Rozdział 9

248 23 0
                                    

-Jesteś ranna? - Usłyszałam głos Jess

-Nie, tylko - Zawahałam się szukając odpowiedniego słowa - przytłoczona tym wszystkim.

Moja przyjaciółka bez słowa usiadła obok mnie. Byłam jej za to wdzięczna. Z oddali nadal było słychać odgłosy walki, ale już spokojniejsze, opanowane.

A ja wciąż nie mogłam podjąć decyzji, co robić dalej. Prawda, to byli moi porywacze, nie ufałam im, przez nich Grover został porwany, a ojciec nie żyje. Przez cały ten czas, w którym byłam ich więźniem, traktowali mnie jak członka swojej wyprawy, rozmawiali ze mną i byli mili, pomimo sinych pleców i brzucha. Próbowałam sobie wmówić, że powinnam nimi gardzić i zniknąć stąd póki jeszcze mogę, jednak nie potrafiłam, polubiłam ich.

-Chcesz uciec? - Spytała nagle Jess

-Nie wiem - Westchnęłam - Pewnie powinnam, ale wydaje mi się, że oni jednak nie są sprawcami mojej rodzinnej tragedii.

-I ja tak sądzę - Przyznała - Poza tym nie sprawiali wrażenia seryjnych morderców. Byli raczej - Zawahała się - Zagubieni.

Skinęłam głową

-Tak, ale widziałaś jak świetnie potrafią walczyć?

-Widziałam - Powiedziała ponuro - Nie potrafię ich sklasyfikować

-Ja też nie - Mruknęłam

Zdecydowałam w końcu, że zaczekamy tutaj, aż coś się wydarzy, nie chciałyśmy opuszczać porywaczy, bo jeżeli możliwe były kolejne ataki, tylko z nimi byłam bezpieczna, nie potrafiłyśmy dobrze walczyć.

Nie dawała mi spokoju jeszcze jedna kwestia.

-Ja go skądś znałam - Powiedziałam cicho

-Kogo?

-Tego, który walczył z Drew, a później chciał mnie. Nie wiem, ale dam sobie głowę uciąć, że go widziałam.

-Ale gdzie? - Zmarszczyła brwi - W naszej wiosce nie ma nikogo o takiej urodzie.

Popatrzyłam po niej pustym wzrokiem

-Muszę przeszukać historię mojej rodziny. Wydaje mi się, że zupełnie ich nie znałam.

...

Upłynęło parę minut, podczas których zagłębiałam się w swoje obawy, kiedy usłyszałyśmy cichy szelest liści. Bezszelestnie ukryłyśmy się w zagłębieniu między korzeniami.

-Mówię, ci, na pewno jest już daleko - Usłyszałam znużony głos Toma.

-Raczej nie jest na tyle głupia, by czekać tu na nas - Zawtórował mu Nori.

A jednak byłam. Postanowiłam się ujawnić, pociągnęłam za sobą Jess i wypadłam z mojej kryjówki. Czterech mężczyzn spięło się, gotując do walki, na mój widok jednak zmienili postawy na zaskoczone.

-Widzisz? Mówiłem - Dobiegło spod kaptura.

Wyglądali strasznie, jak po walce w klatkach. Drew i Al., mieli poważne rany, które boleśnie uświadamiały mi moją nieporadność, poza tym w wielu miejscach byli zadrapani i posiniaczenia. Byli wykończeni, ledwo stali na nogach.

-Musimy pogadać - Oznajmiłam

-Zaczekaj do jutra - Mruknął Tommy - Jestem zmęczony.

-Musimy stąd uciec, jak najdalej damy radę. - Zaprzeczył Drew - Może ich być więcej. Jeśli chcecie jechać z nami, chodźcie, ale pospieszcie się z decyzją.

Zmarszczyłam brwi

-To już nie jesteśmy więźniami

-Możemy cię związać jak chcesz - Posłał mi ciężkie spojrzenie - Ale prawdę mówiąc, omal nas przez ciebie nie zabili, i już nam tak na tobie nie zależy.

Po drugiej stronieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz