Prolog

260 4 0
                                    

Nowy Orlean, rok 1932.

- Jak ona śmie mi się sprzeciwiać. Jest ostatnim potomkiem z naszego rodu!- wrzasnęła Sophine.

Chodziła wokół wielkiego norweskiego dywanu, a jej ogniste loki szalały z lewej na prawą. Ruch spowodował, że zaczęło jej się robić słabo. Dość mocno zawiązany gorset sukni wykonanej z jedwabiu tylko pogarszał sprawę.

- Ja już nie mam do niej ani odrobiny cierpliwości. Ritchardzie toteż twoja córka, może postarałbyś się przemówić jej do rozsądku ? - Jej lodowato zielone oczy patrzyły teraz wprost na niego.

Ritchard pogładził się po brodzie, następnie strzepnął surdut i podszedł do Sophine. Objął ją i powiedział cicho.

-Kochanie pozwól jej samej zadecydować. Jest już pełnoletnia. Nie możemy być wiecznie za nią odpowiedzialni, może zrozumie i zrezygnuje, a może nie.

Sophine cofnęła się przerażona. Nie była pewna czy się nie przesłyszała. Jak jej własny mąż mógł podchodzić do tej sprawy tak łatwomyślnie?

-Czy ty nie zdajesz sobie sprawy na jakie zagrożenie nas narażasz.Już my nagięliśmy zasady! Dostaliśmy ostrzeżenie, jeśli i ona je złamie wszyscy.... my.....

Ritchard objął ją i wyszeptał do ucha.

-Kochanie nie martw się. To, że my znieważyliśmy prawo nie znaczy,że Katherina postąpi tak samo.

Stali tak objęci jeszcze przez chwilę, gdy usłyszeli ciche skrzypnięcie drzwi frontowych. Do pokoju stołowego weszła młoda dziewczyna o długich czarnych włosach i mlecznej cerze. Ubrana w białą,jedwabną sukienkę do kolan z koronką przy dekolcie. Tuż obok niej stał chłopak o kasztanowych włosach z kilkudniowym zarostem. Nosił się jak każdy zamężny obywatel Nowego Orleanu.

Sophine nie mogąc tego ignorować, zwinnie wydostała się z objęć męża i ruszyła w ich stronę.

- Co on tu robi ? Chyba powiedziałam ci, że nie masz go tu przyprowadzać. Nie życzę sobie tego moja panno słyszysz! - wściekła, przeniosła wzrok z chłopaka. - A ty młodzieńcze powinieneś to rozumieć i trzymać się od naszej rodziny z daleka!

W pokoju nastała cisza, Chłopak przytulił Katherine dodając jej otuchy. Chciał by wiedziała, że może na niego liczyć i razem z nią poniesie ten ciężar.

Katherina podeszła do matki ze łzami w oczach.

- Mamo muszę ci coś powiedzieć. Ja.... my.... tego nie planowaliśmy. Nawet nie jestem pewna czy to do końca pewne...

Sophine bała się tego co ma zamiar powiedzieć jej córka. Popatrzyła w jej szklane oczy z nadzieją, że może jednak się myli, że to nieprawda

- O nie, tylko nie to! Katherino coś ty narobiła ? Tylko mi nie mów, że ty i on, że wy....

- Mamo proszę, ja nawet nie mam pewności, zrozum.

Po chwili rozległo się pukanie, następnie drzwi wypadły z zawiasów, a do środka wpadło szeregi mężczyzn gotowych aby ich pojmać.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

To taki krótki prolog :)

W następnym rozdziale, akcja przeniesie się już do teraźniejszości. Przepraszam za wszelkie błędy.


Miasto Cieni:  Dary ŁowcówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz