Biegłam ile sił w nogach. Z dużą prędkością przemierzałam skąpane w mroku ulice miasta, gdzieniegdzie tylko oświetlone przydrożnymi lampkami. Na dworze nie było nikogo, wszyscy siedzieli w swoich domach. Spokojnie spędzali czas z najbliższą rodziną nie mając nawet pojęcia o toczącej się w tym czasie ludzkiej tragedii. Moje oczy znowu zaszły łzami na wspomnienie makabrycznej śmierci rodziców i Josha. Nie, nie mogę płakać. Muszę być silna. Moi najbliżsi chcieliby, żebym się nie załamywała.
Byłam bardzo szybka. Nie ma się co dziwić, od najmłodszych lat trenowałam bieganie, reprezentowałam szkołę na różnych olimpiadach i wiele z nich wygrywałam. Pędziłam tak już chyba pół godziny, brakowało mi tchu. Przystanęłam. Rozglądałam się na wszystkie strony. Nigdzie nie było tej psychopatki. Musiałam ją zgubić. Odetchnęłam z ulgą. Wiedziałam, jednak, że w każdej chwili może mnie dorwać.
Nie miałam pojęcia co robić. Uciekać. To oczywiste...ale gdzie? Nie miałam żadnej rodziny, u której mogłabym się schronić. Chciałam iść na policję, ale wtedy przypomniało mi się, że ledwie dzień temu na komisariacie był pożar i obecnie był nieczynny. Zajebiście.
Po krótkiej przerwie znowu zaczęłam uciekać. Nie wiedziałam gdzie, nie wiedziałam, w którym kierunku. Wiedziałam tylko, że jak najdalej od Charlotte.
Wreszcie dobiegłam do pobliskich zakładów chemicznych. Bez żadnych problemów weszłam przez okno. Pomieszczenia były spowite w mroku, jak widać pracownicy już skończyli robotę. Postanowiłam się tam schronić, miałam nadzieję, że Charlie mnie tam nie znajdzie. Ale oczywiście, jak to mówią: „Nadzieja matką głupich.".
„Hej, hej, hej! To co? Spakowałaś się już na wycieczkę do Piekła?" usłyszałam kobiecy głos.
Gwałtownie się obróciłam. To ona. Jak? Jak ona mnie znalazła? Wcześniej wydawało mi się, że jestem bezpieczna.
„J-Jak ty..." wyjąkałam.
„Ach, chciałam, żebyś trochę się zmęczyła." odpowiedziała.
A więc wszystko jasne. Chciała, żebym nie miała już sił do walki. To dałoby jej znaczną przewagą.
„Wiesz, teleportacja się przydaje." zabójczyni w jednej chwili znalazła się tuż obok mnie. „To dzięki Slendy'emu. To on dał mi tę umiejętność."
„Kto?" zdziwiłam się.
„Slendy to mój najlepszy przyjaciel. Pomógł mi, kiedy miałam depresję. Jako jedyny podał mi pomocną dłoń. Dał mi moce, zmienił mój wygląd na lepsze. Odmienił moje życie..." wyraźnie się rozczuliła.
Kiedy tak gadała wykorzystałam chwilę i pobiegłam przed siebie. Nie uciekłam daleko, Charlie szybko się zorientowała i przeteleportowała się koło mnie.
„Nie uciekniesz przede mną, suko!" wyciągnęła swoją wielką kosę.
„Proszę...nie zabijaj mnie." byłam przerażona, nie miałam żadnej szansy ratunku. Wiedziałam, że nawet jeśli będę krzyczeć to i tak nikt mnie nie usłyszy. Nie mogłam uciekać, bo i tak w ułamku sekundy mogłaby znaleźć się koło mnie. Wybuchnęłam płaczem. „Proszę!"
„Ha, ha, ha! Niby dlaczego miałabym darować ci życie? Wiesz jak czułam się, kiedy ty i te suki mi dokuczałyście? Każde obraźliwe przezwisko, każda „satanistka", „emo", „dziwaczka" itp. pozostawiała na mojej psychice jedną rysę. Codziennie słyszałam co najmniej pięćdziesiąt takich obelg, więc tych rys było coraz więcej. A każdy, nawet taka idiotka jak ty wie, że kiedy jest za dużo rys psychika musi w końcu pęknąć. Na zawsze. I to między innymi twoja zasługa."
„P-Przepraszam..." tylko to umiałam z siebie wydusić.
Boże, co ja zrobiłam?! Zrujnowałam jej życie, a teraz ona zrujnowała moje. Z jednej strony nienawidziłam jej za zabicie mojej rodziny, ale z drugiej strony bardzo jej współczułam. Wyobrażałam sobie co mogła przeżywać. Gdybym tylko nie była takim tchórzem, gdybym choć raz sprzeciwiła się Stelli i Nicole...
„Charlie...strasznie mi wstyd...naprawdę mi przykro. Nie wiedziałam, że tak bardzo to przeżywasz. Gdybym mogła cofnąć czas nigdy bym się tak nie zachowała. Nie chciałam cię zranić, naprawdę przepraszam."
„Chuj mnie obchodzą twoje przeprosiny!" podniosła głos.
„Ja naprawdę żałuję...Charlie...jeszcze wszystko może się zmienić...ja...chcę się z tobą pogodzić. Czy ty..." wyciągnęłam do niej rękę. „...zostaniesz moją przyjaciółką?"
„CO?!" uderzyła mnie mocno w twarz. Krzyknęłam. Zaczęłam pluć krwią. „NIGDY! NIGDY! NIGDY! NIE ZASŁUGUJESZ NA BYCIE MOJĄ PRZYJACIÓŁKĄ! NIENAWIDZĘ CIĘ, JESTEŚ NIC NIE WARTĄ SUKĄ! WYWŁOKĄ, KTÓREJ MIEJSCE JEST W PIEKLE!"
Błyskawicznie wyjęła z tylnej kieszeni spodni sztylet i mocno przejechała nim pod moim lewym okiem. Ból był nie do opisania. Znowu pojawiła się czerwona ciecz. Jęczałam z bólu
„HAHAHAHAHAHA! WYBIERZMY SIĘ NA WYCIECZKĘ DO PIEKŁA!"
Zaczęła się krwawa walka. Próbowałam odpierać jej ataki, ale przychodziło mi to z trudem. Na moim ciele pojawiało się co raz więcej blizn i zadrapań, krew była praktycznie wszędzie. Widać, że Charlie była wykwalifikowana w sztuce walki. Zadawanie bólu wyraźnie dawało jej przyjemność i satysfakcję, zmieniła się w prawdziwego potwora. Ciągle łudziłam się, że uda mi się jakoś uciec, biegłam gdzie się tylko da, a ona i tak zawsze używała teleportacji.
W pewnym momencie starcie toczyło się nad kadzią z chemikaliami. Kopałam ją i biłam, siły powoli zaczęły mnie opuszczać. I wtedy stało się to.
Popchnęła mnie, wpadłam do kadzi.
Ostatnią rzeczą, jaką pamiętam z tego zdarzenia jest jej śmiech. Okropny, szalony, psychopatyczny śmiech.
CZYTASZ
[Creepypasta] Rose The Blue Monster
TerrorOd autorki: Sequel creepypasty „Charlie The Psycho". Opis: Rose Robinson. Lat 18. Uczennica znamienitej szkoły „Abraham Lincoln High School” w mieście Appletown. Razem ze swoimi psiapsiółkami Stellą i Nicole jest jedną z najpopularniejszych ludzi w...