Prolog

270 26 8
                                    

   Spojrzałam na mojego prześladowcę. To tylko sen, zaraz się obudzę. To się nie dzieje naprawdę. Ale działo się, a ja nie miałam dokąd uciec. Stałam na środku pokoju, zastanawiając się co zrobić. Drzwi odpadały, gdyż znajdowały się za nim. Okno za mną było zamknięte, i nie zdążyłabym nawet do niego podejść, a już by mnie dopadł. I miał tego ogromną świadomość, a na jego twarz wpełzł ohydny uśmieszek. Tak go teraz widziałam, jako odrażającego, bezdusznego drania. 

   Gdzie się wszyscy podziewali? Teraz, kiedy najbardziej ich potrzebowałam? Gdzie jest mama, gdzie Olivia? Nawet ten pieprzony Louis. Poczułam, jak wzbiera we mnie gniew. Ogromna fala przeszła mnie całą, wypełniając wściekłością po czubki palców. Zacisnęłam dłonie w pięści, gotowa do ataku. Mój prześladowca zauważył to, bo tylko się krzywo uśmiechnął.

   - Nie uda ci się mnie powstrzymać. Już mi nie uciekniesz, cukiereczku. - jego słowa ociekały jadem.

   Ruszył w moją stronę. Napięłam się cała. Teraz, albo nigdy...  



No i mamy prolog :) Mam nadzieję, że zachęci was do pozostania na dłużej oraz to, że wam się spodobał.
Do next ;*

Shades of pastOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz