastanawiał się, czy winien tego był Niall, czy Harry. Zastanawiał się też, co zrobić z penisem. Czy to złośliwe? Normalne zachowanie krowa - kolega?

Louis pokręcił głową, decydując od razu, że nadmiernie przemyślał rzeczy i powinien jeść tylko to cholerne jedzenie.

Dwadzieścia minut później przejrzał dużą, ładnie oprawioną mapę ranczo, która wisiała w sali jadalnej i chwycił kluczyki do jednego z fordów. Był wciąż rozebrany, miał spakowane tylko dwa garnitury, spodnie dresowe i kilka dziurawych koszulek ze starymi zespołami. Później będzie musiał pojechać do miasta, aby kupić parę dżinsów. Na razie wziął teczkę ze sobą, wsunął stopy w parę damskich, której uniknął wczoraj i przebrnął przez wysychające błoto do ciężarówki.

Nie było trudno znaleźć działki. To było na dalekim zachodnim skraju ranczo, tuż pod górami. Zbyt skalista się pastwiska, zbyt jałowa, by mieć jakąkolwiek wartość rolniczą.

Ale było pięknie. Louis widział, dlaczego Harry nie chciał sprzedawać ziemi, jeśli jego powodem odmowy sprzedaży była ochrona środowiska - imwięcej czasu spędzał z Harrym, tym bardziej Louis myślał, że prosta troska o naturę nie była zupełnie tym. Było coś o wiele bardziej skomplikowanego, co trzymało Harry'ego z dala od podpisywania się na przerywanej linii, jakiś ukryty powód, który pochodził z jego serca.

Louis potrząsnął głową.

- Dlaczego jesteś tak uparty, Styles? - Louis poczuł znowu dokuczliwe podejrzenie, że coś mu umknęło. Jakby był jakiś kawałek układanki Harry'ego, którego znalezienie miało sprawić, że wszystkie jego dziwaczne części spoją się razem.

Louis pojechał kilka mil dalej na zachód, aż do małego strumienia, który biegł w dół z Black Tooth Mountain. Ledwo widział Steamboat Point błyszczący szarością na północy, droga stanowa czternaście owijała się wokół jego podstawy. To było wspaniałe miejsce, prawie całkowicie nietknięte, usiane dzikimi kwiatami i kilkoma chudymi drzewami. Słabe resztki chodnika wiły się ze strumieniem. Louis wodził po nim wzrokiem. Prowadził do drzwi zrujnowanego domku.

Część dachu się zawaliła, a główne drzwi były na wpół wyrwane z zawiasów. Louis patrzył na niego, ale nie czuł się, jakby miał ochotę na zwiedzanie. To napełniło go niewytłumaczalnym smutkiem, a jego mięśnie wciąż bolały pod skórą. Ludzie żyli tam, pomyślał. W pewnym momencie. Kto wie kto? Teraz są zagubieni; domek jest opuszczony, ale ktokolwiek tam mieszkał, odszedł i może nawet nikt o nim nie pamięta. Oni po prostu odpłynęli od świata.

Louis także odpłynął.

- Jest tutaj wspaniale, prawda?

Nawet nie usłyszał quada. Harry wydawał się po prostu pojawić obok niego, w kurtce z Carhattu i brudnych dżinsach.

- Teraz widzisz, dlaczego nie mogę z tego zrezygnować.

Louis westchnął.

- Styles - powiedział. - Myślę, że byłbyś głupkiem, nie robiąc tego.

Szedł szybko z powrotem do ciężarówki, gdzie wyciągnął teczkę na siedzenie i rozpiął ją, wyciągając kontrakt.

- Masz długopis? - zapytał. - Może jest jeden w tym domu duchów.

Harry zmarszczył brwi, jego oczy były naprawdę zmartwione. Odwrócił się, usiadł okrakiem na swoim quadzie i odjechał bez słowa.

-

W piątek Louis w końcu zabrał się do dość sporych rozmiarów partii poświadczeń, do których projektu został przypisany około miesiąca wcześniej. Zwlekał z nimi przed wyjazdem do Wyoming i termin zaczynał być nieprzyjemnie blisko, więc postanowił załatwić wszystko za jednym zamachem.

Zaczął zaraz po przebudzeniu, przerywając tylko tak często, jak wkradał się do kuchni po przekąski i napoje gazowane lub by dogodzić sobie bardzo potrzebnym szukaniem w Internecie koncentracyjnych, odmładzających przerw. Jedynym innym człowiekiem, którego Louis zobaczył przez cały dzień była, pani Burden, która była niewzruszona, kiedy przyłapała go, kiedy stał przed otwartą lodówką i wyjadał palcami resztki sałatki z kurczakiem prosto z miski.

- Rozgościłeś się, co? - powiedziała, śmiejąc się radośnie na rumieniącego się Louisa, jąkającego odpowiedź. Potem zrobiła mu pyszną kanapkę z sałatką z kurczaka (na wspaniałym, delikatnym chlebie tostowym) i zjadła z nim lunch w jadalni.

Ale to było wiele godzin i kilka poświadczających papierów temu, więc to zrozumiałe, że Louis podskoczył lekko, gdy rozległo się pukanie do drzwi pokoju gości, około wpół do siódmej.

Louis zamrugał, przewracając oczami, kiedy popatrzył na swoje otoczenie. Umieścił się naprzeciwko stosu poduszek na łóżku, doskonale ułożonych do prawidłowego oparcia, a po ciężkim dniu pracy było więcej niż kilka puszek dietetycznej coca-coli na nocnym stoliku obok niego i różnych opakowań spożywczych rozłożonych na kołdrze. Louis był urodzonym leniem i niechlujem i zrobił niewielkie, obrzydliwe gniazdko, dokładnie takie, jakie miał w swoim własnym mieszkaniu. Ktokolwiek był przy drzwiach, miał nadzieję, że nie był to Harry.

- Tak? - zapytał niechętnie, jego głos był szorstki od nieużywania.

- Tu Niall... Czy mogę wejść?

- Och, jasne - powiedział Louis, nachylając się, by zgarnąć owoce i opakowania po przekąskach serowych do prawie pustej paczki Kettle Chipsów, przed zrzuceniem jej na podłogę obok łóżka. Naprawdę, to by się nie stało, gdyby Harry miał mniej dobrze zaopatrzoną kuchnię. Louis był tylko człowiekiem.

Wild And Unruly (Larry Stylinson) - TłumaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz