Rozdział 26 / Don't leave me alone

141 19 2
                                    

Sen Cassie:
Dźwięk telefonu wyrwał mnie ze snu. Zwlekłam się z łóżka i zobaczyłam swoje szare odbicie. Czarne, nieułożone włosy, podkrążone oczy i blada, prawie całkiem biała twarz. Upiorny uśmiech pojawił się w lustrze, a deszcz za oknem zaczął bardziej zacinać o szybę. Cudowny dzień, pomyślałam uśmiechając się do siebie. Wypchany Jackie stał na szafce nocnej posyłając mi urocze, pełne nienawiści spojrzenie. Podniosłam telefon i usłyszałam głos pielęgniarki.

-Casandra Blackwood? - zapytała kobieta zimnym głosem

-Przy telefonie - powiedziałam

-Dzwonię w sprawie śmierci Felixa Sandmana - poinformowała mnie kobieta, a moje serce chyba stanęło na dłużej niż pół minuty

Odłożyłam słuchawkę nie słuchając dalszych słów kobiety. Duże, błękitne oczy w lustrze zrobiły się czerwone, a po policzkach odbicia spływała słona woda. Jednak usta zostały w tym samym, niezmiennym uśmiechu. Spojrzałam na Jackiego i zobaczyłam jego wystraszone oczy.

-Ktoś odszedł - powiedziałam lekko zmartwiona głaskając kota - Ale dlaczego coś tam w środku mnie boli?

Spojrzenie nie dało mi odpowiedzi. Siedziało po drugiej stronie lustra, tak nieruchomo. Było smutne, ale dlaczego było smutne? Dlaczego moje płuca ściskała dziwna sieć, nie dając mi oddychać? I ta woda spływająca po policzkach, wydawała się być aż gorzka. Felix... Felix Sandman. Odbicie przechyliło lekko głowę, a gorzka kropelka spadła na moje kolano. Czułam się jak w dziwnym transie, nie mogąc się obudzić. Wzięłam Jackiego i zeszłam na dół. Świat był dziwny, był zupełnie czarno-biały. Usiadłam na kanapie i zaczęłam obserwować Ky i Oscara. Kylie kroiła warzywa, a Oscar siedział na przeciwko niej z ślicznym, nienawistnym uśmiechem. Wokół oczu Green było pełno ciemnej kredki, a jej włosy pokrywały szare pasemka. Wyglądała tak normalnie, że aż zrobiło mi się jej żal. Jackie wydawał się być wpatrzony w Oscara. Byliśmy tacy podobni... Czarne włosy, całkiem biała cera i ten sam cudowny uśmiech.

-Nawet ta poetycka czerń nie ukrywa twojej figury dyni - powiedział Ozzy, a ja z Jackim zachichotaliśmy cicho

Kylie odwróciła się z nienawistnym wyrazem twarzy. Kredka w jej lewym kąciku oka lekko się rozmazała. Ścisnęła mocniej nóż i przybliżyła się do Oscara. Zatopiła w nim narzędzie i ujęła dłońmi jego twarz.

-Nawet w tej poetyckiej czerwieni jesteś idiotą - powiedziała Kylie, a z jej klatki zaczęła wypływać czerwona, gęsta ciecz

Po chwili leżała na podłodze, obok Oscara. Jackie wydawał się niewzruszony. A ja czułam nic. Czułam pustkę. Sama nie wiem czemu. Uśmiechnęłam się do Kylie.

-Do widzenia słonko.- powiedziałam do Ky, ale jej twarz była bez wyrazu

Zasmucił mnie brak odpowiedzi więc lekko urażona pomknęłam do ogrodu. Tam siedziała Jane, z dwoma szklankami. Wsypała coś do obydwóch szklanek i zaczęła energicznie mieszać. Część proszku osadziła się jednak na dnie i sprawiała nieprzyjemne wrażenie. Po chwili zjawił się Omar i chwycił jedną ze szklanek.

-Nienawidzę cię. - powiedział wypijając zawartość

Nic więcej nie był w stanie wypowiedzieć. Zaczął się krztusić i kaszleć, aż w końcu upadł na podłogę koło stóp Jannie. Galen pogłaskała go po głowie i wypiła swoją szklankę.

-Na zawsze razem. - powiedziała i upadła obok Rudberga

Bardzo dziwne, zasnęli. Tak w środku dnia, bardzo dziwne. Nie rozumiem, jak można być tak niekulturalnym. Ale śpiącemu nie wolno przerywać, więc przemknęłam bezszelestnie obok pary i pomknęłam w poszukiwaniu Mii. Uczucie pustki powróciło, ale nie przejęłam się tym i ruszyłam dalej przed siebie. Whitemore nie było, ale zauważyłam Olliego. Pobiegłam za nim, aż na sam szczyt najwyższego budynku w mieście. Dziwne, bardzo dziwne. Wszystko wokół było szare. Mia stała na krawędzi i ta sama gorzka ciecz spływała jej po policzku.

-Mia jeśli ty to zrobisz, to ja też. - powiedział Olly - Bądź rozsądna, Mia proszę. - mówił dalej podchodząc do Whitemore

-Nie chcę tak - powiedziała - One odeszły, Cas, Jane i Ky. Zostałam sama, nie chcę być sama. Chcę być z nimi Olly.

-Nie! - krzyknął Olly - Nie pozwolę...

Nie dokończył. Poślizgnął się i spadł. Podeszłam bliżej, ale nie widziałam go. Mia zaczęła szeptać jego imię, aż w końcu zamknęła oczy i zrobiła mały krok w przód. Spadła. Spadła do Olliego, byli już razem. Poczułam się samotnie, spojrzałam na Jackiego i... I nic. Był taki bezuczuciowy. Zdenerwowałam się i popchnęłam go w dół. Zamknęłam oczy. A kiedy je otworzyłam, zobaczyłam cztery ściany i żelazne drzwi.

-Gdzie jestem? - zapytałam

-Tam gdzie wszyscy wariaci. - powiedział niewidoczny głos

Poznałam ten głos. Taki spokojny, taki kochany... Taki... pełny bólu.

-Kim jesteś? - zapytałam

-Tym którego straciłaś.- powiedział głos, a na końcu pokoju mgła zaczęła przybierać kształt

Serce zatrzymało mi się w piersi. To był on. Felix. Już pamiętam. Podbiegłam w jego stronę ale zobaczyłam tylko ciemność.

-Cassie!!! - usłyszałam głos, ale nie Tego którego chciałam usłyszeć

*****
Taka mała zapowiedź dalszych wydarzeń. Rozdział nie jest na serio, nikt nie umarł. Ale bójcie się o Felka. Kocham Was wiec gwiazdki w ruch i komentujcie kochani! ! ! Tak dla wyjaśnienia to był koszmar Cassie. Jak myślicie kto był głosem???

Zacznijmy od początku /TFC/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz