Pół roku minęło szybko i to było naprawdę coś. Kiedy już myślałem, że nic nie zburzy mojego świetnego humoru odebrałem telefon.
- Will. Przepraszam, że cię niepokoję. Tu mama Stacy. Pomyślałam, że powinieneś wiedzieć.
- Coś się stało? - czułem, że kobieta jest zdenerwowana i wydawało mi się, że mówi przez łzy.
- Stacy jest w szpitalu. Podcięła sobie żyły. Lekarze próbują ją uratować...
Nie wiele więcej pamiętam z tej rozmowy. Właściwie to niewiele pamiętam z całego dnia. Wszystko widziałem jak przez mgłę. Szybkie pakowanie kilku najpotrzebniejszych rzeczy, lot samolotem, szpital, Stacy podłączona do tych wszystkich urządzeń, nieprzytomna...
- Will. - dopiero po chwili zauważyłem rodzinę dziewczyny. Siedzieli na krzesełkach tuż przy sali.
- Co się stało? - podszedłem do nich. Mama blondynki podała mi kartkę. Nikt nie powiedział ani słowa, więc zacząłem czytać.
Will. Nie wiem czy chcesz mnie jeszcze widzieć, ale mam nadzieję, że rodzice uszanowali moją wolę i przeczytali tylko swoją część, i nie zobaczą tego, co tu napiszę. Liczę również, że to co przeczytasz zostanie między nami.
Przez pół roku nie mogłam sobie poradzić z życiem. Byłam na siebie wściekła, że nie wybaczyłam ci i tak po prostu pozwoliłam wyjechać bez pożegnania. Jednak miałam nadzieję, że dzięki temu będzie nam łatwiej. Kiedy ten facet powiedział o kontrakcie jedyne co miałam w głowie, to myśl, że nie dam rady cię puścić. Może nie powiedziałam ci tego wcześniej, ale bałam się twojej reakcji... Kocham Cię. Naprawdę... Nie mogę bez ciebie żyć... Jednak, gdy spojrzałam na ciebie zobaczyłam błysk w twoich oczach. Wtedy zdecydowałam, że nie mogę ci tego zrobić, że nie stanę ci na drodze do spełnienia marzeń. Dlatego postanowiłam uciec.
Jednak z każdym dniem było coraz gorzej. Miałam nadzieję, że w końcu mi przejdzie, ale nic z tego. Nawet rodzice zaczęli mi szukać psychologa. Ale ja nie chciałam z nikim rozmawiać. Dlatego po raz pierwszy chwyciłam żyletkę. Choć na chwilę ból fizyczny przykrył ten w sercu. Ale za każdym razem było to za mało. W końcu postanowiłam z sobą skończyć... Liczę, że czytasz to, gdy mnie już nie ma. Mam nadzieję, że mi wybaczysz.
Kocham Cię. Stacy.
Spojrzałem na rodziców dziewczyny.
- Czy ona...? - nie mogłem tego przełknąć. Miałem potworną gulę w gardle.
- Gdybyśmy wrócili chwilę później, to nie uratowaliby jej. - powiedział ojciec dziewczyny. - Żyje, ale jest nieprzytomna. Straciła dużo krwi. - spojrzałem na kartę, którą trzymał w ręku. - Jeśli o to chodzi... - pomachał kartką. - Nie czytaliśmy twojego listu. Ale wiemy, że była załamana po twoim wyjeździe. Dlatego postanowiliśmy zadzwonić do ciebie.
- Czy mogę do niej wejść? - spojrzałem znów na dziewczynę.
- Musimy czekać. Aż się wybudzi.
Usiadłem obok i czekałem. Kupiłem kawę i nadal czekałem...
Byłem potwornie zmęczony. Podróż, czekanie... Brakowało mi snu. I kiedy już myślałem, że wymięknę wyszedł do nas lekarz.
- Córka się wybudziła. - wszyscy zaczęli się uśmiechać. - Jest zmęczona, ale nalegała, żeby spytać o Willa.
Natychmiast wstałem.
- To ja.
- Jeśli nie mają państwo nic przeciwko... Pacjentka prosiła, żeby pan odwiedził ją jako pierwszy.
Spojrzałem na ich twarze. Wszyscy zgodzili się, więc założyłem ochronny płaszcz i wszedłem do środka.
- Domyśliłam się, że do ciebie zadzwonili. - powiedziała patrząc na ścianę.
- Nie rozumiem dlaczego... Znaczy wiem... Ale nie rozumiem... - usiadłem obok jej łóżka.
- Czego nie rozumiesz?! - spojrzała na mnie z łzami w oczach. - Tego, że się w tobie zakochałam od pierwszego wejrzenia? Tego, że nie mogę bez ciebie żyć? Tego, że czułam się okropnie po tym co zrobiłeś? Czy może tego, że nie mogłam tego wszystkiego znieść?! - rozpłakała się na dobre.
- Ja też za tobą tęskniłem. - spojrzałem na bandaże na jej rękach. - Chciałaś mnie widzieć...
- Tak... - westchnęła. - Chciałam, żebyś jak najszybciej wrócił tam, gdzie twoje miejsce. Na turneé.
- Skąd wiesz, gdzie jest moje miejsce? Może chcę czegoś innego?
Spojrzała na mnie smutna.
- To twoje marzenie. Nie chcę stawać ci na drodze.
- A może moje marzenie się zmieniło?
- Wsiadaj do samolotu. - patrzyła mi w oczy. Wiedziałem jak bardzo nie chce, żebym wyszedł. Dlatego położyłem rękę na jej policzku, a następnie pocałowałem ją.
- Idź już. - powiedziała, gdy się odsunęliśmy, ale znów zamknąłem jej usta. - Will...
- Wiem, że tego nie chcesz. Powiedz tylko słowo, a wrócę i zostanę z tobą. - jeszcze raz ją pocałowałem. Liczyłem, że powie, żebym został, że mnie kocha...
- Idź. - ale tego się nie spodziewałem...
- Stacy...
Dziewczyna odwróciła się, więc wyszedłem.
- Co powiedziała? - spytała jej mama, gdy zdejmowałem płaszcz.
- Że mam wsiąść w samolot. Dziękuję, że mnie państwo poinformowali. Na mnie już pora.
Wyszedłem na zewnątrz. Lało jak z cebra, ale ruszyłem pieszo na lotnisko. Kupiłem bilet na najbliższy lot i chwilę później siedziałem w samolocie.
CZYTASZ
Moja Pasja - Moje Życie: Taniec
Ficção AdolescenteKażdy z nas jest w czymś dobry. Piłka nożna, koszykówka, śpiew, gra na instrumencie, taniec... To tylko niektóre z naszych talentów, pasji. Ale czy jesteśmy w stanie to poświęcić w imię prawdziwego szczęścia?