Usłyszałem dzwonek do drzwi. Spojrzałem na zegarek. 9.30. Kto do cholery budzi mnie o tej godzinie w sobotę?! Wczoraj do późna trenowałem. Wielkimi krokami zbliża się kolejny turniej...
Otworzyłem drzwi.
- Stary! Porąbało cię? - powiedziałem, gdy zobaczyłem, że to Max.
- Znowu przez pół nocy ćwiczyłeś? - wszedł do środka. - Chcesz kawy?
- Jasne. Zaraz wracam.
Wczoraj byłem tak zmęczony, że natychmiast poszedłem spać, więc wziąłem szybki prysznic. Schodząc po schodach czułem zapach kawy. Max siedział na kanapie w salonie z pilotem w ręku. Skakał po kanałach. Zrobiłem łyk kawy i od razu poczułem się lepiej.
- Co tu robisz tak wcześnie? - spytałem.
- Twoi starzy są dzisiaj w domu?
Zaśmiałem się.
- Żartujesz? Stary wyjechał za miasto, a matka z koleżaneczką spędza weekend w spa.
- Impreza?
- W sumie czemu nie...
- To dobrze, bo pozwoliłem sobie zaprosić kilka osób.
Zachłysnąłem się kawą.
- Kogo?
- Stellę, Margaret... I jeszcze jakieś dwadzieścia innych osób.
Margaret to wielka miłość Maxa. Jest w niej zakochany po uszy... Ale nie ma odwagi zaprosić jej na randkę. Zupełnie go nie rozumiem...
- A Stacy? - upiłem kolejny łyk kawy.
- Chcesz, żeby twoja nowa spotkała obecną?
- Ona nie jest moją nową, jasne? A przynajmniej na razie.
- Chcesz ją zaprosić?
- Jasne.
- To... Masz jej numer?
- Yyy... - dlaczego nie poprosiłem jej o numer telefonu? - Nie.
- Co? Nie masz?
- Nie. Ale wiem, gdzie mieszka. Zaproszę ją osobiście.
Dopiłem kawę. I wstałem.
- Załatw jakieś przekąski i coś do picia. - powiedziałem zanim wyszedłem. - Klucze są tam, gdzie zawsze.
Poszedłem prosto do Stacy.
Zadzwoniłem do drzwi. Otworzył mi brat Stacy.
- Cześć. - odezwałem się.
Chłopiec wrócił do domu i słyszałem jak wola swoją siostrę. Chwilę później dziewczyna wyłoniła się zza drzwi.
- Cześć Stacy. - dziewczyna wyglądała na zdziwioną.
- Cześć.
- Dzisiaj organizuję w domu imprezę. Pomyślałem, że może chciałabyś wpaść?
Wyszła i zamknęła za sobą drzwi.
- Dziękuję za propozycję, ale...
- Proszę przemyśl to.
Pokręciła głową.
- Wybacz.
Chciała wrócić do domu, ale chwyciłem ją za nadgarstek.
- I tak będę czekał. - posłałem jej uśmiech numer dwa. Dlaczego numer dwa? Bo to nie jest taki zwykły uśmiech. Tylko wybranki mogły go oglądać. Każdej miękły kolana. Ale na Stacy nie zadziałało... Albo dobrze to zamaskowała.
- Baw się dobrze. - zniknęła za drzwiami.
Poszedłem okrężną drogą do domu.
- Co tak długo? - spytał Max, gdy wróciłem.
- Zleciało. Ale widzę, że ty nie próżnowałeś. - spojrzałem na wszystko, co kupił.
- Starałem się. - uśmiechnął się.
- Co robimy do tego czasu?
- Film?
- Ok.
Rozsiedliśmy się na kanapie i oglądaliśmy jakąś beznadziejną komedię, którą wypożyczył Max.
- Stary... To było okropne. - odezwałem się, gdy film się skończył. - Nigdy więcej nie wypożyczasz filmów beze mnie.
- Nie znasz się.
Kiedy zaczęło się ściemniać przybyli pierwsi goście. Większości z nich nie wiedziałem wcześniej na oczy. Później przyszła Stella i Margaret. Max zdążył wypić już kilka drinków, więc porwał dziewczynę do tańca.
- Nie zaprosisz mnie do tańca? - spytała Stella siadając mi na kolanach. Następnie zaczęła mnie całować. Nagle usłyszałem, że drzwi się otwierają. Odsunąłem się od dziewczyny, ale niestety... Stacy chyba rzeczywiście nie przyjdzie. Stella poszła się bawić. Muzyka była naprawdę głośna, ale mimo wszystko nie miałem ochoty się bawić. Mimo wyraźnej odmowy liczyłem, że dziewczyna przyjdzie. Przyglądałem się tańczącym. Ciało przy ciele. Dziewczyny obściskujące się z chłopakami. Krótkie sukienki... Ciekawe jak wyglądałaby w takiej Stacy... Pokręciłem głową, żeby się rozbudzić. Co się ze mną dzieje? Przez nią jestem sztywniakiem na własnej imprezie! Wypiłam jeszcze trochę i ruszyłem na parkiet. Choć na chwilę zapomniałem o jej oczach.
Po pewnym czasie zrobiło się potwornie duszno. Dym papierosowy, zapach spoconych ciał i alkoholu nie był najlepszym połączeniem, więc wyszedłem na ogród. Tu też było wiele osób. A szczególnie w naszym basenie. Dobrze, że nie pływali nago... Natychmiast by stąd wylecieli. Przecież są jakieś granice!
Widziałem, że mój przyjaciel świetnie bawi się z Margaret. Siedziała mu na kolanach, całowali się. Wręcz widziałem jak Max w myślach skacze z radości.
- Max... Pokoje są na górze. - zaśmiałem się, a on pokazał mi środkowy palec. Ahh... Max i te jego durne zasady. Usaidłem na balkonie. Chwilę później pojawiła się Stella. Znów usiadła mi na kolanach.
- Może pójdziemy na górę? - spytała. Nie miałem za bardzo ochoty, ale wypiłem jeszcze kilka drinków, a kiedy już ledwo trzymałem się na nogach dziewczyna zabrała mnie do pokoju i zamknęła drzwi na klucz.
Obudziłem się rano z okropnym bólem głowy. Obok mnie spała Stella. Powoli wstałem i ubrałem się. W całym domu panował okropny bałagan. Dowlokłem się do kuchni. Nalałem wody do szklanki i wziąłem tabletki. Zauważyłem, że na kanapie śpią Max i Margaret. Uśmiechnąłem się na ten widok.
Wszyscy zmyli się przed piętnastą. Nawet Max ze swoją nowa dziewczyną. Ja natomiast musiałem zająć się tym bałaganem. Na szczęście miałem za sobą już kilka takich imprez, więc miałem w telefonie numer do ekipy sprzątającej. Szybko uwinęli się, zapłaciłem i poszedłem do siebie się położyć. Nadal czułem się zmęczony, więc zasnąłem.
Obudziło mnie trzaskanie na dole. Spojrzałem na zegarek. 19.47... Wstałem i poszedłem to sprawdzić.
- Will. - to moja mama. - Widziałeś mój pierścionek? Ten, wiesz... Ten co dostałam na urodziny od taty?
- Yyy... Nie. A ty nie miałaś być w spa?
- Zgubiłam pierścionek.
- I tylko dlatego wróciłaś?
- Ten pierścionek był bardzo drogi...
- I...?
Prychnęła i poszła do sypialni. Kobiety... Tak trudno je zrozumieć... À propos kobiet. Odwiedzę Stacy. Musi się wytłumaczyć.
Przebrałem się i znów poszedłem do domu dziewczyny. Zadzwoniłem raz, potem drugi, ale nikt nie otwierał. Kiedy zrezygnowany chciałem odejść drzwi się otworzyły. Stanęła w nich kobieta. Mogła mieć około pięćdziesięciu lat.
- Dzień... Znaczy dobry wieczór. Jestem Will. Zastałem Stacy?
- Jasne. Wejdź.
Kobieta wpuściła mnie do środka. Usłyszałem śmiechy dochodzące z ogrodu. Wtedy uśmiechnięta dziewczyna pojawiła się w drzwiach balkonowych ze stertą talerzy w ręce. Kiedy mnie zobaczyła uśmiech zastąpiła zdziwieniem. Do tego o mało nie upuściła talerzy na ziemię. Miała na sobie niebieską sukienkę do kolan, włosy spięte w coś fikuśnego.
- Przyszedłem nie w porę.
Dziewczyna patrzyła to na mnie, to na kobietę. Pewnie jej mamę.
- Nie. - odezwała się jej matka. - Już kończyliśmy. - wyszła na ogród.
- Nie cieszysz się, że mnie widzisz?
- Nie spodziewałam się. - włożyła talerze do zlewu i zabrała się za zmywanie. Zobaczyłem ręcznik na wieszaku, więc chwyciłem go i zabrałem jej z ręki pierwszy czysty talerz. Spojrzała zdziwiona. - Co robisz?
- Wycieram naczynia.
Stacy wróciła do zmywania.
- Jaka to okazja? - spytałem wycierając kolejny talerz.
- Każdą niedzielę tak spędzamy.
- To znaczy jak?
Przez chwilę nic nie mówiła i już myślałem, że to będzie kolejne pytanie bez odpowiedzi.
- Robimy coś wspólnie. Całą rodziną.
- Coś?
Zaśmiała się.
- Kino, grill, albo po prostu rozmawiamy.
- Dzisiaj grill?
Kiwnęła głową. Dlaczego kiedy mówi nie patrzy na mnie?
Nawet nie zauważyłem kiedy skończyły się brudne naczynia. Stacy wzięła suche talerze i schowała do szafy.
- Nie przyszłaś na imprezę. Czekałem na ciebie.
- Przecież powiedziałam, że mnie nie będzie.
Chciała mnie wyminąć, ale stanąłem jej na drodze. W końcu na mnie spojrzała.
- Przepraszam.
- Nie ma za co. Ale szkoda, że nie wpadłaś.
- Chciałabym przejść.
- O której jutro kończysz? Może wyskoczymy na kawę?
- Wybacz, ale nie piję kawy. - spojrzała na swoje buty.
- Skoro nie kawa, to może ciastko? Tylko nie mów, że się odchudzasz.
- Jasne, że nie. - do rozmowy wtrąciła się jej mama.
- W takim razie wpadnę po ciebie o osiemnastej.
Stacy odprowadziła mnie do drzwi.
- Do jutra. - powiedziałem wychodząc.
- Do jutra.
Zamknęła drzwi, ale słyszałem jak krzyczy.
- Mamo! Po co się wtrącasz?!
- No, co? Fajny jest.
- Dziękuję ci bardzo!
Zaśmiałem się zadowolony. Wróciłem do siebie i jak zwykle zastałem pustkę. Matka pewnie wróciła do spa... Zrobiłem sobie kolację, obejrzałem telewizję i z uśmiechem poszedłem spać.
***
- Jesteś dzisiaj bardzo wesoły. - powiedział Max na dzień dobry. - Co brałeś? Może dasz mi też trochę?
- Stary... Wiesz, że nie biorę od tamtego dnia.
- To co się stało?
- Widzę się dzisiaj ze Stacy.
- No proszę... A już zaczynałem w ciebie wątpić.
- Dzięki. A co z tobą i Margaret?
- Sam nie wiem.
Po tych słowach weszliśmy na zajęcia. Dzisiaj dłużyły mi się niemiłosiernie. Myślałem, że umrę z nudów. Tak bardzo chciałem się już spotkać ze Stacy. Kiedy skończyliśmy zajęcia wybiegłem w popłochu. Czułem, że jeśli nie ucieknę, to będę musiał zostać tu dłużej. Jednak do osiemnastej miałem jeszcze dwie godziny...
Wróciłem do domu, a kiedy w końcu przyszedł czas założyłem czarne jeansy, białą bluzkę, o której Stella mówiła, że idealnie podkreśla moje mięśnie. Do tego wybrałem granatową marynarkę i poszedłem do Stacy.
Otworzyła mi dziewczynka.
- Cześć. Ja po Stacy.
Dziewczynka zniknęła za drzwiami.
- Stacy! - krzyknęła.
- Annie, nie mam czasu!
