XXV. Ashley

1.1K 75 2
                                    

Idź - ponaglił mnie Blake.
Biorę wdech.
- Idę.
Moje nogi ani drgnęły.
Chłopak westchnął.
- Czy ja cię tam mam zanieść?
- A czy możemy to załatwić innym razem? - Popatrzyłam na niego prosząco.
On jednak był nieprzejednany.
- Już czas zrobić z tym porządek, Ashley. Nie uważasz?
Spojrzałam na drzwi do gabinetu mojego ojca.
- Masz rację - przyznałam niechętnie. - Tylko czy akademia to odpowiednie miejsce na takie rzeczy?
- Wolisz to zrobić w domu? - spytał, stając za mną i pocierając moje ramiona.
- Nie - odparłam po chwili namysłu. - Jeśli wyrzuci mnie z akademii, jeszcze to jakoś przeżyję. Ale jeśli wyrzuci mnie z domu... - celowo nie dokończyłam zdania.
- Możesz zamieszkać u nas - zaoferował dobrodusznie.
Uśmiechnęłam się.
- Raczej nie. Wiesz, może wynajęłabym jakieś lokum gdzieś w centrum? Albo nie, na obrzeżach miasta.
- Gdzie chcesz - rzekł, muskając delikatnie ustami moją szyję - tylko, żebym był tam z tobą. Samej cię nie puszczę.
- Ashley?
Obydwoje odwróciliśmy się na dźwięk głosu Dana.
- Cześć, Dan - przywitałam go - a przynajmniej starałam się go przywitać - radośnie.
Ten patrzył na nas z zaskoczeniem, złością i zazdrością jednocześnie.
- Odsuń się od niej - powiedział do Blake'a.
Ten, zamiast wykonać polecenie, stanął przede mną, zasłaniając mnie własnym ciałem.
Dan, widząc to, otworzył szerzej oczy ze zdumienia.
- Ashley - powiedział do mnie - odsuń się od niego i chodź do mnie.
- Stój - rozkazał Blake.
- Za dużo testosteronu w jednym miejscu - mruknęłam, chcąc choć odrobinę rozluźnić napięcie. - Uspokójcie się, bo już się zaczynam dusić.
Dan tylko na to prychnął. Za to drugi chłopak zerknął na mnie do tyłu, oceniając szybko mój stan i chwytając moją dłoń w uścisk swojej. To było miłe i potwierdzało fakt, że to właśnie do Blake'a należę cała i naprawdę.
To, co miało być pomiędzy Danem a mną było sztuczne. On chce tylko mojego ciała i umowy. A Blake chce mojej duszy.
Mimo, że bałam się, co ta cała więź ze sobą przyniesie, chciałam podjąć to ryzyko.
- Co tu robisz? - spytałam Dana, również ściskając dłoń mojego partnera duszy.
Uniósł brwi.
- Przyszedłem do twojego ojca, porozmawiać o umowie. Dobrze, że ty tutaj też już jesteś. Nie będę musiał cię szukać.
Zmarszczyłam czoło.
- O umowie? Po co?
- Chcę to wszystko przyspieszyć. Może na tyle, żeby inicjacja była za, hm... miesiąc, może dwa?
Z gardła Blake'a wyszedł wściekły warkot, informujący o jego niezadowoleniu.
- Nie będzie żadnej inicjacji - oznajmił.
Mój - a raczej mojego ojca - „partner od interesów" uśmiechnął się złośliwie.
- Och, będzie - zapewnił. - Co, Ashley ci nie powiedziała?
- Dan, przestań - odezwałam się. - Blake ma rację. Nie będzie żadnej inicjacji.
- A z tego, co mi wiadomo, to właśnie Daniel ma rację - rzekł mój ojciec, stojący teraz w otwartych drzwiach i przyglądający nam się uważnie.
Duża część mojej odwagi opuściła mnie, gdy jego wzrok spoczął na mnie.
- Plany jednak pozmieniały się - poinformował go Blake.
A słysząc to oświadczenie, moja odwaga i pewność siebie z powrotem przybrały na sile. Wiedziałam, że mam u boku swoje prawdziwego partnera. I póki go mam, jestem w stanie stawić czoła Wiliamowi Blackowi.
- A więc zapraszam do mojego gabinetu. - Mężczyzna odsunął się od drzwi, wracając do pomieszczenia.
Najpierw podążył za nim Dan, a na końcu my.
- Zamknij drzwi - wydał polecenie mój ojciec, a ja je wykonałam, celowo z lekkim opóźnieniem. Sama nie byłam do końca pewna, czy dobrze zrobiłam. Chciałam jednak podkreślić to, że jestem samodzielna i nie może ciągle mi wszystkiego nakazywać.
Zerknęłam ukradkiem na chłopaka u mojego boku. Posłał mi pocieszający i podnoszący na duchu uśmiech, mówiący: „Jestem z tobą, wszystko będzie dobrze".
- No więc - zaczął dyrektor akademii, siadając w swoim fotelu za biurkiem, wskazując nam wszystkim miejsca do siedzenia.
Również ociągałam się z zajęciem miejsca, a i tak usiadłam na fotelu, w innym miejscu, niż mi wskazał. Może to było dziecinne zachowanie, ale naprawdę musiałam się jakoś rozkręcić. Przecież tylko minuty dzieliły mnie od rozerwania moich więzi rodzinnych.
- Jak to, plany się pozmieniały - podjął oficjalnym tonem temat, nie komentując mojego zachowania.
Blake stanął za mną, kładąc mi dłonie na ramionach.
- Wyczuwam w Blake'u mojego partnera duszy - oznajmiłam. - A on swoją partnerkę duszy we mnie.
Dan prychnął.
- Jasne, tak nagle nie możecie bez siebie żyć.
- To się dzieje od naszego pierwszego spotkania - sprostowałam. - I to się nasila.
- Ale to nie ma znaczenia - przypomniał. - Przecież było ustalone, że nawet jeśli znajdziemy w tym czasie partnerów duszy, po prostu wypłacimy zadośćuczynienie.
- Nie chcę waszego zadośćuczynienia - warknął Blake do Dana. Następne słowa skierował do mojego ojca: - Przez naszą wspólną głupotę, pomiędzy mną a Ashley doszło do tęsknoty dusz.
Zmarszczyłam brwi, niepewna.
- Tęsknota dusz? Co to jest?
- To śmieszne - wymamrotał Daniel.
Jednak William Black wcale nie wyglądał na rozbawionego.
- Od kiedy o tym wiesz? - spytał mojego partnera duszy.
- Odkąd wyjechała.
- Czy ktoś może mi powiedzieć, co to ta tęsknota? - upomniałam się.
- Czy widziałaś Blake'a podczas swojego pobytu w Kanadzie? - Mężczyzna skierował wzrok na mnie.
Zmieszałam się.
- No... tak. Tylko, że... jego tam nie było, tak naprawdę.
Westchnął, opierając łokcie na blacie biurka i zatopił swoje palce we włosach.
- Do jasnej cholery.
Otworzyłam szerzej oczy.
Najwyraźniej nasz problem jest bardziej poważny, niż mi się wydawało.
Bowiem tato nigdy nie tracił panowania nad sobą, chyba że było naprawd ciężko.
- I dlaczego jeszcze nic z tym nie zrobiłeś? - Powrócił wzrokiem do chłopaka stojącego za mną.
- Starałem się to wszystko zrobić delikatnie. Teraz, już bylibyśmy po inicjacji, jednak Ashley wolała wyjaśnić i zamknąć wszystkie sprawy z tą umową.
To prawda. Blake próbował mnie już namówić, żebyśmy poszli do mojego ojca dopiero po inicjacji, ale się nie zgodziłam.
- Tato - odezwałam się, pochylając o przodu, w jego stronę i ściągając tym samym jego uwagę na siebie. - Wiem, że to wszystko było już ustalone, ta cała umowa. Jednak im bardziej z tym walczę, tym ciężej mi jest. JA NIE MOGĘ przejść tej inicjacji z Danem. - Popatrzyłam na niego błagalnym wzrokiem.
Przez długi czas się nie odzywał i zaczęłam tracić nadzieję.
- Czy chcesz przejść tą inicjację z Blakiem, a nie z Danielem tylko po to, aby pokrzyżować nasze plany? - spytał, zanim zdążyłam coś dodać.
- Oczywiście, że nie - wykrztusiłam. - Nigdy nie chciałam robić ci na złość. A gdybym mogła, to pewnie nadal opierałabym się więzi mojej i Blake'a, żeby cię zadowolić.
Na te słowa Blake wydał z siebie kolejne warknięcie, które obydwoje zignorowaliśmy.
- Przepraszam - dodałam. - Wiem, wychowywałeś mnie, żebym była silna. Ale ja już nie mogę, nie jestem w stanie. Zawiodłam cię.
Jego wyraz twarzy złagodniał.
- Ashley, nie zawiodłaś mnie - powiedział delikatnie. Rzadko używał takiego tonu wobec mnie. - W zasadzie, to jestem z ciebie dumny.
Zdziwiłam się.
- Dumny?
Pokiwał głową.
- W końcu mi się postawiłaś. - Rzucił spojrzenie Danowi. - Danielu, skontaktuję się z tobą później. Jednak w zaistniałej sytuacji chyba rozumiesz, że będzie to spotkanie dotyczące rozwiązania umowy.
Przed długi czas chłopak patrzył z niedowierzaniem, kręcąc głową. W końcu wstał i bez słowa gabinetu, trzaskając drzwiami.
- Więc - mój ojciec rozluźnił się w fotelu - usiądź, Blake. Trochę sobie tutaj posiedzimy.
Zerknęłam niepewnie na chłopaka.
- Posiedzimy? - Nie byłam pewna, czy to dobrze, czy źle.
- No tak. Nawet jeśli Richard się tu teleportuje i tak nam trochę czasu zajmie omawianie waszej inicjacji - wyjaśnił starszy Black. - Wytrzymacie jeszcze trochę w niekompletnym połączeniu?
Blake spotkał mój wzrok i uśmiechnął się lekko, zajmując miejsce w fotelu obok mnie.
- Wytrzymamy - stwierdził, unosząc moją dłoń do ust i całując.

*****

Hej,
Odnośnie pytań co do drugiej części historii... Historia Blake'a i Ashley zostanie zamknięta. Jednak pojawią się jako bohaterowie drugoplanowi w historii o Białym Kle.

Daniela

Miłość według czarownicy ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz