Zapukałem do drzwi jej domu. W rękach miałem zeszyt i materiały z ostatnich lekcji angielskiego. Po jakiejś minucie otworzyła mi. Miała na sobie za dużą bluzę i bardzo krótkie spodenki. Zauważyłem je kiedy schylali się, żeby zabrać buty starszego brata z przejścia.
- Cześć, Harry. - przywitała się ze mną buziakiem w policzek. Od małego mieliśmy ze sobą dobre kontakty. Nigdy się nie kłóciliśmy... No, nie licząc tego jak zdeptałem jej kwiatki.
Szedłem sobie z czapką, której daszek przysłaniał mi oczy. Wszedłem na podwórko Narcysse. Stanąłem na coś, ale się tym nie przejmowałem. Dopóki nie usłyszałem płaczu sześcioletniej przyjaciółki.
- Przepraszam, Narcy... Ale były ładne - próbowałem ję pocieszyć, ale nie byłem w tym zbyt dobry.
- Gwarantuję ci, że będziesz wąchał te kwiatki od spodu...
Po tym uciekła do domu, ale przysza do mnie za godzinę i chciała żebym pomógł jej sadzić nowe kwiatki...
- Cześć, Narcy. - przytuliłem ją mocno. - Jak zobaczyłem zabłocone buty Dennisa to przypomniało mi się jak zdeptałem ci kwiatki... - wybuchnęła wtedy gromkim śmiechem. To właśnie w niej lubię. Jest bardzo spontaniczna, szalona...
Gdy przygotowałem notatki Narcy położyła mi przed nosem parującą herbatę jaśminową. Nie piła innej. A jak ona ją piła to ja też musiałem.Do kuchni wbiegł Dennis, młodszy brat mojej najlepszej przyjaciółki. Powiedział do mnie :
- Nie wiem jak możesz pić to świństwo, Harry.
- Piję to, żeby nie zrobić przykrości jedynej osobie, którą kocham...
Odpowiedziałem sobie w myślach...