Chapter Ten - " Gotta get out..."

279 31 0
                                    

Notka informacyjna pod rozdziałem
* Toffie's P.O.V. *

Otwieram oczy. Każdy krok, nawet liche mrugnięcia sprawiają mi psychiczny ból.

Pomaluj wszystkie dni na niebiesko, na kolor rannego nieba, którego tak pragniesz w bezsennej nocy.

Cały mój świat spada w dół, a ziemia zsuwa mi się spod stóp. Jedyne czego chce to cofnąć czas. Nie iść spóźniona do szkoły, nie zderzyć się z Lou na korytarzu. Nie spojrzeć w oczy.

Moje życie jest beznadziejne.

Krotki dźwięk dzwonka. Nowa wiadomość. Chce być sama. Kiedyś skakała bym, do sufitu, na jego "Cześć".

Najwyraźniej ludzie się zmieniają. Z dnia na dzień, z wieczora na ranek. Szybko i nieodwracalnie.

Padam na kolana. Bezradnie, niczym zwykła szmaciana lalka. Nie duszę tego w sobie, tylko łzy.

Ktoś wchodzi do pokoju. Nie mówi nic. Nie pyta, nie każe się uspokoić. Obejmuje i troskliwie szepcze hipnotyzującym głosem:

- Będzie dobrze.

Dobrze. Dobrze. Dobrze. - Tylko dobrze.

Zaraź mnie tym entuzjazmem. - Krzyczę. Bezgłośnie, tylko krzyk.

Powoli kończę. Mroczki się zwiększają. Tempo narasta. Świat wiruje.

Krzyk. Krzyk. Cisza...

Budzę się...

***
Spektakl spalonego teatru.
Chcieliście rozdziałów. Proszę. :) Mogło być lepiej niż jest... Komentujcie ❤ Liczę na was! Dziękuję wszystkim za ten motywujący kop w tyłek!
W

iększość rozdziałów będzie teraz z perspektywy Toffie.
Ps. Planuję przyśpieszyć ciążę!!!

Ćma wśród MotyliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz