- Siema stary. - przywitałem się z przyjacielem.
- Hej. Wiesz już o balu dobroczynnym?
Rodzice Maxa również byli wielkimi osobistościami. Nie wiem czym dokładnie się zajmują, ale zawsze spotykaliśmy się na tych głupich przyjęciach.
- Wczoraj mi powiedzieli. Idziesz z Margaret?
- Nie pytałem jej jeszcze, ale mam nadzieję, że tak. Zawsze potwornie się nudzę. Ty ze Stellą, a ja siędzę sam... Ale czekaj! Przecież teraz nie pójdziesz z nią...
- Pomyślałem, że zaproszę Stacy. - Max prychnął. - No co?
- Nie, nic...
- Mów.
- Sądząc po tym, że nie przyszła na imprezę do ciebie, to nie sądzę, żeby się zgodziła...
- Nie zdziw się.
Weszliśmy do sali. Wyjąłem telefon i napisałem do Stacy.
- Spotkamy się dzisiaj po zajęciach?
- Dzisiaj nie mogę :/
- To może chociaż odprowadzę cię do domu?
- Tyle, że nie wracam dzisiaj tak od razu do domu.
- To odprowadzę cię tam, gdzie idziesz. Postanowione.
- No, dobrze. Pa.
- Do zobaczenia :*
Po skończonych zajęciach czekałem na Stacy przed wejściem.
- Cześć. - powiedziała dzisiaj głośniej niż zwykle.
- Hej. To... Gdzie się wybierasz?
- Daję znajomej korepetycje.
- Z czego?
- Głównie matematyka.
Zagwizdałem z podziwu.
- Chciałem cię o coś zapytać.
Dziewczyna spojrzała na mnie.
- Pamiętasz o turnieju?
- Jasne. Piątek za tydzień.
- Natomiast w sobotę jest bal dobroczynny... I pomyślałem, że... Może chciałabyś iść ze mną?
- Will...
- Proszę... Bardzo ich nie lubię, a muszę tam być. Nie zostawiaj mnie samego...
- Ja...
- Mam błagać na kolanach? - uklęknąłem przed nią. Stacy rozejrzałam się nerwowo. - Błagam...
- Wstań, proszę.
- Najpierw się zgódź.
- Nawet jeśli bym chciała, to... - zciszyła głos. - To nie mam nic odpowiedniego w szafie.
- Jeśli to jedyny powód, to jutro po zajęciach idziemy na zakupy. - powiedziałem otrzepując kolana.
- Will...
- Żadnego ale. Postanowione.
Nagle Stacy się zatrzymała.
- Co jest? - spytałem.
- To tu. - wskazała na dom.
- Ooo... W takim razie miłej lekcji i do jutra. - pocałowałem ją w policzek zanim zdążyła się uchylić.
Gdy wróciłem do domu zabrałem swoje rzeczy i poszedłem do szkoły tańca na zajęcia.
- Brawo Will! - powiedział trener po skończonych zajęciach. - Ale byłbym wdzięczny, gdybyś pojawiał się częściej.
- Nic nie obiecuję. - podszedłem włączyć muzykę.
- Nie wychodzisz?
- Chciałem jeszcze chwilę zostać.
Trener uśmiechnął się i wyszedł, a ja wróciłem do treningu. Ćwiczyłem już dość długo, kiedy nagle ktoś wyłączył muzykę. Odwróciłem się.
- Cześć Will. - to Stella... - Przemyślałeś sprawę?
- Tak. Bardzo dokładnie. - odpowiedziałem chwytając ręcznik.
- I...?
- Nie zmieniłem zdania, jeśli o to ci chodzi.
Stella podeszła do mnie i pocałowała mnie. Ale nie wiedziała jednego. Już od dawna nic nie czułem, jeszcze zanim poznałem Stacy. Odsunąłem się od brunetki.
- Widzimy się na balu? - ehh... Zapomniałem, że jej rodzice również należą do śmietanki towarzyskiej... - Kupiłam już nawet sukienkę. Będziemy wyglądać super!
- Ale ja nie idę z tobą.
- Jak to? - zrzedła jej mina.
- Nie jesteśmy już razem Stella. Idę z kimś innym.
- Z tą... Jak jej było...?
- Może.
Prychnęła i odeszła. Włączyłem muzykę, jednak po rozmowie ze Stellą nie miałem ochoty dalej trenować. Poszedłem pod prysznic i wróciłem do domu. Słyszałem w salonie głos mamy. Z kimś rozmawiała. Postanowiłem zajrzeć. Na kanapie obok mamy siedziała...
- Stella?! Co ty tu robisz?
- Rozmawiam z twoją mamą. Nie wolno?
