I - Początek

202 14 1
                                    

Leżałam na trawie w ogródku moich dziadków. Noc była chłodna, choć sierpniowa. Bezchmurne niebo jaśniało blaskiem tysiąca gwiazd. Była to szczególna noc. Dziś marzenia mogły się spełniać. Trzeba tylko mocno się skupić, a gdy na niebie pojawia się spadająca gwiazda, z całego serca pomyśleć życzenie.

Spadające gwiazdy - przepiękne zjawisko. Sporo było malutkich i tak szybko przelatujących, że nawet nie było się całkowicie pewnym, czy to co widziałeś to była spadająca gwiazda, czy tylko coś ci się uroiło. Ale niektóre były bardzo spektakularne. Przecinały całe niebo. Spalając się, ciągnęły za sobą zielono-niebieski ogon. Dla takiego widoku warto było leżeć na mokrej i twardej ziemi. Właśnie przeleciała jedna z tych bardziej spektakularnych. Zamknęłam oczy i pomyślałam życzenie. Leżałam zatopiona w myślach, gdy poczułam szturchnięcie, a raczej mocne dźgnięcie łokciem w żebra.

- Hej! Ziemia do Naz! Jest tam kto? Odbiór! - zawołała Eileen.

- Bez odbioru - odpowiedziałam.

- Odpowiesz na moje pytanie? - zapytała Lili.

- Jakie pytanie? - odpowiedziałam.

- Jakie było twoje życzenie? - powtórzyła Lili.

- Nie mogę wam powiedzieć, bo się nie spełni - odparłam.

- Ty i te twoje przesądy - powiedziała Lili, przewracając oczami.

- Zobaczymy co powiesz, gdy się spełni - odburknęłam.

- Nie kłóćcie się - wtrąciła się Eilee.

- Nie kłócimy się - powiedziała Lili.

- Nie wcale - odparła z rozdrażnieniem Eileen.

- Dobra zmieńmy temat - powiedziałam. - Za 38 dni Alicja ma urodziny. Musimy pomyśleć o prezencie dla niej.

- Dobry pomysł, ale najpierw powiedz mi Naz, czy zamknęłaś drzwi frontowe? - zapytała Eileen.

- Tak... Nie... Nie wiem... - odparłam. - Raczej nie.

- To idź je zamknij, bo jak ktoś się włamie to będzie po nas - powiedziała Eilee dramatycznym szeptem.

- Wiesz Eilee, leżymy na dworze i zamknięte drzwi wejściowe w tej sytuacji raczej nic nam nie dadzą - powiedziałam lekko rozdrażniona.

- Ale ja się tak źle czuję - dramatyzowała Eileen.

- Mówiłyśmy o prezencie dla Alicji - wtrąciła się Lili.

- Racja - powiedziałam. - Macie jakieś pomysły?

- Mogłybyśmy zrobić dla niej list z Hogwartu, jak tobie Giziu - odparła Lili.

- Eileen! - syknęła Gizela. - Wiesz, że nie lubię swojego imienia. Gizela odwróciła głowę w stronę Liliany. Leżała nieruchomo. Po chwili się odezwała cicho i złowieszczo:

- Gdybyś mnie nie widziała Lili, bo jest ciemno, to właśnie morduję cię wzrokiem.

- List to całkiem dobry pomysł - powiedziałam. - Mogłybyśmy znowu zrobić listę przedmiotów i nauczycieli uczących, rzeczy potrzebnych do nauki...

- Pewnie znowu podpisałabym go jako „Profesor McGonagall" - wtrąciła Lili

- Tak, ale jest jedno „ale" - odrzekłam.

- Jakie ale? - zapytała Eileen

- Alicja nie jest fanką Harrego Pottera - powiedziałam.

- Oj, no to klops - odpowiedziała Lili.

Leżałyśmy w ciszy, myśląc o prezencie. Nagle niebo przecięły dwie gwiazdy.

- Jej! Widziałyście? Jakie piękne! - szepnęła Gizela.

