2. What can I say after I say I'm sorry?

830 108 37
                                    

~*~
Było mi naprawdę... głupio.
Może to nieodpowiednie określenie, ale było mi po prostu głupio.
Nawet nie wstyd, czy nieprzyjemnie, tylko głupio, chyba nawet nie do końca rozumiałem o co Michael robi taki raban, w gruncie rzeczy przecież nic takiego się nie stało, nikt nie ucierpiał, wszyscy żyją i mają się dobrze, właśnie jedzą śniadanie przy stole o który nam poszło, co nawet trochę mnie śmieszyło.
Oczywiście nie zrobiło mi się głupio tak znowu od razu, wymusiłem trochę te przeprosiny, bo doskonale wiem jak Clifford potrafi się boczyć, a potrafi długo i zawzięcie, więc chciałem na samym początku tylko załagodzić sytuację.
Kiedy jednak wszedł do kuchni i wbił we mnie oskarżycielskie spojrzenie, dostałem gęsiej skórki, chociaż temperatura w pomieszczeniu nie mogła się ot tak zmienić i spuściłem wzrok na swój talerz z kanapkami.

-Michael, wszystko okej? - zagaił go Ashton, widząc jak trzyma się z tyłu, trzymając ręką kuchennego blatu jakby dawało mu to poczucie bezpieczeństwa. Wyglądał jak dzieciak który pierwszy raz wybrał się na lodowisko, był okropnie przerażony i trzymał się bandery z przestrachu.
-Tak, wszystko w porządku. - odpowiedział, nie siląc się nawet na nadanie swojemu głosu przekonania i westchnął, chwytając jabłko z koszyka na owoce.
-Zrobiłem ci herbaty. - dodaje Calum, posyłając mu uśmiech i odsuwa krzesło... na moje nieszczęście, tuż obok mnie, w miejscu w którym to się wydarzyło, przez co jego oczy zwężają się do mikroskopijnych rozmiarów - Mike, masz gorączkę?
-Nie, ale boli mnie trochę głowa. - wykręca się, unikając już mojego spojrzenia, przez co czuję się podwójnie źle i tylko ukrywam twarz w dłoniach - o, zobacz, Luke'owi chyba się udzieliło. Pójdę do siebie, nie przeszkadzajcie sobie.

Kiedy wychodzi, nie mogę się powstrzymać i po prostu wybucham śmiechem, chociaż wcale nie jest mi szczególnie wesoło. To jeden z tych typowych, nerwowych śmiechów, gdy nie wiesz już co robić, więc śmiejesz się jak głupi do sera.
Jestem pewien że trzy ostatnie słowa zaakcentował specjalnie, mówiąc je odrobinę głośniej, a swoim odmaszerowaniem na górę, tupiąc po schodach jak wkurzona dziewczynka która właśnie dostała szlaban tylko to potwierdził.

-Powie mi ktoś co go ugryzło? - pyta w końcu Ash, chwytając kubek z herbatą Michaela. Mam wrażenie że wszystkowiedzący Irwin nie musi nawet o nic pytać, a wystarczyły mu tylko dwa lub trzy spojrzenia by jasno ocenić sytuację - zaniosę mu to, spróbuję się dowiedzieć o co chodzi, no chyba że wiecie, to nie będę go denerwował, to ostatnia rzecz której teraz potrzebuje. Zanim wyszliśmy z Calumem, wszystko było z nim w porządku.
-Może pokłócił się z mamą? - podsuwa tamten, zagryzając paznokieć kciuka - cholera, chyba wszystko jest w porządku z Karen, co? Ona i Michael raczej rzadko się kłócą, zwłaszcza odkąd już nie mieszkają pod jednym dachem. Nie jest kłótliwa i nie garnie się do sporów, ale kto wie...?

Nie pozostało mi nic innego jak przyznać się do wszystkiego. Oblewał mnie zimny pot na samą myśl że Ashton mógłby iść do niego i wypytywać go o szczegóły, czym na pewno sprawiłby mu przykrość, zdenerwował go, uczucie rozczarowania powróciłoby do niego jak bumerang i musiałbym chować się przed jego palącym spojrzeniem przez kilka dni gdyby musiał mu to sam tłumaczyć.
 A tak, wejdzie tylko do niego do pokoju, powie mu że jestem egoistycznym, chamskim i ohydnym dupkiem bez szacunku do innych, Michaelowi poprawi się humor i wszyscy będą zadowoleni. Tak. Najlepiej przyznać się do wszystkiego.
I o dziwo, nie czuję że będę miał z tym problem. Przynajmniej dopóki pierwsze słowa nie wylatują z moich ust.
-Michael wczoraj nakrył mnie jak... ja i Sophie... no, było już po wszystkim, więc niby żadna strata, ale jakby tak... trochę niezręcznie. - kończę kulawo, powstrzymując kolejny wybuch śmiechu - przeprosiłem go, ale... to chyba nie podziałało.
-Mikey wparował ci do pokoju? - szepcze Calum, zakrywając przy tym usta dłonią - chyba umarłbym ze wstydu gdyby to mnie się tak zda....
-Dobra, dobra, nie wlewaj sobie, doskonale wiemy że tak się raczej nie stanie, no chyba że może znowu któregoś razu mocno się nawalimy z jakimiś pustakami. - docinam mu i pokazuje mu język - nie, nie, nie pieprzyliśmy się w moim pokoju, tylko na stole.
-Mówisz o tym stole? - syczy Ashton, wzdrygając się mimowolnie, a kubek w jego dłoni zaczyna kiwać się na boki - Za chwilę się porzygam. Jesteś zdrowo pojebany, my tutaj jemy, kretynie!
-A ja się pieprzę i co z tego? Meble mają wiele zastosowań. - wzruszam ramionami i ponownie przenoszę spojrzenie na Caluma, który wygląda jak sędzia podczas meczu pingponga. Patrzy to na mnie, to na Ashtona, obracając głowę w naprawdę szybki i zabawny sposób, co wcale nie dodaje mu inteligencji, ale jest moją ostatnią deską ratunku - Cal, chyba nie uważasz że zrobiłem coś złego?
-Wiesz jaki jest Michael. - odpowiada wymijająco, nie chcąc narażać się ani mi, ani Ashtonowi, wybierając najbezpieczniejsze miejsce, czyli sam środek i ucieka wzrokiem gdzieś na bok, ale wystarczy że chrząkam znacząco, a od razu się poprawia - dobra, już dobra. Mike robi z igły widły bardzo często i trzeba mu to wybaczyć.
-To wcale nie są takie z igły widły. Obydwoje jesteście debilami. - warczy Ash i wyciera swoją zalaną herbatą dłoń, nadal trzymając w niej kubek - pójdę go trochę uspokoić, a ty zastanów się jak przeprosisz, rozumiemy się?
-Ty chyba sobie żartujesz. Nie mam za co przepraszać! Zresztą i tak już przeprosiłem! - wykrzykuje z pretensją, ale Irwin tylko przygniata mnie spojrzeniem które mówi ni mniej ni więcej "dobrze wiemy że to nie wystarczy", więc w ciszy przyznaje mu rację i posłusznie kiwam głową, patrząc jak pośpiesznie oddala się w kierunku schodów.

difficult beginning. [muke]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz