Rozdział 44

34 3 0
                                    

Nadine siedziała w swoim pokoju z każdą minutą dochodząc do wniosku, że wszystkie te bzdury o medytacji, które wyczytała w gazetach koleżanek ze studiów nijak miały się do rzeczywistości. Zrobiła zdjęcia kilku wycinkom obiecując sobie, że kiedyś na pewno spróbuje polecanych w czasopismach metod, jednak nieważne, czy przyjmowała pozycję lotosu, powitania słońca, czy innej konającej wiewiórki, nie dawało to absolutnie nic. Napięcie nie ustępowało, a nawet wzmagało się za każdym razem, gdy zmieniała niewygodną pozycję na jeszcze bardziej niekomfortową. Choć dziewczyna była święcie przekonana, że słuchanie mantry pomoże jej się skupić, wyprowadzona z równowagi po dość krótkim czasie zmieniła ją na odgłosy delfinów, co okazało się być jeszcze gorszym rozwiązaniem. Tak czy inaczej, wyszła w końcu z łóżka, zrobiła względnie porządny makijaż i ubrała się w coś innego niż znoszona bluza i wiekowe spodnie od piżamy. Narzuciła biały t-shirt, granatowy, rozpinany sweter i siwe, poprzecierane szorty i choć jej włosy nie miały zbytniej ochoty się ułożyć, wyglądało to całkiem nieźle. Jej wyjątkowo, niezmiennie podły nastrój graniczył między depresyjnym przygnębieniem, a chorobliwym poczuciem winy. Gdy już raz poczuła, że udaje jej się zdobyć zaufanie Zayn'a okazało się, że chwilę później zostało ono roztrzaskane na drobne kawałeczki. Nie winiła Will'a, za to, że akurat w tej chwili wyszedł z domu. Na miłość boską, mógł wychodzić, kiedy tylko chciał, a prawdą było, że ona sama powinna całkowicie inaczej to rozegrać i chociaż raz napomknąć Malik'owi o przyjacielu z którym gwoli ścisłości odkąd tylko umówili się na pierwszą piżamową imprezę sypiała w jednym łóżku. Sypianie nie oznaczało to oczywiście uprawiania seksu - po prostu leżenie na tym samym materacu pod tę samą kołdrą z dzielącymi ich warstwami ciuchów. Doceniała wysiłki przyjaciela, próbującego wykurzyć ją z sypialni i zmusić do normalnego życia, jednak należała do osób, które muszą najpierw znienawidzić siebie same, przespać się z problemem i wypłakać morze łez, zanim się z nim pogodzą i zaczną szukać wyjścia z sytuacji. Nieważne, jak byłoby to irracjonalne, tak właśnie robiła odkąd tylko pamiętała i w żaden sposób nie zanosiło się, by ten swoisty algorytm adaptacji problemów przez Nadine Collins miał ulec jakiekolwiek zmianie. Jedną z potrzeb takiej adaptacji i jej warunków była oczywiście samotność. Choć Caleb ciągle był w pracy, a Will co chwila wychodził do biblioteki, czy gdzie go tam nogi poniosły, wciąż czuła nad sobą widmo dwu obserwujących każdy jej krok, a raczej jego brak mężczyzn. Dopiero, gdy minęło kilka dni, a ona została zupełnie sama w domu na dłużej niż piętnaście minut zebrała się na odwagę, by wstać, spojrzeć w lustro i stwierdzić, że nie może dłużej ukrywać się w ten sposób. Co więcej, William powiedział, że tego dnia zamierza być jej wróżką chrzestną, a choć na ogół przypominał rycerza na białym koniu, dziewczynę dręczyło przeczucie, że ten dzień będzie absolutnie wyjątkowy. Miała jedynie nadzieję, że nie zobaczy go w sukience baletowej, złotych pantofelkach i z przyczepionymi skrzydełkami, bo wtedy wywołałby to u niej traumę do końca życia i pewnie musiałaby wstąpić do zakonu. Zeszła do kuchni, żeby wpakować w siebie kilka popitych herbatą grzanek, po czym zauważyła parkujące na swoim podjeździe auto. Był to stary samochód, którym przyjechał William, jednak nie musiała się przyglądać, by zauważyć, że nie był w nim sam. Spanikowana spojrzała na swoje skarpetki, z których jedna była czarna, a druga biała, jednak wiedziała, że za późno żeby je zmienić. Pospiesznie zdjęła je i wepchnęła podkolanówki pod posłanie Isabelle, co zwiastowało, że prawdopodobnie mogła już po nie nie wracać, kiedy tylko pies zaczął obwąchiwać swoje legowisko i drapać je łapą. Usłyszała chrzęst przekręcanego klucza w zamku drzwi wejściowych, po czym jak dziewczynka z podstawówki splotła dłonie za plecami skubiąc skórki przy pomalowanych na siwoszary kolor paznokciach. Wzięła głęboki wdech, co było dość strategicznym posunięciem, bo widok, który zastała po otworzeniu drzwi pozbawił ją oddechu na dobre dwie minuty.

A milion little pieces | 1DOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz