Dwunasty cios

167 19 5
                                    

#emifightsFF  

Czułam jak moje policzki płoną od złożonych na nich pocałunków od wszystkich kobiet, które spędziły, tak jak ja, święta w Bradford. Zayn w tym czasie pakował nasze bagaże do samochodu, a gdy skończył, uratował mnie od dalszych uścisków, bo sam musiał się teraz ze wszystkimi pożegnać. Ze śmiechem obserwowałam jak jego babcia wytarmosiła go za policzki, a on wywrócił rozbawiony oczami i pocałował ją soczyście w policzek. To właśnie tutaj, w rodzinnym gronie, widać z kim tak naprawdę miałam do czynienia. I chociaż cieszyło mnie, że w głębi serca wciąż jest tym samym facetem, to z drugiej strony właśnie to mnie martwiło. Bałam się, że znowu za bardzo się przywiążę, a potem znowu zostanę sama. To był jeden z tych lęków, który mroził krew w żyłach i ściskał za serce.

- Myślisz, że rzeczywiście niczego się nie domyślili? - spytałam cicho, gdy wsiedliśmy już do samochodu. Brunet zapiął pasy i spojrzał na mnie z majaczącym na jego twarzy uśmiechem i nieco zmarszczonymi brwiami. - Wiem, wydaje się, że wszystko jest ok. Ale może oni też tylko udają, bo są święta i nie chcieli tego psuć? Nie chciałabym w najbliższym czasie ani w ogóle najlepiej nigdy wysłuchać reprymendy Wali, o ile na tym by się skończyło. Wiem jakie miała zdanie o związku twoim i Perrie, gdyby dowiedziała się, że...

- Przestań nadawać, Emily – westchnął, wywracając oczami. - Panikujesz? - zaśmiał się po chwili. - Serio, nie masz się czym martwić. Przyjęli cię cieplej niż kiedykolwiek przyjęli Pezz, więc na pewno niczego nie podejrzewają. Uspokój się – powiedział, wyjeżdżając z posesji Malików.

- Naprawdę nikt z twojej rodziny za nią nie przepadał? - zapytałam, zerkając na niego.

- Jakoś tak się złożyło. Pewnie największą zasługę miał fakt, że moja najbliższa rodzina wiedziała, że to ustawka. I w dodatku zerwanie z tobą odcisnęło piętno na moim zachowaniu, a oni myśleli, że to ona mnie zmieniła... - odparł, wzdychając głośno. - Żałuję, że to tak musiało się skończyć, ale budowanie na zrujnowanych fundamentach zwykle nie kończy się dobrze.

- Masz kontakt z Perrie? - spytałam, a Zayn pokiwał przecząco głową.

Tylko westchnęłam, nie bardzo chcąc przyznać się do tego, że ją spotkałam. Wolałam zostawić to dla siebie jako ewentualne koło ratunkowe w przyszłości. Nie wiedziałam, czy kiedykolwiek wybiorę jej numer, bo nie miałam zielonego pojęcia do czego prowadził związek z wpatrzonym w drogę brunetem. W zasadzie nie byłam pewna niczego, nawet tego dokąd teraz jechaliśmy.

Po kilku godzinach jazdy znaleźliśmy się na obrzeżach Londynu. Z samochodowego radia sączyły się świąteczne piosenki na zmianę z nowymi „starymi" hitami, na zewnątrz było już ciemno, a my nie zamieniliśmy z Zaynem ani słowa od prawie godziny, bo przysnęłam, opierając się głową o okno. W zasadzie spałabym dalej, gdyby nie dźwięk mojego telefonu, który rozniósł się po aucie. Przez telefony wybudzające mnie ze snu zaczynałam mieć Green Daya po dziurki w nosie.

- Tak? - mruknęłam, przykładając urządzenie do ucha.

- Słuchaj, nie damy rady dzisiaj wrócić z Niallem. Odwołali wszystkie samoloty, bo jest śnieżyca i utknęliśmy na lotnisku – powiedziała Isabelle, a jej głos jasno sugerował, że była na skraju cierpliwości.

- Kurde, nie fajnie. Ale nie martwcie się, poradzę sobie jakoś.

- Na pewno? - spytała zatroskana, a ja miałam ochotę zaśmiać się do telefonu. Powstrzymałam się jednak.

- Na sto procent. Są hotele, moi rodzice, Brian, w najgorszym wypadku Zayn – odparłam rozbawiona, a prychnięcie Malika tylko bardziej poprawiło mi humor. - Nie martw się mną, idź kupić sobie i Horanowi gorącą czekoladę na poprawę humoru, ok?

Emi Fights ✖ malik, lloydOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz