*I*

259 21 6
                                    

Spośród plątaniny różnych cierpień, rozróżniam ból w szyi. Nie mam pojęcia, co go spowodowało. Udaje mi się przyłożyć tam palec. Zaraz spoglądam znów na niego i widzę na opuszku plamkę krwi. Nie mam siły na analizę tego zjawiska. Ręka opada z łoskotem na podłoże.

Agonia zdaje się wpływać do rany i zajmować kolejne obszary mojego ciała. Teraz czuję ją dosłownie wszędzie. Krzyczę gardłowo. Fala dociera także do mózgu. Pojawiają się mroczki przed oczami. Nie potrafię wykrzesać choć jednej myśli. Zapada ciemność, w której słyszę tylko swój oddech i bicie serca, ale one także ustępują. Głucha cisza staje się dołująca.

Po chwili, trwającej jakąś większą część wieczności, udaje mi się unieść ciężkie powieki, ale zaraz muszę z powrotem je zamknąć. Zdaje mi się, jakby ważyły co najmniej tonę. W dodatku światło jest takie jaskrawe, takie nieznośne, takie nie do wytrzymania. Próbuję przysłonić twarz sztywną dłonią.

Później następuje kolejny ból. Tym razem to ssący głód, przywodzący na myśl, że zaczyna trawić moje wnętrzności, kiedy nie znajduje nic, co mogłoby go zaspokoić. Pragnienie jest silne. Jestem wyczerpana, lecz pod jego wpływem podnoszę się z miejsca. Ledwo utrzymuję swój ciężar na chudych nogach. Chwiejnym krokiem zmierzam w nieznanym mi kierunku. Nie zauważam mijanych obiektów. Po prostu idę, nie wiedząc, czego szukam. 

Gwałtownie się zatrzymuję, kiedy do moich nozdrzy dociera kuszący, słodkawy zapach. W dodatku całkiem niedaleko. 

Dopiero teraz orientuję się, że jest środek nocy, a ja znajduję się na kamiennej drodze. Dwa długie bloki rozciągają się u mojego boku. 

Nie przyciągam dużej wagi do okolicy. Ruszam pewniej w stronę woni.

Po kilku minutach odnajduję źródło. Młody, przystojny mężczyzna stoi oparty o mur i przesuwa palcem po powierzchni telefonu. Nie marnując wiele czasu, podchodzę bliżej. O dziwo, wzdryga się, gdy mnie widzi. Najwidoczniej nie usłyszał moich kroków. 

Nie daję mu wykrztusić słowa, bo przyciągam go do siebie i zatapiam zęby w tętnicy na jego szyi. 

Gorąca, metaliczna ciecz spływa mi do gardła i nie mogę się powstrzymać - mruczę z rozkoszy. Nie potrafię określić dokładnie jej smaku, ale nie obchodzi mnie on zbytnio. Chcę tylko, by było go więcej i więcej. Chłopak chrypi coś niezrozumiale przy moim uchu, co jeszcze bardziej mnie podsyca. 

W końcu nie znajduję już nic, co mogłabym wypić. Ofiara bezceremonialnie zwala się na podłogę, po wypuszczeniu jej z mych objęć. Ocieram wargi z substancji. 

Za plecami rozlegają się ciche oklaski jednej pary rąk. Odwracam się.

-No, no, nie spodziewałem się, że poradzisz sobie tak szybko-mówi głęboki głos z uznaniem.-Jak masz na imię?

Orientuję się, że nie pamiętam nic związanego z moją tożsamością. Rzucam pierwsze słowo, które przychodzi mi do głowy:

-Agony-mówię wysokim tonem.

-Nie wybrałaś tego przypadkiem-stwierdza.

Wzruszam ramionami.

-Cóż, ja swoje miałem przypięte do marynarki, kiedy obudziłem się w podobnym miejscu.

Przyglądam się mu uważnie. Ma brązowe, opadające na czoło włosy. Kącik ust wykrzywiony nonszalancko przywodzi mi na myśl jakieś zamglone wspomnienia. Dłonie wsunął w kieszenie czarnego płaszcza, a nogi odział w grube spodnie tego samego koloru. Ale to nie jego strój najbardziej przykuwa uwagę. Łypie na mnie intensywnie czerwonymi oczami, umiejscowionymi na bladej jak papier twarzy. Świta mi myśl, że jest porażająco piękny.

-Czego ode mnie chcesz?-warczę niespodziewanie.

-Tego, co każdy, zmieniając jednego z ludzi-odpowiada spokojnie.-Dla ciebie będzie lepiej, jeśli pójdziesz ze mną. 

________

Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby napisać coś w stylu horroru. Znaczy, jak powszechnie wiadomo, nie będzie tym jednym z psychicznych mimo, że się nad tym zastanawiam, ale póki co - zapraszam. 

Postaram się dodawać dosyć często rozdziały w długości 400-600 słów.

Czytasz=komentujesz

Trzymajta sie!

HorizonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz