Always be together

95 3 1
                                    


*Chloe's POV*


Każdy wie, że dzień nie różni się niczym szczególnym od poprzedniego.  Może pogodą. Codziennie termometr pokazuję o dwa lub więcej stopni więcej niż dzień wcześniej. Nie wiem, czy to ze względu na położenie w jakim się znajduję, czy może to uroki wakacji. Tak czy tak, dla mnie i grupki moich przyjaciół (Courtney, Joel, Macy i Christian), to idealny czas na korzystanie z dni i nocy i wyjście na kilka naprawdę dobrych imprez. 

Bo nie ma nic lepszego od picia alkoholu przy wysokiej temperaturze, nad basenem, gdzie jest naprawdę dość spora ilość ludzi i dobrej muzyce (i nie wspominam tutaj o disneyowskim Jonas Brothers). Żeby nie skłamać.  Tutaj każdego dnia coś się działo.  A do tragedii, do której doszło podczas jednego z wyjść, nie zostało nawet "wyśnione" przez nas w najgorszych koszmarach. Zwykle rzeczy takie jak te, działy się podczas jakiegoś filmu akcji, ale nie tutaj i nie nam. Ja sama do teraz nie wiem co mogę o tym wszystkim myśleć. Szok i przerażenie, to wszystko co mogę zagwarantować, że zostanie tutaj zawarte. 

***

- Chloe Amelio Harvad! - głos, który rozległ się po całym piętrze, zanim doszło do tego dobijanie się do drzwi. Świetnie, to moja matka.

Jestem prawie pewna, że domyśliła się o której wróciłam. I to według niej miała być kara za moje nieposłuszeństwo. Przez dłuższą chwilę starałam się ją ignorować, czułam jednak, że kobieta tak szybko nie spocznie, nawet gdyby miała dobijać się przez cały dzień. Upór maniaka.  Tak więc niesfornie wygramoliłam się z łóżka. Przekręciłam klucz. Zanim sama pociągnęłam by je otworzyć w zaledwie kilka sekund ujrzałam rozzłoszczoną twarz mojej matki.

- Czy ty wiesz która jest godzina?!

Oho, zaczyna się.

Wpatrywałam się w nią, nie wiedząc, co powinnam była jej odpowiedzieć, w końcu próba odpyskowania jej, mogłaby zdenerwować ją jeszcze bardziej, a ja nie miałam za bardzo ochoty słyszeć jej krzyków z samego rana. W końcu spojrzałam na zegarek, wiszący nade mną. - Druga w południe. - ciekawe, czy uzna to za kpinę.

- Zdaję mi się, że miałyśmy jakąś umowę, Chloe.

Muszę znaleźć jakiś sposób na obronę swojego tyłka. - Mamo, to był tylko ten jeden, jedyny raz.

- I ten ostatni wczoraj, i przedwczoraj i...

Przerwałam jej. - Zrozumiałam.

- Dobrze, więc doprowadź się do porządku, a ja zejdę na dół przygotować obiad. Dla ciebie w tym wypadku śniadanie.

Skinęłam głową ignorując ostatnie zdanie. Nie rozumiem o co jej chodziło, przecież ona też kiedyś była młoda i korzystała z życia. A teraz co? Jest zrzędliwa. To pewne. Tak czy tak, wreszcie opuściła próg mojego pokoju, zamykając drzwi mogłam zorientować się, że wciąż była wkurzona, gdyś trzasnęła nimi tak mocno, że obrazek, który stał na komodzie obok drzwi, przewrócił się. 

- Ignorantka - rzuciłam. Podeszłam do toaletki dokładnie przyglądając się w lusterku. - Wow, Klow, przeszłaś samą siebie.

Dlaczego Klow? Większość moich znajomych mówi na mnie żartobliwie Klowly. Okej, jeżeli mam być szczera, to tej nocy i trochę poprzedniej odbyła się impreza urodzinowa Troya, kapitana drużyny koszykarskiej. Zdecydowanie, najprzystojniejszego chłopaka w całym High School of Brooklyn. Nie powiem, że nie jego osoba była mi obojętna, ponieważ żadnej dziewczynie jego osoba nie umknie. W sumie to nie jest istotne to czy owa laska nie ma w tej samej chwili chłopaka. Troyowi nie dało się po prostu oprzeć. Nawet jeżeli ktoś nie był z HSB, to i tak każdy go znał. Dlatego niczym dziwnym nie było to, że o jego imprezie wiedział każdy w obrębie całego Brooklynu, a nawet poza zasięgiem. 

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Oct 20, 2015 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

City of AngelsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz