Po godzinie byliśmy w domu, gdyż wstąpiliśmy jeszcze na obiad. Nie powiem. Na moje wydatki Nataniel przeznaczył chyba całą wypłatę. Ale cóż. Coś za coś. Wyjmowaliśmy właśnie torby z bagażnika, gdy na podjeździe pojawiło się auto Dylana. Po chwili wypadli z niego Fel z Frankiem, którzy mieli balony napełnione helem przywiązane do nadgarstków aby im się uciekły. Ze śmiechem podbiegły do nas i zaczęły przekrzykiwać jedno drugie.
- Cicho. Za 15 minut w salonie. Będą lody i wszystko nam opowiecie. Ok. ?- powiedziałam to po to abym mogła chociaż zanieść zakupy do pokoju i usiąść, a nie stać na podjeździe przez 2 godziny.
- A Dylan też może ?- zapytali jednocześnie.
- Może- odpowiedziałam ze śmiechem- jeśli ma czas.
Frank i Fel śmiejąc się ciągły Dylana do domu. Gdy zabrałam wszystkie torby pożegnałam się z Natanielem, gdyż musiał jechać coś załatwić, udałam się do domu. Szybko poszłam do pokoju odstawić torby. Wzięłam dwie przeznaczone dla małych i udałam się szybko do kuchni. Wyjęłam z zamrażalki 4 pudełeczka lodów malinowych, z szafki wyjęłam 4 łyżeczki i udałam się do salonu. To co tam zobaczyłam mogło powalić na kolana (oczywiście ze śmiechu). Dwójka dzieciaków biegająca po pokoju co chwila wskakiwała na Dylana, który był już cały obolały. Chyba jutro nie doliczy się siniaków. Gdy postawiłam lody na stole dzieciaki od razu się na nie rzuciły.
- A ręce umyte ?- zapytałam gdy otwierali już pudełka z lodami.
- Nie – odpowiedziały i pobiegły do łazienki.
-Dziękuję- powiedział to tak cicho, że tylko ja mogłam to usłyszeć. Dałam mu moment wytchnienia uwalniając go od małych, rozbrykanych, naładowanych energią dzieciaków. Uśmiechnęłam się do niego i sięgnęłam po pudełko lodów. On zrobił to samo. Po chwili do pokoju wpadł Franciszek, a za nim Fel. Dopadli się do lodów. Lecz po kilku łyżkach zaczęli opowiadać jak było w wesołym miasteczku. Byli z Dylanem, gdyż Marta musiała załatwić coś ważnego. Franciszek wraz z Fel opowiadali swoją historię z dzisiejszego dnia na przemian skacząc po mnie lub po Dylanie. Po godzinie lody zostały już zjedzone, a dzieciaki ledwo trzymały się na nogach. Ja wzięłam na ręce Fel, a Dylan Franka i zanieśliśmy ich do pokoju. Położyliśmy ich na łóżku i przykryłam ich kocem. Torby z prezentami położyłam na ich bucikach. Taka mała niespodzianka. Gdy wyszliśmy z pokoju oboje oparliśmy się o ścianę i westchnęliśmy.
- Szalony dzień, co ?- zapytałam z uśmiechem.
- Tak. Myślałem, że ich baterie się ładują, a nie rozładowują w czasie ruchu. Zero wytchnienia- odpowiedział z wyraźną ulgą.
- Co powiesz na jakiś obiad ?
- Z chęcią.
Udaliśmy się do kuchni. Oczywiście nikogo nie było. Może to i lepiej ? Wyjęłam z lodówki potrzebne składniki i zabrałam się za przygotowanie obiadu. Dylan siedział na krześle i przypatrywał się z uwagą czynnością wykonywanym przeze mnie. Po pól godziny tortille były już gotowe. Podałam jeden talerz Dylanowi, a sama wzięłam drugi. Usiadłam naprzeciw niego i zaczęłam jeść moją tortillę.
- Byłaś dziś na zakupach z Natanem ?
- Tak.
- Fascynujące- powiedział z zamyśleniem- on nie na widzi zakupów. Jak go do tego przekonałaś ?- zapytał z ciekawością w głosie.
- Mam swoje sposoby.
- Ale tak serio. Na co musiałaś się zgodzić aby zabrał Cię na zakupy ? Chyba nie musiałaś zaprzedać duszę Diabłu ?- powiedział z rozbawieniem.
CZYTASZ
To nie tak mój koszmarze...
TeenfikceCzy życie normalnej nastolatki może odmieniać się z każdym kolejnym dniem ? Czy upora się ze swoim największym koszmarem ? Czy Anabell będzie potrafiła odgadnąć swoje uczucia ?