8. Hush, don't say a word.

705 101 36
                                    

Tym właśnie byłem dla Luke'a Hemmingsa. I chyba on chciał bym był tym jego sprawdzianem. Udowodnieniem na to, że jest tak dobry, że może zmienić czyjąś orientację. 

Nie chciałem wyprowadzać go z błędu i powiedzieć że mojej nie trzeba było zmieniać, nie chciałem dodawać że nasz pocałunek na tyłach baru wcale nie był tym drugim, a pierwszym i chyba to tak bardzo mnie dołowało, bo ilekroć wyobrażałem sobie tą chwilę, na pewno nie wyglądała ona w ten sposób. W moich wyobrażeniach Luke Hemmings nie nazywa mnie sprawdzianami, nie jestem dla niego żadnym dowodem, czymś na wzór statuetki na półce.

Prawda była taka, że Luke Hemmings miał w dupie mnie i to jak mogę się poczuć. W każdym razie po pijaku na pewno miał, bo gdy tylko wróciłem do chłopaków pokładających się na stolikach, podsunąłem jedynie Calumowi papierosy które zwinąłem z kieszeni jego koszuli i wyszedłem na podjazd.
Tym razem to ja miałem wszystko gdzieś, nawet to, że sam byłem pijany, a alkohol plus kierownica na pewno nie równa się coś dobrego, jednak w tamtej chwili w ogóle o to nie dbałem.

 Wydaje mi się że naprawdę przez pierwsze kilka minut wydawało mi się że mam gdzieś nawet to, czy nie rozwalę się na najbliższym drzewie, jednak o dziwo, do domu docieram cało i zdrowo, nie licząc kilku zadrapań na bokach, małej stłuczki z płotem, czy zgubionej sam nie wiem jakim cudem tablicy rejestracyjnej.

Już w holu zdejmuje spodnie i rzucam nimi jak najdalej, a potem po prostu wdrapuję się na górę po schodach, dopadam drzwi swojego pokoju i padam do łóżka, pierwszy raz tego wieczoru czując się, jakbym dostał to, czego akurat chciałem, nawet jeśli tak cholernie nim pachniało, przypominając mi wszystko to o czym wolałbym naprawdę nie pamiętać.

 
Nie wiem ile spałem, wiem tylko, że nim otworzyłem oczy, moją głowę rozsadzał niesamowity ból.
-Nie jęcz, to tylko kac, przeżyjesz. - słyszę głos Luke'a, który w obecnej sytuacji brzmi jakby krzyczał przez megafon prosto do mojego ucha, więc uchylam niepewnie powieki, napotykając jego spojrzenie.

Wydaje się być spokojny, choć taki właśnie jest Luke Hemmings.  Jego największy gniew jest wtedy, kiedy wygląda jakby był kimś, kto ma z nim najmniej wspólnego.
-Która godzina? - pytam niewinnie, jakbym myślał że trochę załagodzę tym sytuacje, jednak jego oczy zwężają się jeszcze bardziej.
-Trzynasta. Mam nadzieję że się wyspałeś. - kontynuuje, w dalszym ciągu trzymając ten ton głosu i unosi lekko brwi - bo my nie spaliśmy w ogóle. Szukaliśmy cię jak idioci po całym Sydney, a kiedy zrezygnowani wróciliśmy do domu, spałeś jak zabity w moim łóżku.
Rozglądam się niepewnie dookoła. Faktycznie, pokój w którym spałem, niewątpliwie należał do blondyna. Mogłem się wcześniej tego domyślić, w moim nie ma tak wielkiej ilości poduszek i kołder, układ mebli jest też zupełnie inny, jednak jak widać, nie widziałem żadnej różnicy lądując tu.
-Musiałem się pomylić. - mówię jakby nic się nie stało i unoszę się delikatnie, od razu łapiąc się za głowę - kurwa, umieram.
-Umrzeć to ty mogłeś. Nie mam pojęcia jak udało ci się dojechać, podkreślam, dojechać po pijaku, po pijaku samochodem, na drugi koniec miasta, leciutko odrapując sobie bok auta. A potem wejść tu, pomylić pokoje i zasnąć jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.

-Nie panowałem nad sobą, zejdź ze mnie. - warczę, wzrokiem szukając gdzieś czegokolwiek, czym mógłbym pozbyć się suchoty w ustach, a kiedy nie udaje mi się to, wstaje powoli na równe nogi.
Chwytam się ściany dla bezpieczeństwa gdy w mojej głowie rozpoczyna się chwilowa karuzela i po utrzymaniu równowagi, decyduję się na to by powoli opuścić pokój.
Nawet mój oddech wydaje się być dla mnie o wiele za głośny. Ptak śpiewający za oknem brzmi jak tysiące ptaków które urządziły sobie karaoke. Sąsiadka rozmawiająca z listonoszem, w mojej głowie tak naprawdę drze się jak potępieniec.

difficult beginning. [muke]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz