Chapter 07

586 35 3
                                    

Ze snu wyrwał mnie dźwięk znienawidzonego do granic możliwości budzika, zerwałam się z łóżka, a przynajmniej próbowałam to zrobić gdyż coś lub ktoś z powrotem przyciągnęło mnie do siebie, popatrzyłam na swój brzuch i zobaczyłam dwie oplatające mnie ręce, zaczęłam sobie przypominać koszmary wczorajszego dnia i dlaczego śpię w jednym łóżku z ich właścicielem, odwróciłam się by zobaczyć zaspaną twarz chłopaka, widocznie żaden hałas nie przeszkadzał mu w śnie bo dźwięk budzika nasilał się z każdą sekundą, a na Luku nie zrobiło to żadnego wrażenia. Złapałam się na tym, że dokładnie przyglądam się każdemu centymetrowi jego twarzy, była naprawdę piękna, doskonale podkreślone kości policzkowe, duże usta, nawet kolczyk w dolnej wardze nadawał mu uroku, wyglądał tak niewinnie i beztrosko, musiałam przyznać, że nawet przyjemnie było obudzić się obok kogoś takiego. Może czułam się samotna? W końcu od dawna z nikim się nie spotykałam, ostatniej miłości wolę nie wspominać, nie chce z samego rana psuć sobie humoru. Postanowiłam zakończyć przyglądanie się chłopakowi i spróbować się wydostać z jego objęć co było dosyć trudne bo trzymał mnie w żelaznym uścisku tak jakby bał się, że ucieknę, w końcu zaczęłam krzyczeć jego imię, czas żeby i on się obudził skoro za godzinę zaczynamy zajęcia.

- Luuuuuuke! - krzyknęłam i szturchnęłam chłopaka w ramię.

- Jeszcze pięć minut, mamo. - usłyszałam zaspanym głosem, którego właściciel wykręcił się do mnie plecami wypuszczając z objęć. Przypominam mu matkę? No świetnie - mruknęłam pod nosem, ale przynajmniej teraz jestem wolna, zwlokłam się z łóżka i w końcu wyłączyłam ten przeklęty budzik. Popędziłam do łazienki, żeby wziąć krótki prysznic i ubrać się, kiedy wróciłam zastałam blondyna w identycznej pozycji co 10 minut temu. Zignorowałam go i poszłam do kuchni zrobić jakieś śniadanie, nie wysilając się zbytnio ugotowałam mleko i zalałam płatki , w tym momencie usłyszałam, że chłopak idzie po schodach.

- O cześć synku, w końcu wstałeś! - powiedziałam ironicznie, stawiając przed nim miskę z płatkami.

- Cooo? - był wyraźnie zdziwiony.

- Przez sen nazwałeś mnie mamą. - wyjaśniłam.

Luke jednak zignorował to co powiedziałam, widocznie nie uznał tego za warte uwagi, czyli Pan naburmuszony wraca. Jedliśmy w milczeniu, po chwili jednak się odezwał.

- Pojedziesz ze mną na uczelnię, ale jeszcze musimy wejść do mnie do domu, przebiorę się. 

- Jestem wdzięczna za pomoc ale nie musisz być moją niańką nie? - odpowiedziałam speszona. 

- Cassidy to nie było pytanie, jedziesz ze mną i koniec, Twoje auto i tak do niczego się na razie nie nadaję, po co masz się tłuc autobusem skoro jadę w tym samym kierunku? - w jego głosie można było usłyszeć irytację. Nic już nie odpowiedziałam, miał rację, nie miałam ochoty na spacer do przystanka autobusowego, w dodatku pogoda nie rozpieszczała - dawno nie widziałam takiej ulewy. Poczekałam aż chłopak skończy posiłek i wyszliśmy z domu w kierunku czarnego samochodu.

Jechaliśmy w milczeniu, jedyny dźwięk jaki słyszałam to odgłos deszczu, Luke nie włączył nawet radia. Co z nim jest nie tak? Jego zmienność jest deprymująca. Obojętny, słodki, stanowczy, wyraźnie zirytowany, a nawet agresywny wnioskując po pocałunku to mieszanka wybuchowa. Wcześniej chciał się ze mną umówić, w dość niekonwencjonalny sposób się do tego zabrał ale cóż choć tak naprawdę w ogóle nie zauważyłam żeby interesował się mną w ten sposób, nasze rozmowy były nudne i monotonne tak jakby ktoś go do nich zmuszał, chociaż po wczorajszych zdarzeniach sprawiał wrażenie opiekuńczego i ciepłego...

Z dalszych przemyśleń wyrwał mnie trzask drzwi, samochód się zatrzymał przed domem Luka, a jego właściciel właśnie otwierał do niego drzwi. Nawet mnie nie zaprosił, w ogóle mnie to nie zdziwiło.

Uprowadzona | Luke Hemmings.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz