A gdyby tak wszystko stanęło w miejscu?
Gdyby nastała cisza?
Gdyby wszystko co nam znane, po prostu zniknęło? Obróciło się w proch? I wyparowało, tak aby słuch o tym zaginął.
Z ulic zniknęłyby samochody, z lotnisk samoloty, a z mórz statki.
Zgasły wszystkie światła, nastałaby ciemność. Telefony ucichły, nastałaby cisza.
Zapanowałby spokój.
Jednak, czy aby na pewno?
"Jest rok 2019, mięły dwa lata odkąd to wszystko się zaczęło...
Kto by pomyślał, że kiedyś rasę ludzką spotka coś takiego?
Właśnie - nikt.
A wszystko zaczęło się jak w tanim filmie grozy.
Najpierw zwykłe przeziębienie, potem zaraza i nieznany nikomu do tej pory wirus, który zabił już setki milionów ludzi na całym świecie. Nikt tak naprawdę nie wie ile z tych co niegdyś stąpali po ziemi żyje, jako ci, którymi byli jeszcze przed zarazą, a nie jako jedni z ,,Nich".
To chyba moje ostatnie słowa. Mój testament. Zazwyczaj w czymś takim zapisuje się komuś coś w spadku, jednakże co mógłbym przepisać tym, którzy mi zostali, kiedy nie posiadam niczego? Z resztą, kto w tych czasach coś posiada? Przez ten cały czas tylko goniliśmy w poszukiwaniu prowiantu, bądź miejsca, gdzie moglibyśmy przetrwać chociażby jedną noc. Pieniądze, drogie samochody, markowe ubrania, status czy rodowód, nic wtedy się nie liczyło. Nic, poza przetrwaniem. Dzisiaj zadaję sobie tylko jedno pytanie: ,,Dlaczego?", dlaczego coś takiego spotkało akurat nasz świat? Tych wszystkich ludzi? Mnie? Czy to kara za grzechy, które popełniliśmy za życia? Czy to już jest ten słynny koniec świata? Czy to wszystko dzieje się za sprawą Wszechmogącego Stwórcy? To jego kara, nam wymierzona? Nie wiem. Jednakże, jeśli to prawda, to chciałbym przeprosić za moje grzechy. Nie dlatego, że się boję. Strach opuścił mnie już bardzo dawno temu. Jestem po prostu zmęczony. Zmęczony tą wieczną ucieczką, chowaniem się, utratą najbliższych i zabijaniem. Chciałbym zwyczajnie odpocząć. Chciałbym żeby to wszystko się skończyło i wróciło do normy. Żeby było tak jak kiedyś.
Jednak, nie będzie, nic nie wróci... Zdałem sobie z tego sprawę, jakiś czas temu. Nasz świat już nigdy nie będzie taki sam. A nasi bliscy nigdy do nas nie wrócą. To tak właśnie kończy się ten świat.
Mówią, że jest jeszcze nadzieja, że ludzie wymyślą jakieś antidotum, odtrutkę, cokolwiek. Nie wierzę w to. Moja nadzieja, również mnie opuściła. Teraz prowadzi mnie jedynie ta cholerna chęć życia.
Przez te dwa lata sporo się wydarzyło, poznałem wielu ludzi zarówno dobrych jak i tych złych. Wielu też straciłem. Patrzyłem jak umierali. Nie mogąc nic na to poradzić. Czułem się całkowicie bezsilny. Dalej miewam takie odczucie. Również to, że niedługo oszaleję. A może to już? Może już dawno temu postradałem wszystkie zmysły? Nie mam pojęcia. To chore... To wszystko jest chore!
Jednakże, nie mam zamiaru się poddać. Pomimo tego wszystkiego. Nie dam się im. Nie zginę. Nie dziś, nie jutro, nigdy. Podniosę się i stanę na nogach. A gdy skończę już z nimi wszystkimi, podetrę się tym świstkiem i zwyczajnie zaśmieję się śmierci prosto w twarz, przypominając jej o swoim istnieniu. WCIĄŻ ŻYJĘ! SŁYSZYSZ MNIE?! ŻYJĘ!
Nazywam się Aaron, a to moja historia."