- Tak! Prześliczne - odszepnęłam.

- Kurczę! Znowu zamknęłam oczy! - wyszeptała Lili.

- Hej, laseczki... Dlaczego właściwie szepczemy? - szepnęła Eileen

- Nie wiem - odszepnęłam.

- Ej, dziewczyny, a może zrobimy jej prezent, jaki dałyśmy Pameli? - zaproponowała Lili.

- Akt ślubu z Joshem Hutchersonem, podpisany przez papieża? - odparłam.

- Tak. Oczywiście wstawimy imię kogoś innego - powiedziała Lili.

- Tak... Fajnie było być papieżem - westchnęła Gizela. - Tak właściwie to kogo Alicja ubóstwia?

- Bradleya Coopera - odpowiedziałam.

Po chwili krępującej ciszy Lili powiedziała z żalem:

- To takie smutne. Znamy się już ponad rok, a tak naprawdę nic o sobie nie wiemy.

- To nie jest smutne. To tylko podsyca ciekawość odkrywania siebie nawzajem, kawałek po kawałku, każdego dnia. Wyobraź sobie jaka nudna byłaby nasza znajomość, gdybyśmy od razu wiedziały o sobie wszystko. Ominęłoby nas fascynujące doświadczenie jakim jest odkrywanie tajemnic, cudzych i tych własnych. - Leżałam na trawniku, kolejna seria gwiazd przeleciała nad nami. W mojej głowie rozbrzmiewała ta sama sentencja powtarzana raz za razem, gdy tylko któraś przeleciała.

- No, wiecie dziewczyny - odezwałam się - możemy jeszcze poprosić ciocię i wujka o radę.

- Czekaj, kogo? - zapytała Lili.

- No, rodziców Ali - odpowiedziałam.

- Naz, a możesz nam jeszcze raz powiedzieć, dlaczego mówisz do rodziców Alicji per „ciocia" i „wujek"? - zapytała Gizela.

- Ponieważ, moje drogie, ja i Alicja znamy się praktycznie od urodzenia i tak jakoś wyszło, że ja nazywam jej rodziców ciocią i wujkiem, a ona moich - wyjaśniłam.

Dziewczyny przez jakiś czas trawiły to co powiedziałam. Podczas dwóch godzin leżenia i gapienia się w niebo, trawnik zrobił się nieprzyjemnie twardy, poduszka mokra od rosy, a kocyk za krótki. Wszystkim było zimno i nie przyjemnie, jednak nie wiedzieć czemu, żadna z nas nie chciała pierwsza zaproponować powrotu do domu.

Zawsze fascynowało mnie oglądanie gwiazd. Gdy w nie patrzyłam, docierało do mnie jak marnym organizmem jestem w porównaniu do wszechświata. Zawsze ciekawiło mnie, czy gdzieś tam, może po drugiej stronie galaktyki, na jakieś innej, nieznanej nam planecie leżały trzy inne organizmy, spędzając razem czas i czy one też zastanawiały się nad wielkością tego co widzą nad głowami, czy tym czymś co miały. Z mojej głębokiej kontemplacji wyrwał mnie głos Liliany:

- Nie wiem jak wam laseczki, ale mi zaraz przymarznie tyłek do trawnika, z nosa cieknie mi jak z kranu, a o tym, że stóp już nie czuję, to już nie wspomnę.

- Dobry pomysł. Zwijajmy się do domu - poparła ją Gizela.

- Ok. To przy okazji sprawdzę te drzwi frontowe - powiedziałam wstając i składając koc, którym byłyśmy przykryte.

- Jej, nareszcie! - zawołała Gizela.

Zaczęłyśmy się śmiać i weszłyśmy do domu przez drzwi tarasowe. Dziewczyny zaparzyły herbatę, po czym poszłyśmy na piętro i do trzeciej oglądałyśmy filmy, słuchałyśmy muzyki i plotkowałyśmy.

Taki zwyczajny babski wieczór.


Druga stronaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz