Kai siedział zapłakany. Nie ruszał się w ogóle z "areny" na Kahyyyk. Oparty o ciało martwego Sitha cicho łkał. Na miejscu dłoni pojawił się materiał, który miał mu pomóc powstrzymać krwawienie, a tak na prawdę nic nie robił. Ciało jego wroga była zmasakrowanie: prawa noga ucięta w kolanie, obie dłonie podobnie, ogromne rany cięte na torsie i rozcięta na pół twarz. Widok był masakryczny. "Więc to gniew robi z ludźmi" myślał, patrząc przed siebie w gęste krzaki. W lewej dłoni spoczywał zakrwawiona rękojeść jego miecza, a rękojeść broni jego wroga za pasem muszki.
Krzaki się poruszyły... Słychać syk mieczy świetlnych....Widać swoich....-Możesz to powtórzyć?-spytał się zastępca kapitana tutejszej straży Naboo.
To było nużące. Kai dwa razy opowiadał jak to ukradł Jabbie statek, bo ten chciał go zabić dlatego, że przyprowadził oficera Imperium, tego samego, który wcześniej więził muszkę. Musiał jednak także opowiedzieć o zabójstwie kobiety. Kapitan nadal nie umiał uwierzyć w historię padawana.
-Do cholery, przecież opowiedziałem wszystko! Nie moja wina, że uwierzyć nie potraficie.
-A ty byś w to uwierzył? -zakpił z niego.
-Uwierzyłbym, gdybym odczytał numer seryjny statku.
-Statek pochodzi z planety Sullust.
-Ale tam przecież trwa ogromna wojna jak cholera.
-Ten statek należący teraz do nas jest tak zwanym "składakiem". Skonstruowany został z różnych części, jednak numer seryjny pochodzi od Y-winga zarejestrowanego w tamtym rejonie planety. Najwidoczniej Jabba ma kontakty.
-Zaraz macie kontakt z Rebelią? I gdzie jest teraz Jumi? -nie interesowało go już nic. Chciał jak najszybciej ruszyć. Miał teraz Trzy a właściwie dwa zadania, jeśli jego wybranka mu ucieknie. Ostatnim zadaniem było odnalezienie znajomego jego rodziny.
-A co cię to! Przecież nigdzie się nie ruszasz! I odpowiesz za zabójstwo kobiety oraz usiłowanie zabicia swojej wybranki.
-Nie...teraz mylisz się mój drogi....teraz to ja rozdaję karty....Skywalker, Ahsoca.... Klony.... Oni wszyscy przybyli po Kai'a. A może to zwidy? Może odchodzi z tego świata. Miałby rację gdyby nie pomoc medyczna przy pobliskim obozie Republiki.
Po kilku godzinach obudził się z bólem w głowie. Chciał się za nią złapać prawą dłonią, ale nie umiał...nie miał ręki. Kolejne zwidy... tym razem znów prawda. Zszokowany tym usiadł na polówce by się pogodzić z losem, kiedy do namiotu wszedł Windu. Kai spojrzał na niego obojętnym wzrokiem.
-Opowiedz nam co tam się stało. -opowiadał to zwięźle zapłakany głosem. Wszystko tak jak to pamiętał. Rozbicie kanonierki, bieg przez gąszcz, iluzja Ahsoci, cela podziemna i zakapturzona postać która do niego podchodziła... Tu szybko przerwał przechodząc do walki.
-I kiedy ucięło mi dłoń... Po prostu ruszyłem przed siebie i... Wygrałem.
-Musiałeś go tak zmasakrować?
-By przeżyć? Tak....
-Możesz to powtórzyć? Później, w zakonie?-zapytał się go, choć bardziej brzmiało to jak rozkaz. Wstał tylko i wyszedł. Żadnego "Dobra robota", poklepania po ramieniu czy jakaś rada....nic tylko wyszedł.
Kai'a dobiło jeszcze mocniej. Dlaczego go nikt nigdy nie docenia...
CZYTASZ
Jedi Rebelii - Nieznany
FanficWojna pomiędzy Rebelią a Imperium. Ciemna strona zwiększa swoją moc z każdą chwilą, a Jasna zanika. Każda planeta albo ogarnięta wojną albo jest neutralna. Na Tatooine swe rządy prowadzi okrutny Jabba. Każdemu kto mu się sprzeciwi odbiera wszystko...