- Ktoś po ciebie!
- Co ty ubrałaś? - usłyszałem głos jej mamy.
- To nie jest randka.
W tej samej chwili Stacy wyszła z domu. Miała na sobie jeansy i bluzkę w biało-czarne paski. Ehh... Liczyłem chociaż na tą niebieską sukienkę... Ale zauważyłem, że pomalowała rzęsy. Małe pocieszenie...
- Idziemy?
Kiwnęła głową.
Na szczęście kawiarnia nie była daleko, bo zupełnie nie wiedziałem co mówić. Naprawdę jest coś ze mną nie tak. Ja, Will Carter, nie wiem o czym gadać z dziewczyną? Masakra!
- Zajmij stolik. Wybiorę ci coś dobrego. - uśmiechnęła się do mnie! Yeah!
Wybrałem sernik z lukrem. Mam nadzieję, że będzie jej smakować. Ja go uwielbiam.
- Mam nadzieję, że trafiłem. - powiedziałem kładąc przed nią talerzyk. Wzięła kawałek do ust.
- Niezły.
- Cieszę się. Powiedz... Zasłużyłem, żebyś mi coś o sobie powiedziała?
- To zależy co chcesz wiedzieć.
- Zacznijmy od tego. Dlaczego nie przyszłaś na imprezę?
Westchnęła.
- Wiem, że to dziwne, ale imprezy... To nie jest w moim stylu.
- Nie lubisz imprez?
- Nie.
- Dlaczego?
- Nie bawi mnie to. Masz jeszcze jakieś pytania?
- Tak. Dlaczego nie chciałaś się ze mną umówić?
- My... My do siebie nie pasujemy.
- Nie rozumiem.
- Ty lubisz imprezy, ja wolę usiąść z dobrą książką. Ty jesteś lubiany, mnie nikt nie zna. Ty jesteś śmiały, a ja... Różnimy się od siebie. Za bardzo.
- Nie wiesz, że różnice się przyciągają?
- Nie wierzę w tą zasadę.
- Wydawać by się mogło, że wiem o tobie coraz więcej. Ale ja mam wrażenie, że wiem coraz mniej.
Uśmiechnęła się.
Odprowadziłem ją pod same drzwi. Minęła już dziewiąta. W końcu udało mi się ją zagadać.
- Mogę liczyć na powtórkę? - spytałem zanim weszła do domu.
- Zobaczymy.
- To znaczy tak?
Znów się zaśmiała. Zdążyłem to polubić.
- Na razie, Will.
Z ogromnym bananem na buzi wróciłem do domu.
***
- Synu. Musimy porozmawiać. - ojciec siedział na kanapie z kubkiem herbaty w ręce.
- Jesteś w domu? Co to za święto? - spojrzałem w kalendarz. - Nic tu nie widzę.
- Pamiętasz o naszej umowie?
- Jak mógłbym zapomnieć...
- I wiesz, że musisz zdać ten semestr?
- Tak, wiem.
- To lepiej się przyłóż zamiast imprezować! Słyszałem, że znowu zorganizowałeś dyskotekę w naszym domu!
- Jakie znowu? Ostatnia była miesiąc temu!
- Weź się do roboty. - poszedł do sypialni.
Miałem taki dobry humor! A on musiał przyjechać i mi go zepsuć... Chociaż nie. Nadal jestem zadowolony. Cieszę się, że spotkałem się ze Stacy. Ale jest zupełnie inna. Ma rację co do jednego... Jesteśmy z dwóch różnych światów, ale to nie znaczy, że te światy nie mogą się ze sobą przeplatać. Mam zamiar pokazać jej moją planetę i liczę, że odwdzięczy mi się tym samym. Bo, chociaż ciężko się do tego przyznać, polubiłem ją. Mam nadzieję, że ona mnie też.
CZYTASZ
Moja Pasja - Moje Życie: Taniec
Fiksi RemajaKażdy z nas jest w czymś dobry. Piłka nożna, koszykówka, śpiew, gra na instrumencie, taniec... To tylko niektóre z naszych talentów, pasji. Ale czy jesteśmy w stanie to poświęcić w imię prawdziwego szczęścia?