Była pierwsza sobota wakacji. Słońce grzało niemiłosiernie, mimo to większość dzieci siedziało na dworzu, ciesząc się końcem roku szkolnego. Tylko jeden dziewczynka siedziała w domu, patrząc ponuro przez okno na bawiące się dzieci. Sama nie mogła wyjść z domu i pograć z nimi w piłkę, ponieważ w zeszłym tygodniu złamała sobie nogę.
Była to dziewczynka o kręconych blond włosach do ramion i niebieskich oczach. Była niewysoka. Jej krótkie palce bardzo ją denerwowały, ale poza tym nie miała żadnych kompleksów. Nazywała się Klara Dalonska.
Siedziała sama na kanapie, ogólnie w domu była sama. A to naprawdę trzeba mieć pecha, żeby złamać nogę kilka dni przed wakacjami. Pomyślała i odruchowo złapała się za znamię na jej szyi, które przypominało ślad po trzech pazurach jakiegoś dużego zwierzęcia. Miała ją od urodzenia.
Gdy jej ręka opadła, nagle usłyszała dźwięk przewracanego garnka z kuchni. Mocno się przestraszyła, ponieważ oprócz niej nikogo nie było w domu, przynajmniej tak myślała.
Idąc o kulach podeszła do drzwi od kuchni. Zawahała się przez chwilę, ale potem mocno popchnęła drzwi. To co zobaczyła przestraszyło ją i zaskoczyło zarazem. W kuchni stał przysadzisty mężczyzna z krótką brodą, ubrany w długi brązowy płaszcz oraz miał na głowie kapelusz. Gdy ją zobaczył uśmiechnął się i wesoło przywitał:
- O dzień dobry! Ja nazywam się Witold Hokusowski, a Ty to zapewne panna Dalonska?
Klara mocno zbita z tropu tymi słowami odpowiedziała:
- T-tak. A co pan tu robi? I jak pan tu wszedł?
- Teleportowałem się, ponieważ drzwi były zamknięte- powiedział i pstryknął palcami. W tym momencie zniknął, lecz po chwili pojawił się na kanapie w salonie. Klara nie kryła zaskoczenia.
- No cóż umiem tak, bo jestem czarodziejem i Ty też- to już zwaliło dziewczynę z nóg.
- Co takiego?- zapytała
- Jesteś czarodziejką - powtórzyłOwszem, ostatnio działy się dość dziwne rzeczy, np. pilot w jednej chwili leżał na komodzie, a chwilę później był na kanapie. To rzecz niecodzienna, ale nigdy by nikt nie pomyślał, że to czary.
- Widzę, że nie do końca mi wierzysz - rzekł pan Hokusowski - może jak Ci zademonstruję pewne zaklęcie, to pozbędziesz się wątpliwości - i wyjął coś, co niewątpliwie było różdżką, i machnął nią, mrucząc coś pod nosem. Po sekundzie Klara poczuła dziwne mrowienie w złamanej nodze, bandaże opadły, a noga już nie bolała.
- Jak pan to zrobił? - zapytała
- Magia - szepnął
- No, a gdzie jest Twoja mama?
- Pojechała do sklepu, ale zaraz wróci
- Czyli za ile czasu?
- Nie wiem. Pięć, może dziesięć minut. Napije się pan czegoś?
- Herbaty, jeśli mógłbym prosić.
- Oczywiście - odpowiedziała i czym prędzej wybiegła do kuchni.Parząc herbatę, rozmyślała jak mama zareaguje na wizytę nietypowego gościa. Po chwili, niosąc herbatę oraz ciasto, usłyszała samochód wjeżdżający na podwórko. Mama przyjechała.