Dzien jak codzien...
Jest pierwszy dzien szkoly, nie wyspana wstalam z mojego skromnego lozka .
-yhh 2 liceum .. Czy moje zycie nie moze byc gorsze ? - zapytalam siebie nie czekajac na odpowiedz..
Ubralam sie normalnie.. - czarne rurki obciskajace moje zgrabne nogi i posladki, nie jestem osoba ktora uzala sie nad soba , bialą bluzke z kołniezykiem i buty na dosc wysokiej koturnie . Przeczesalam moje blond wlosy i zostawilam je rozpuszczone ja ramionach i zrobilam lekki makijaz ktory skladal sie z maskary , eyelanera i odrobine pudru. Kiedy juz skonczylam upewnilam sie ze nie jestem spozniona - 7:00 - ee to nie tak zle- pomyslalam i wyszlam z mojego pokoju zamykajac za soba drzwi. Zeszlam na dol do kuchni.. Ale jak zwykle nikogo nie zastalam, moja matka wraz z ojcem pracuja dni i noce zeby bylo nam dobrze, bo w NY mieszkania nie sa takie tanie . zjadla sniadanie ktore skladalo sie z mleka i pladkow. Wzielam plecak i wyszlam z domu zakluczajac drzwi domu. Deofa zajela mi okolo 30 minut spacerem , zostalo mi jeszcze 1 godz. Do rospoczecia sie lekcji, postanowilam ze zadzwonie po Belle zebysmy sie spodkaly w kawiarni kolo szkoly. Wzielam telefon i szukalam numeru Belli.
~Halo Kate ? - spytala moja przyjaciolka zaspanym glosem- chyba ja obudzilam
~Tak to ja - powiedzialam rozesmiana - nie obudzilam cie .. Prawda ? - spytalam
~Noo tak jakby, huh - odpowiedziala
~ aha, czyli teraz spodkanie odpada ? - spytalam wiedzac odpowiedz, pozniej uslyszalam tylko siewanie i jakis belkot a na koncu zakonczenie polaczenia.Moje pierwsze opowiadanie uhh juz sie boje kocham