- Dziękuję, że wpadłaś. - odezwała się mama i odprowadziła dziewczynę do drzwi. Kiedy je zamknęła wróciła na kanapę. - Siadaj.
- O co chodzi?
- Stella mi powiedziała, że nie idziesz z ną na bal dobroczynny.
- I...?
- Przecież zawsze byliście tam razem. Co się stało? Mówiła mi, że kupiła już sukienkę. Masz zamiar iść sam? Jak to będzie wyglądać?
- Po pierwsze przecież i tak pójdzie, więc sukienka się przyda. Po drugie zerwaliśmy, więc to logiczne, że nie chcę z nią iść. Po trzecie, to co kogo obchodzi, czy pójdę sam, czy nie. A po czwarte, to nie idę sam.
- Z kim w takim razie? Z Lucy?
- Nie. Nie znasz jej. - poszedłem coś zjeść.
- Dlaczego nic mi nie powiedziałeś?
- A o czym tu mówić? Poza tym was i tak ciągle nie ma.
- Synu. - pogłaskała mnie po głowie. Nigdy nie lubiłem, gdy to robiła. - To nie znaczy, że nie interesuje mnie twoje życie.
- Nieważne. Idę na górę.
***
Zaspałem... Czekałem przed salą na koniec pierwszego wykładu, ponieważ nie warto było wchodzić. I tak straciłem godzinę. W końcu zaczęła się przerwa. Zobaczyłem Stacy. Siedziała na podłodze zupełnie sama. Postanowiłem do niej podejść.
- Cześć piękna.
- Hej.
- Dlaczego siedzisz sama?
- Jeszcze nie zdążyłam się z nikim zapoznać.
- Zajęcia trwają już prawie miesiąc...
Odwróciła wzrok.
- Jeśli do nikogo nie zagadasz, to nikogo nie poznasz. Prosta zasada.
- Łatwo ci mówić.
- Moja mama zawsze mówiła: do odważnych świat należy.
- Moja nadal tak mówi, ale ja nie jestem odważna.
- Czasem nie trzeba być odważnym, żeby do kogoś zagadać. Spróbuj. - powiedziałem widząc, że Max wchodzi do sali. - Dasz radę.
Po zajęciach zaprowadziłem Stacy do mojego samochodu. Chciałem być gentlemenem, więc otworzyłem dziewczynie drzwi i zaczekałem aż wsiądzie. Pojechaliśmy do centrum handlowego. Niestety, gdy wysiadaliśmy dziewczyna sama otworzyła sobie drzwi.
- Chciałem być gentlemenem, a ty co...
Zaśmiała się.
Wszedłem do ulubionego sklepu mojej mamy, ale zobaczyłem, że dziewczyna się zatrzymała.
- Will... Emm... Ja chyba poszukam sukienki gdzieś indziej...
- Dlaczego? Moja mama bardzo lubi kupować ciuchy w tym sklepie. Mówi, że są najlepsze.
- Może i tak, ale... - spojrzała na swoje buty. - Ale mnie chyba nie stać... - dodała ciszej.
Chwyciłem ją za rękę i zaciągnąłem do środka.
- Wybieraj. - powiedziałem wchodąc w alejkę z sukniami. Nigdy nie lubiłem przychodzić na zakupy z mamą. Zawsze chodziła w tą i z powrotem, po czym wyszła bez niczego. Wtedy szliśmy na lody, ale kiedy mieliśmy już wychodzić ona mówiła, że przemyślała i już wie co weźmie. Wracaliśmy do sklepu, a mama jeszcze przez dobre pół godziny zastanawiała się co wybrać i przymierzała wszystko, co zasługiwało na jej uwagę... Ale to były już stare dzieje. Od dawna nie byłem z mamą w sklepie.
- Ale już mówiłam...
Podszedłem do niej.
- Zapłacę. Moi rodzice mają kasę. Gwarantuję, że nawet tego nie zauważą. Proszę, wybieraj.
- Will. - pokręciła głową. - Nie chcę, żebyś za mnie płacił. To nie są lody...
- W takim razie sam ci wybiorę. - zignorowałem to, co mówiła, rozejrzałem się i podałem dziewczynie czerwoną kieckę bez ramiączek. - Przymierz. - wskazałem na przymierzalnię. Stacy niechętnie weszła do środka.
- Chyba żartujesz! - usłyszałem po chwili. - Po pierwsze to nie mój rozmiar. Musi być większa. Po drugie w życiu nie pokażę się w tak krótkiej sukience.
- Mogę zobaczyć? - zajrzałem do środka zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć. Stacy wygladała naprawdę ładnie w tej sukience. Nie mogłem się napatrzeć. Miała rację co do jednego. Materiał sięgał jej do połowy ud. Jednak według mnie ta długość była odpowiednia. W końcu dziewczyna jest mega zgrabna, więc może sobie pozwolić na taką długość. - Wyglądasz ślicznie. Nie wiem o co ci chodzi.
- Taak... Szczególnie jak się pochylę. Wyjdź.
Podniosłem ręce w geście obronnym i zasunąłem zasłonę. Dziewczyna wyszła, odniosła sukienkę na miejsce i wybrała inną. Następnie wróciła do kabiny.
- Mogę? - spytałem po chwili.
- Tak.
Błękitna sukienka była ładna, ale zakrywała dosłownie wszystko. Była szeroka, długa prawie do ziemi i miała szerokie ramiączka.
- Czerwona bardziej mi się podobała. Teraz ja wybiorę.
Przyniosłem jej fioletową sukienkę znów bez ramiączek. Wydawała się dłuższa od czerwonej. Stacy wyszła w niej na zewnątrz.
- Jest niezła. - powiedziała oglądając swoje odbicie w lustrze. Sukienka sięgała prawie do kolan i idealnie podkreślała figurę dziewczyny. - Ale jest jedna rzecz, która mi przeszkadza.
- Mnie się podoba.
Stacy spojrzała na mnie.
- Znajdź mi sukienkę na ramiączkach. Mogą być cieniutkie, ale muszą.
Westchnąłem, a blondynka schowała się za zasłoną. Przeszukałem całą alejkę, aż w końcu znalazłem. Była błękitna, miała ramiączka, a do tego krótka. Gdy Stacy wyszła w jej oczach zobaczyłem, że ta jest idealna. Pomogłem jej zapiąć zamek na plecach.
- Szczerze? - odezwałem się. - Wolałem czerwoną, ale ta też jest ekstra.
- Dlaczego podobają ci się tylko sukienki bez ramiączek? I do tego tak okropnie krótkie?
Podszedłem do niej i objąłem w pasie. Czułem jak przyspiesza jej oddech.
- Bo lubię, kiedy dziewczyna pokazuje swoje atuty. - szepnąłem jej do ucha. - Podoba ci się? - kiwnęła głową ciągle patrząc w lustro. Podejrzewam, że jej serce również przyspieszyło. Cóż... Zawsze tak działam na kobiety. Uśmiechnąłem się. - W takim razie... - chwyciłem za suwak zamka. - idziemy zapłacić. - musnąłem ustami jej szyję.
- Sukienka jest śliczna, ale nie. Poszukam innej. - dziewczyna odsunęła się ode mnie.
- Stacy. Nie wygłupiaj się. Przebierz się i idziemy do kasy.
- Oddam ci wszystko. - powiedziała, gdy wyszła z kabiny. - Obiecuję.
- Przestań. Powiedzmy, że sukienka jest w ramach podziękowania za to, że zgodziłaś się ze mną iść. Na tym kończymy dyskusję.
Moi rodzice zawsze chwalili Stellę za jej styl. Zawsze miała inną i pękniejszą kreację. To właśnie przez nią wybierałem Stacy właśnie takie sukienki. Moja była chodziła tylko w kieckach bez ramiączek. Stacy jest zupełnie inna i chciałem, żeby zapunktowała u moich rodziców.
Zapłaciłem za sukienkę i zaprosiłem dziewczynę na lody.
- Kokosowe. - powiedziała zanim zdążyłem spytać.
- Ok. Zajmij ławkę.
Kiedy zjedliśmy lody poprosiłem Stacy, żeby chwilę na mnie zaczekała. Poszedłem do jubilera. Wybrałem srebrny naszyjnik z gwiazdką złożoną z małych diamentów. Sprzedawca zapakował biżuterię w ozdobne pudełeczko, które schowałem do kieszeni. Mam zamiar dać jej to później.
Szybko wróciłem do dziewczyny, ale na ławce jej już nie było. Rozejrzałem się i zobaczyłem ją w księgarni. Podszedłem do niej.
- Tu się ukryłaś.
- Chciałam zobaczyć nowości.
- Znalazłaś coś ciekawego?
- Niekoniecznie... Możemy skończyć zakupy? Nie przepadam za tym.
- Nie lubisz chodzić na zakupy? - pokręciła głową z uśmiechem. - W takim razie zmywamy się stąd.
CZYTASZ
Moja Pasja - Moje Życie: Taniec
Novela JuvenilKażdy z nas jest w czymś dobry. Piłka nożna, koszykówka, śpiew, gra na instrumencie, taniec... To tylko niektóre z naszych talentów, pasji. Ale czy jesteśmy w stanie to poświęcić w imię prawdziwego szczęścia?