MAIA
Zmęczona po imprezie wróciłam do domu w towarzystwie przyjaciół.
- Widzimy się jutro na zajęciach, jak dam radę wstać. - zaśmiała się donośnie Rose.
- Jasne, cześć! - rzuciłam szybko z szerokim uśmiechem na ustach i wyciągnęłam z kieszeni klucze, którymi otworzyłam bramkę.
Idąc w stronę drzwi frontowych szukałam odpowiednich kluczyków do nich. Skupiona na tej czynności nie zauważyłam, że na wycieraczce leży róża - tym razem herbaciana. Podniosłam kwiatka i pierwsze co zrobiłam to przeczytałam wiadomość z karteczki:
"Wiem, że jestem idiotą, ale idiotą który cię kocha. J."
Kąciki ust mimowolnie mi się uniosły. Powąchałam ślicznie pachnącą różyczkę i weszłam do domu. Ponieważ Josh i mama już spali mogłam chwilę poszperać w rzeczach ojczyma. Szukałam telefonu, chciałam zadzwonić do Justina. Czułam jak pękało mi serce, gdy tylko przypomniałam sobie jak zignorowałam go pod uczelnią. Myślałam, że łatwo będzie pozbyć się go z moich myśli, ale uczucie do niego było ponad zakazy wymagającego ojczyma.
- Maia? - na klatce schodowej zapaliło się światło.
Niepewnie odkręciłam się w stronę męskiej postaci stojącej na jednym ze stopni, w dłoniach trzymałam jego teczkę z którą łazi codziennie do pracy.
- To nie tak... - chciałam się szybko wytłumaczyć, ale Josh znalazł się na przeciwko mnie.
- Piłaś. - warknął przez zaciśnięte zęby. - Jutro masz szkołę.
Starał się być cicho, żeby nie obudzić mamy.
Patrzyłam na podłogę, byleby tylko nie złapać z nim kontaktu wzrokowego.- Czego szukałaś? - zapytał szybko wyrywając mi z ręki jego rzeczy.
- Telefonu. - przyznałam się bez bicia. - Chciałam zadzwonić do...
- Do Justina! Mówiłem ci już coś na ten temat. On nie ma prawa się do ciebie zbliżyć, nie ufam takim jak on! - przerwał mi.
-Nie ufałeś żadnemu chłopakowi, którego pokochałam. Daj mi chociaż raz być w normalnym związku! Nie będę całe życie starą panną!
- Może i dałbym mu szansę, gdyby tylko nie był jakimś pieprzonym gangsterem. Chyba tylko ty w tej dzielnicy go nie znasz...
- Justin jest dobry! - zaprotestowałam bez jakiegokolwiek namysłu.
- Jest dobry do uwodzenia takich naiwniaczek jak ty! Zejdź na ziemię dziecko! Idź już spać, jutro masz zajęcia!
JUSTIN
- Justin, chodź tutaj! - zawołała mnie mama, kiedy ja znudzony oglądałem w swoim pokoju film.
- Już idę. - odpowiedziałem przewracając teatralnie oczami.
Zszedłem niechlujnym krokiem po schodach i dziwnie spojrzałem, kiedy na kanapie w salonie leżały nowe ubrania.
- A to co? Przedstawienie nagrywamy, że tyle kostiumów? - zaśmiałem się patrząc na rzeczy, które kompletnie nie były w moi stylu.
A właściwie to nikt chyba nie ma takiego stylu, który przypasowałby pod te stroje dla klaunów.
Mama spojrzała na mnie wzrokiem zabójcy, po czym zaczęła przykładać do mnie po kolei koszulki polo, obcisłe, materiałowe spodnie i buty - coś w stylu mokasynów.- Dobrze wiesz, że dzisiaj mamy ważnego gościa i musisz się jakoś pokazać. - mówiła praktycznie wcale nie interesując się tym, co chciałbym sam założyć.
- To pozwól mi się ubrać "po mojemu". - westchnąłem zdenerwowany.
- Założysz jak zwykle stare jeansy i jakiś t-shirt. - mama najwyraźniej była strasznie zestresowana tym tajemniczym gościem.
- Spokojnie, poradzę sobie. - spojrzałem na zegarek, który wskazywał południe.
Codziennie o tej samej porze postanowiłem czekać na Maię pod jej uczelnią. Miałem nadzieję, że dzisiaj mi nie ucieknie, więc zdeterminowany ruszyłem samochodem na odpowiednią ulicę. Zatrzymałem się na parkingu i wypatrywałem ukochanej.
Siedziałem godzinę, drugą, ale jej nigdzie nie było. Nagle zauważyłem ją, gdy wychodziła z przyjaciółmi z budynku. Wysiadłem z auta i schowałem się za jednym ze słupków od ogrodzenia.- Maia. - złapałem dziewczynę za nadgarstek przyciągając do siebie.
- Zostaw ją panie "mogę przelecieć wszystkie szmaty w klubie". - przyjaciel szatynki natychmiast stanął w jej obronie odsuwając ją ode mnie.
- Co ty o mnie wiesz? - podniosłem głos, zdenerwowałem się.
- Wszyscy wiedzą o tobie dużo, nie muszą ciebie nawet znać. - odpowiedział.
- Chcę z nią tylko porozmawiać, a z tego co wiem jej prawnikiem nie jesteś!
- Przestań Andre. - zaprotestowała cicho Maia.
- Wyszedłeś z pierdla i myślisz, że rządzisz miastem?! Żałosny jesteś. Szkoda, że cię w ogóle stamtąd wypuścili. Nie wiem za kogo się uważasz, ale nie uważaj się za chłopaka tej dziewczyny! - nie zwrócił uwagi na krótkie polecenie swojej przyjaciółki, co sprawiło po prostu, że rzuciłem się na niego z pięściami.
Wszyscy natychmiast zaczęli się interesować tym wydarzeniem. Niektórzy motywowali nas do walki, a niektórzy starali się rozdzielić.
- Serio kochasz kogoś takiego Maia? - zaśmiał się szyderczo wskazując na mnie palcem.
Zdyszany stałem po przeciwnej stronie. Wytarłem ręką krew płynącą z rozciętej wargi i groźnie patrzyłem na równie poturbowanego chłopaka.
Dziewczyna miała łzy w oczach. Nie potrafiła wybrać pomiędzy mną a przyjacielem. Wydostała się z tłumu ludzi i zaczęła samotnie biec. Nie miałem siły gonić za nią. Wróciłem do samochodu i odjechałem do domu, gdzie mama na mój widok złapała się za głowę.- Coś ty zrobił Justin?! - ujęła moją twarz w dłonie zaczynając przyglądać się siniakom i ranom. - Nie, nie , nie, teraz cała kolacja będzie beznadziejna!
- Dzięki, że zapytałaś jak się czuję. Goście ważniejsi, prawda?! - wykrzyczałem, po czym pobiegłem do łazienki.
Trzasnąłem głośno drzwiami. Zacząłem rzucać się po całym pomieszczeniu dopóki nie uszły ze mnie wszystkie siły.
Gdy się uspokoiłem stanąłem przed lustrem i dopiero wtedy zauważyłem jak wyglądam.Kurwa... serio jestem beznadziejny!
~~~
Po ilości gwiazdek zauważyłam, że poprzedni rozdział nie bardzo przypadł wam do gustu. Mam nadzieję, że tym, poprawiłam trochę sprawę:)
Czekam na wasze opinie!
CZYTASZ
Time's Up
Fanfiction#992 w Fanfiction - 21.04.18r. "Ludzie widzą tylko to co chcą widzieć. Widzą we mnie wiecznie uśmiechniętą, spokojną i mądrą dziewczynę. Gdyby tylko spojrzeli głębiej w moje oczy tak naprawdę zobaczyliby, że moja dusza toczy walkę ze strachem, nien...