Zgodnie z zapowiedzią, dwa dni po rozmowie z Harrisonem, wyszedłem z więzienia.
Dostałem swoje ubrania, w których tutaj trafiłem, żebym wyglądał jak normalny człowiek.- Tutaj jest wypiska i symboliczna reszta z twojego konta na autobus do domu. - policjant wręczył mi szarą kopertę, w której była kartka, pozwalająca mi się stąd wydostać i 15 dolarów.
Zostałem odprowadzony do ogromnego wyjścia. Brama się otworzyła, a ja nie wiedziałem jak postawić pierwszy krok ku wolności. Ukrywałem wewnątrz jak bardzo bałem się "nowego" życia.
Stanąłem na chodniku i spojrzałem na więzienie od zewnętrznej strony. Nie docierało do mnie, że wydostałem się z tego pierdolnika.
Rozejrzałem się powoli dookoła siebie.I co? Mam sobie od tak iść?
Nie wiedziałem, że to będzie takie trudne...
Więzienie znajdowało się za miastem, więc chyba powinienem szukać przystanku autobusowego.
Ruszyłem więc powolnym krokiem w kierunku, gdzie stopniowo zwiększała się ilość budynków mieszkalnych. Cały czas zastanawiałem się co mam ze sobą zrobić.- Justin! - z dużego Audi pospiesznie od strony kierowcy wysiadł mój ojciec, a z drugiej matka.
Rzucili się na mnie z uściskami jakby cieszyli się, że mnie widzą. Nie wierzyłem, że tak było...
- Synku, jeszcze bardziej wyprzystojniałeś przez ten czas. - palnęła bezmyślnie zapłakana mama.
Kiedy oni sztucznie szaleli, ja cały czas patrzyłem się na nich jak na totalnych idiotów. Szybko mnie to znudziło, więc się w końcu odezwałem.
- Czemu to zrobiliście? - zapytałem ponuro, robiąc krok do tyłu.
- O czym ty mówisz? - dopytał najwyraźniej podirytowany ojciec.
- Pytam się, czemu mnie stamtąd wyciągnęliście?!
Widziałem jak bardzo tatuś chciał mi właśnie przywalić, ale najukochańsza w świecie mamusia uspokoiła swojego najdroższego mężusia.
- Justin, dobrze wiesz, że gdyby była możliwość to zapłacilibyśmy kaucję wcześniej! - zaczęła tłumaczyć roztrzęsiona.
Parsknąłem swoim sztucznym śmiechem patrząc na jej świetną grę aktorską. Pomijając oczywiście jak bardzo rozśmieszały mnie ich eleganckie ubrania... kompletnie do nich nie pasowałem w podartych dżinsach,białych tenisówkach i czarnej bluzie.
Matka się rozpłakała.- O co ci znowu chodzi?! Robimy wszystko, żeby było dla ciebie jak najlepiej, a ty zachowujesz się jakby gówno cię obchodziło czy mieszkasz w normalnym domu czy w celi więziennej! - wkurzony ojciec zaciskał pięści ze złości, a ja nadal patrzyłem na niego szyderczym wzrokiem.
Westchnąłem ciężko i uśmiechając się szeroko wydusiłem z siebie słowa wdzięczności:
- Dzięki za wydanie na mnie kupę szmalu.
- Przestańcie już. Jedziemy do domu! - wtrąciła matka wchodząc pomiędzy nas.
- Dobra, wsiadajcie do samochodu.
- Sorry, ale ja z wami się nigdzie nie wybieram. - zaśmiałem się. - Dzięki za wszystko. Cześć. - poklepałem ojca po ramieniu,a do mamy posłałem wymuszony uśmiech.
Ruszyłem trochę żwawszym krokiem starając nie odkręcać się w stronę rodziców.
Po niedługiej, pieszej podróży znalazłem przystanek autobusowy, przy którym wisiał rozkład jazdy."Nowy Jork - 16:54" - super, miałem jeszcze dwie minuty.
Usiadłem na ławce w oczekiwaniu na autobus, który pojawił się już po chwili w moim polu widzenia.
CZYTASZ
Time's Up
Fanfiction#992 w Fanfiction - 21.04.18r. "Ludzie widzą tylko to co chcą widzieć. Widzą we mnie wiecznie uśmiechniętą, spokojną i mądrą dziewczynę. Gdyby tylko spojrzeli głębiej w moje oczy tak naprawdę zobaczyliby, że moja dusza toczy walkę ze strachem, nien...