Baekyeol

1K 91 15
                                    

Czy przyjaźń wyklucza miłość? Nie. Uważam, że to wręcz się łączy. Tak właśnie potoczył się mój los. Najpierw głęboka i intensywna znajomość, a później się po prostu zakochałem. Zadużyłem się w osobie, która mieszka w moim sercu od tylu lat. Między mocną przyjaźnią, a miłością jest bardzo cięka granica, a ja ją przekroczyłem. Dlaczego? Nie wiem. To stało się nagle. Pewnego dnia uświadomiłem sobie, że chciałbym o wiele więcej niż powinienem, a w mojej głowie rodziły się niegrzeczne scenariusze. To wszystko ulatwiał fakt, że znamy się najlepiej ze wszystkich i nie mamy żadnych tajemnic. Moje podejście do tej sprawy na pewno nie jest pesymistyczne. Jestem osobą, która nie potrafi się smucić w takich sprawach. Inni zapewne zamkneliby się w sobie i nie potrafili spojrzeć prawdzie w oczy. Ja postanowiłem, że będę się starał do samego końca, bo zależy mi na tym chłopaku, jak na nikim innym.
Byłem umówiony z Chanyeolem, jak zwykle przy starej fontannie w naszym osiedlowym parku. Standardowo spóźniał się już pięć minut, ale dostrzegałem w oddali jego osobę. Tak bardzo się za nim stęskniłem, a jedyne czego chciałem, to po prostu się przytulić. Niby widzieliśmy się wczoraj, ale to jednak przerwa. Nas nie powinno się rozdzielać. Ruszyłem w kierunku chłopaka, żeby jak najszybciej poczuć jego obecność. Po kilku metrach wręcz przykleiłem się do Parka, wdychając jego przyjemny i pociągający zapach. Uspokajał, a zarazem rozbudzał. Takie dwa w jednym.
-Nareszcie jesteś.- mruknąłem, zaciskając zmarznięte dłonie na kurtce chłopaka.
-Też się za Tobą stęskniłem, Baekkie.- cmoknął czubek mojej głowy, a wnętrze wypełniło mi przyjemne ciepło, które zawsze towarzyszyło mi w takich chwilach. Przy nim czuję się bezproblemowo i bezpiecznie. On chowa nas przed obcym światem, zostawiając samych sobie. Uwielbiam takie chwile. Złapał mnie za ramiona, na co oderwałem się od niego. Chan patrzył mi głęboko w oczy, a ja nie potrafiłem spuścić wzroku od jego ciemnych tęczówek, które śmieją się do mnie za każdym razem, kiedy na nie patrzę. A teraz twarz chłopaka była spokojna, jakby poważna, skupiona.
-Dziś nie pójdziemy do chłopaków, bo mamy do pogadania.- odparł, chwytając mnie za dłoń. Zaprowadził nas w boczną alejkę, a tam zajęliśmy miejsce na jednej z ławek.
-Dlaczego? Coś się stało?- spojrzałem na niego, nie rozumiejąc nic. Ale sam fakt, że Chanyeol był poważny, niepokoił mnie.
-Tak, masz strasznie suche usta, Baekhyun.
-Słucham? Ale co Ty...- chłopak przyłożył palec do moich ust, a ja patrzyłem na niego kompletnie zdezorientowany. Nie miałem pojęcia, o co może mu chodzić. Nigdy nie dotykał moich ust, więc... Miałem kompletny mętlik w głowie. Park wyciągnął z kieszeni malutki pojemniczek, odkręcił go i wziął odrobinę mazi. Palcami delikatnie uniósł mój podbrudek, a kciukiem subtelnie smarował moje usta. Oblała mnie fala ciepła, uczucia, którego nie potrafiłem opisać. Brunet obserwował każdy swój ruch na mojej twarzy, każde moje drgnięcie pod wpływem jego dłoni. Z każdą chwilą jakby łagodniał, ale nie przerywał skupienia.
-Ostatniej nocy, kiedy byłem u Ciebie...- przerwał na chwilę, biorąc głęboki oddech, po czym znów usłyszałem jego męski głos. Wstrzymałem na chwilę oddech. -Przebudziłem się około trzeciej. Obserwowałem Cię, jak uroczo śpisz, Twoją twarz, która wydała mi się tak interesująca. Nie potrafiłem się powstrzymać i wtedy spróbowałem Twoich ust, które okazały się takie suche.
-Chanyeol, Ty mnie pocałowałeś?- zapytałem niepewenie, z szeroko otwartymi oczami. Serce przybrało nienaturalnie szybkiego tempa, a policzki zaczęły piec niczym poparzone. Próbowałem sobie wyobrazić tę całą sytuację i na samą myśl przechodziły mnie ciarki. Nie miałem mu nic za złe, to oczywiste. Jedyne czego żałowałem to tego, że nie byłem świadomy i nie mogłem przeżywać każdego bodźca, które na pewno by mi towarzyszyły. Ale mam zamiar dać sobie taką szansę.
-Tak. A dokładnie usta osoby, którą kocham.- chłopak patrzył mi w oczy, wodząc kciukiem po mojej brodzie. Chciałem coś powiedzieć, ale nie potrafiłem. Jakby każde słowo było blokowane. Po chwili ciszy doszedłem do wniosku, że to dłużej nie ma sensu i mowę przobraziłem w czyny. Chwyciłem chanyeolową twarz w dłonie, po czym pocałwałem go delikatnie. Powoli odsunąłem się o kilka centymetrów, patrząc mojej miłości w oczy, obserwując jego reakcję. Nie pozwolił mi na dużą przestrzeń między nami. Tak naprawdę po kilku sekundach, które były dla mnie wiecznością, znów połączył nasze usta. Delikatnie zasysał moją dolną wargę, muskając ją językiem. Trafiłem do nieba. W końcu mogłem poznać to uczucie i smak, który tak często próbowałem sobie wyobrazić. Nareszcie dostałen to, na co tak cholernie cierpliwie czekałem. Miałem ochotę rozpłakać się ze szczęścia. Chanyeol całował idealnie. Prowadził nasze języki niczym w tańcu. Od razu się przyznaję, że mógłbym tak tańczyć codziennie. Oderwaliśmy się od siebie, zmuszeni brakiem powietrza. Oczy Parka śmiały się do mnie, jak zwykle, a sam brązowowłosy się uśmiechał.
-Kocham Cię, Chanyeol. To trwa już bardzo długo.- powiedziałem, łapiąc chłopaka za dłoń.
-U mnie tak samo, ale musiałem to po prostu ogarnąć.- odparł nie spuszczając ze mnie wzroku.
-I dobrze, przynajmniej wszystko jest pewne.- przytuliłem się do wielkoluda z ogromną ulgą. W końcu był mój. Już nie muszę się pilnować z każdym słowem czy gestem.
-A ten balsam do ust jest dla Ciebie.- podsunął mi mały słoiczek, uśmiechając się najpiękniej na świecie. Odwzajemniłem gest, szepcząc ciche dziękuję, które było czymś więcej niż aktem wdzięczności za podarunek. Tak naprawdę obejmowało to wszystko, co się stało w ostatnim czasie.
W parku nie spędziliśmy zbyt dużo czasu, bo jak na zimę przystało niska temperatura dawała się we znaki. Z chłopakami tak samo się nie widzieliśmy, bo im też nie chciało się wychodzić, a niektórzy mieli inne sprawy. Poszliśmy do mnie, gdyż mogliśmy się cieszyć sobą i nikt nam nie będzie przeszkadzał. W drodze do domu specjalnie pokierowałem nas przez osiedle Chanyeola. Miałem plan, żeby został tej nocy ze mną. Śmiał się z mojego podstępu, ale cieszył tak samo jak ja. Perspektywa bycia z nim sam na sam bardzo mi się podobała. W takich sprawach nie boję się niczego, dlatego nie miałem jakiegoś konkretnego planu. Niech się dzieje, co chce. Kiedy w koncu wyszedł ze swojej klatki z torbą na ramieniu, ruszyliśmy w stronę mojego domu. Musiał wziąć swoje rzeczy, bo niestety różnimy się trochę wzrostwo, jak i budową ciała. Park jest wysoki, z dużymi ramionami, a ja wręcz przeciwnie. Chłopak może mnie w nich schować, sprawiając, że będę czuł się bezpiecznie. Tak samo nasze dłonie, które brunet splótł ze sobą. Chan ma bardziej męskie, a ja wręcz kobiece. Jest tyle różnic między nami, co sprawia, że dopełniamy się do idealnej całości. Nikt nie jest w stanie jej zburzyć, ani nawet uszkodzić, bo odkąd pamiętam dbamy o siebie bez względu na wszystko. Tak jak teraz. On prowadzi mnie, a ja jego. Wbrew ludziom, którzy patrzą na nas dziwnym wzrokiem. Nie dajemy się temu, nie tchórzymy. Bo z jakiej racji mamy się siebie wstydzić?

LipsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz