Rozdział 2

281 27 2
                                    

Mieszkanie zostało dokładnie wysprzątane, zakupy już są w kuchni, a rachunki zostały zapłacone, co oznacza, że zostało już tylko zebranie w szkole i zrobienie kolacji. To pierwsze muszę załatwić natychmiast, dlatego zgarniam klucze z blatu i ówcześnie zamykając mieszkanie zbieram po schodach na dół, przed budynek. Mijam się z Emily, mam ochotę odejść bez niczego dłuższego niż "Dzień Dobry" czy "Hej" ale ona rozpoczyna rozmowę.
- Hej Brad - uśmiecha się promiennie, a ja tylko mówię ciche "hej" przytrzymując jej drzwi, kiedy niesie zakupy.
Nie to, że jej nie lubię czy coś. Jest w moim wieku, mieszka pod 13 ja pod 16. To blondynka o ciemnych oczach i jest naprawdę śliczna. Jedyny problem tkwi w tym, że chyba jej się podobam, ale nie potrafię nic z tym zrobić. Była u mnie kilka razy, zająć się Amandą i nadal jestem jej dozgonnie wdzięczny tylko... Nie jestem gotowy na nowy związek, nawet po tylu latach, coś nie pozwala mi się przełamać. Może to moje mieszkanie, może widok Amandy, a może po prostu psychika, ale nie potrafię. Próbowałem, ale nigdy nie zadziałało. Po pierwszej randce zrywałem znajomość. Nie chce popsuć sobie relacji z tak cudowną kobietą, to by było coś złego. Dlatego staram się unikać dłuższych rozmów czy zbliżeń. Nawet jeśli ona czasami się narzuca.
- Gdzie się tak śpieszysz? - Dopytuje widocznie zaciekawiona moim rozkojarzeniem.
- Zebranie w szkole - posyłam jej lekki uśmiech, na co przechyla głowę.
- Amanda ma świetne oceny, nie martw się na zapas - blondynka puszcza mi oczko i znika w budynku.
- Taak, o ile nic się nie zmieniło - dodaję już sam do siebie i wypuszczam powietrze z ust.
Cieszę się, że dziś nie ciągnęła tematu i nasza rozmowa była tak krótka. Przeczesuję dłonią włosy i kieruję się do samochodu. Wyrzucam ulotkę z pod wycieraczki i wsiadam do auta. Wyjeżdżam na drogę, a stres wciąż nie opuszcza mojego ciała. Jest tak aż do samej szkoły, pod którą parkuje obok innych aut, których mimo wszystko jest mnóstwo. Czyżbym się spóźnił? A może po prostu kilka osób przyjechało wcześniej? Wątpię w to drugie. Na 100% się spóźniłem. Wchodzę do szkoły i szukam sali językowej, która jest klasą wychowawczyni mojej córki. W końcu znajduję i wchodzę do środka, ściągając na siebie spojrzenia kilku osób.
- Nie ma jeszcze Pani Kalver? - Pytam od drzwi i słyszę same przeczące odpowiedzi.
Wypuszczam powietrze z ust z ogromną ulgą i szukam w sali znajomej mi osoby, tej, której auto widziałem na zewnątrz. W końcu widzę przy ścianie przyjaciółkę, która najwidoczniej próbuje się do kogoś dodzwonić. Idę prawie na sam koniec sali. Podchodzę do niej i uśmiecham się ciepło, na co ona probuje odpowiedzieć tym samym, ale raczej średnio jej wychodzi. Na jej twarzy maluje się troska i zmartwienie. Marszczę brwi i otwieram usta by coś powiedzieć, ale w tym samym momencie drzwi do klasy się otwierają. Staje w nich nauczycielka i wita wszystkich rodziców, mówi, że zacznie od najważniejszych spraw. Rozdaje wszystkim kartki z ocenami poszczególnych uczniów w końcu podchodzi do naszej dwójki, lekko zawiedziona widokiem stojącej obok mnie brunetki.
- Pani Ball, liczyłam, że spotkam dziś pani męża. Chciałabym go wreszcie poznać - mówi ze zrezygnowaniem.
Unoszę brew, spoglądając na przyjaciółkę, a ta jedynie wzdycha, zakładając kosmyk włosów za ucho. Connor miał przyjechać? On nigdy nie pojawiał się na takich spotkaniach, więc dziwne by było, gdyby dziś przyszedł. Może to coś ważnego, że sama wychowawczyni chce go zobaczyć? Spoglądam ponownie na Alison, której twarz wyraża smutek, a w oczach błyszczą łzy, które powstrzymuje. Mam ochotę ją stąd zabrać i spytać co się dzieje, ale nie mogę. W końcu się odzywa.
- Przepraszam Pani Kalver, mój mąż nie mógł przyjechać, naprawdę ciężko pracuje, doszły nadgodziny, ja... - Przerywa na chwilę by zaczerpnąć powietrza - Porozmawiam z nim, zjawi się w szkole przy najbliższej okazji - uśmiecha się blado do stojącej naprzeciw pięćdziesięcioletniej kobiety.
Obserwuje sytuację z lekkim niedowierzaniem, słuchając słów przyjaciółki. Connor i nadgodziny? Co proszę? Rozumiem, że praca w firmie zajmującej się ubezpieczeniami i innymi bzdetami, może być ciężka, i zajmować dużo czasu, ale Connor nigdy nie wziął by nadgodzin, cholera, on nienawidzi tej pracy. Ba, już tysiąc razy, mówił, że chce ją rzucić, ale nigdy tego nie zrobił, bo potrzebuje pieniędzy. Spłacanie kredytu za dom to nie fajna sprawa. Zwłaszcza dla chłopaka takiego jak mój przyjaciel. Marie Kalver kiwa głową w geście zrozumienia i spogląda w moją stronę, lekko się uśmiechając. Podaje mi kartkę z ocenami córki, na którą spoglądam z zadowoleniem.
- Gratuluję Panie Simpson, Amanda, naprawdę dobrze sobie radzi. Poza tym, polecam zapisać ją na dodatkowe zajęcia z muzyki i śpiewu. Dziewczyna ma talent - kobieta mówi z przekonaniem i odchodzi do swoich innych rodziców.
Uśmiecham się pod nosem. Oczywiście, że ma. To przecież moją córka. Czuję na sobie wzrok Alison, więc spoglądam w jej stronę. Uśmiecha się słabo i owija ręką talię, tak jakby czuła się źle. Marszczę brwi, ale ona zapewnia, że to przez stres. Wierzę. Sam bym był zestresowany w jej sytuacji, Colin ostatnio zawalił kilka sprawdzianów i domyślam się, że nie jest to powód do dumy.
Reszta zebrania przebiega już spokojnie. Nauczycielka opowiada o.przyszłych spotkaniach, nowym nauczycielu, jakimś specjalnym systemie nauczania i dodatkowych zajęciach. Po czym żegna się z rodzicami i wszyscy wychodzimy. Alison wychodzi pierwsza, a ja próbuję ją dogonić, co udaje się dopiero na parkingu. Podbiegam do jej auta, gdzie czeka już Colin, który musiał zostać na dodatkowe lekcje.
- Alison! Poczekaj! - Krzyczę, a dziewczyna w końcu się odwraca.
- Brad - wymusza uśmiech, a ja zaczynam się coraz bardziej martwić.
- Powiesz mi co się dzieje? - Pytam, na co Colin posyła mi zdziwione spojrzenie, które po chwili przenosi na rodzicielkę.
- Mamo? - Unosi jedną brew.
- Porozmawiamy w domu. Wsiadaj do samochodu - zwraca się do niego, po chwili znów spoglądając na mnie.
Chłopak zamyka za sobą drzwi, a ja wciąż czekam na odpowiedź, że strony przyjaciółki. Ta w końcu zakłada ręce na piersi i patrzy mi prosto w oczy.
- Connor... On... Prawie go nie widuję, rozumiesz? Wychodzi rano, wraca w nocy, cholera, już nie wiem co mówić tej nauczycielce. "Przepraszam panią, ale nie mam kontaktu z mężem, prawie z nim nie rozmawiam, zadzwonię kiedy wreszcie się do mnie odezwie"? To nie przejdzie! Nie wiem co mam zrobić. On nawet telefonów ode mnie nie odbiera, a Colin zaczyna przyzwyczajać się do tego, że go nie ma. Gdy pytam co chce na kolacje, odpowiada, że obojętnie, bo i tak nie jemy razem z tatą. To jest... Boże, Brad, ja już nie daję rady. To już miesiąc! - mówi wszystko spokojnie, lecz widzę, że jest wyraźnie zdenerwowana.
Po jej policzkach spływają pierwsze łzy, które sprawiają, że mam ochotę dać Connor'owi w twarz. Zamykam przyjaciółkę w szczelnym uścisku i czuję jak jej łzy moczą moją koszulę. Nie przeszkadza mi to. Wiem, że to pomaga jej się uspokoić. Powtarzam, że wszystko wróci do normy i czuję jak drży. Czy jest jeszcze coś co ją martwi? Może chodzi o oceny Colin'a? Wiem, że z tym też jej źle, zwłaszcza, że jeśli zawali tą klasę, jego świadectwo nie będzie takie idealne jak rok temu. Jednak wszystko będzie w porządku. Jestem tego pewny, nie ma innej opcji. Jednak teraz wiem jedno, muszę porozmawiać z Connor'em, bo... co się właściwe dzieje? Nic dobrego.
_____________________
Okay, mówiłam, że to ruszy po zakończeniu "Fame | C.Hood" już kilka razy, ale widząc tyle pozytywnych opinii pod pierwszym rozdziałem i wiedząc, że przyjęliście to opowiadanie bardzo dobrze, i jak bardzo ciekawi jesteście, nie mogłam się powstrzymać i musiałam wstawić rozdział drugi.
Kocham was wszystkich <3 i cieszę się, że druga część jak narazie przypadła wam do gustu :)

Hope you love it.

Alicze xx

Only Sixteen YearsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz